Rozdział 24

5K 261 131
                                    

Nie miałam czasu na reakcję. Ziemia usunęła mi się spod nóg i leciałam na twardą posadzkę. Już prawie czułam ból obitego tyłka i zamknęłam oczy, czekając na uderzenie, ale nic takiego się nie stało. Ktoś mnie złapał.

Spojrzałam przez ramię i zobaczyłam Eliasa trzymającego mnie pod pachami. Pomógł mi stanąć do pionu, a ja nie zdążyłam nawet mu podziękować, ponieważ odezwał się Ames:

– Lekcja numer jeden. – Puścił mi oczko. – Zawsze miej się na baczności.

To były jakieś jaja.

Ogarnęła mnie furia. Zacisnęłam dłoń w pięść i zamachnęłam się tak samo jak na Ignatię, mając nadzieję, że ta jego głupia korona spadnie mu z głowy, jednak tym razem moja pięść nie spotkała się z niczyją twarzą, tylko z powietrzem. Ames złapał mnie za przegub, zanim go uderzyłam. Próbowałam się wyrwać, lecz on pociągnął mnie za rękę, przez co nasze piersi się zderzyły i znowu znalazłam się niebezpiecznie blisko jego ust.

– Puszczaj mnie – warknęłam.

– Nie ładnie tak bić starszych – powiedział rozbawiony, a ja popatrzyłam mu w oczy, co było dużym błędem, bo intensywność jego spojrzenia prawie mnie powaliła.

Znowu chciałam go uderzyć, ale kiedy zamachnęłam się drugą ręką, Ames zniknął. Rozejrzałam się w poszukiwaniu i znalazłam go siedzącego na tronie.

– Wracaj tutaj. – Prawie tupnęłam nogą z powstrzymywanej złości. – Jeszcze nie skończyliśmy.

– Naucz ją czegoś przydatnego – zwrócił się do Eliasa, zupełnie mnie ignorując.

– Ty cholerny... – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ strażnik zakrył mi ręką usta. Popatrzyłam na niego groźnie, ale on już prowadził mnie w stronę wyjścia.

– Miałaś dzisiaj uważać na to, co mówisz – wysyczał mi wprost do ucha, aż przeszły mnie ciarki. – Już wystarczająco się popisałaś.

Może atak na Amesa nie był dobrym pomysłem, ale miałam już serdecznie dość tego, jak mnie traktowali. Elias wyprowadził mnie z sali i dopiero wtedy zdjął rękę z mojej twarzy. Minął mnie bez słowa i ruszył szybkim krokiem.

– Gdzie idziemy? – zapytałam, próbując nadążyć za jego szaleńczym tempem.

– Na pole treningowe.

– Będziesz mnie uczył, jak walczyć? – Powoli dostawałam zadyszki, pędząc za nim. Ostatnio męczyłam się szybciej niż zazwyczaj. Może to przez stres?

– Bokhaid wprowadzi cię w podstawy, a ja zajmę się resztą.

Jakoś nie byłam przekonana do Bokhaida. Nie bałam się go, ale przed chwilą Ames złamał mu kark, co było poniekąd moją winą.

– Dlaczego ty nie możesz mnie wszystkiego nauczyć? – Starałam się zamaskować nerwowość w głosie, ale nie udało mi się.

– On ma więcej cierpliwości.

Świetnie. Zapowiadało się naprawdę świetnie. Miałam tylko nadzieję, że nie pożałuję prośby o naukę walki, chociaż przeczucie podpowiadało mi, że tym razem się nie myliłam.

Zaczęłam się stresować i bardziej dyszeć. Zeszliśmy z kolejnych schodów, a korytarze po chwili zmieniły się w ziemię oraz ciemność. Ostrożnie stawiałam kroki, niepewna powierzchni pod stopami. Skręciliśmy jeszcze kilka razy, po czym wyszliśmy na świeże powietrze.

Znaleźliśmy się przy tej samej stadninie, przy której przebudziłam się, gdy Elias prowadził mnie do Minevry pierwszego dnia w Podziemiu...

Moment.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEDove le storie prendono vita. Scoprilo ora