✧ 4 ✧

59 9 4
                                    

Nasz pocałunek nie trwał długo, ponieważ po chwili chłopak chwycił mnie w pasie i uniósł do góry. Podnosząc się przy okazji podniósł metalowy klucz do mojego mieszkania, który wcześniej upuściłem przez zaistniałą sytuację... Gdy już stał na dwóch nogach chwycił mnie na tak zwaną "pannę młodą" by móc swobodnie otworzyć drzwi.

Bałem się, że mogę być dla niego za ciężki, lecz mimo to, że Poe większość czasu spędzał w gabinecie za biurkiem w kółko wymyślając to nowe powieści kryminalne nigdy jeszcze nie wyprowadziło go to z formy, dzięki czemu z łatwością mógł mnie podnieść. Niestety nigdy nie było tak pięknie i kolorowo, bynajmniej dla mnie, ponieważ w pewnym momencie przypomniałem siebie, że mój przyjaciel nie mógł przecież tak szybko wytrzeźwieć, i że w każdej chwili oboje znów mogliśmy zaliczyć glebę.

Tak szczerze to cały czas próbowałem znaleźć powód, dlaczego tak mała dawka alkoholu tak mocno na niego zadziała... czyżby kelner był szpiegiem? Czy polecono mu wykonać jakiś sabotaż lub co gorsza podsłuchać naszą rozmowę? Gdyby tak było mieliśmy szczęście, że było to nasze spotkanie prywatne. Zawsze podczas tego typu spotkań panowała nie mówiona zasada, a mianowicie całkowity zakaz rozmowy o robocie. Oboje to wiedzieliśmy, ponieważ z pewnością szkoda byłoby marnować czas na jakieś nudne papierzyska i lepiej byłoby spędzić go tak jak za dawnych czasów rozmawiając o wszystkim i o niczym.

Na moją myśl przychodziło mi jeszcze jedno rozwiązanie problemu z niską tolerancją alkocholu mojego przyjaciela, lecz ta wersja była mniej prawdopodobna... albo po prostu mój mózg nie potrafił sobie tego wyobrazić. A mianowicie myślałem o tym, że Poe tuż przed naszym spotkaniem musiał zażyć już dużą ilość innego alkocholu, a ten kieliszek wypity w restauracji po prostu sprowadził go do limitu. Tylko po co Poe miał się upijać tuż przed naszym spotkaniem..? Dlaczego to wszystko musi być tak ciężkie do zrozumienia...? Co jeśli to ja jestem problemem? Co jeśli Poe obawiał się mojej obecności, i by zmniejszyć stres najzwyczajniej w świecie się upił? To wszystko... zaczynało mnie przerażać.

Z moich rozmyślań wyrwał mnie właśnie niekontrolowanie chwiejący się na nogach przyjaciel, któremu w końcu udało się otworzyć drzwi. Wszedł do środka nadal trzymając mnie na rękach, co było naprawdę ryzykowne w jego stanie, każde małe zachwianie wywoływało u mnie zawał serca. Chłopak szedł przed siebie po moim mieszkaniu, a tak dokładnie do mojej sypialni... shit. Teraz już wiem, że na pewno nie jest jeszcze sobą.

Poe zawsze był tym "cichym dzieckiem" siedzącym na tyłach klasy pisząc niekończące się opowieści. Z daleka widać było, że woli własne towarzystwo niżeli rozmowy z rówieśnikami. Ja najczęściej otoczony byłem sporą masą ludzi. Spowodowane było to najpewniej moją zdolnością, która była naprawdę silna już w gimnazjum.

Szczerze to nigdy nie lubiłem tych wszystkich ludzi i tłumów. Mimo to zachowywałem pozory. Za każdym razem gdy przekraczałem próg swojego pokoju wkładałem maskę, której nigdy nie zdejmowałem w ich towarzystwie. Byłem taki, jakim chcieli bym był. Widziałem, że gdyby nie moja zdolność, nikt nawet by nie podszedł do takiego dziwaka jak ja. Czułem wtedy strach większy niż kiedykolwiek. Przez moje umiejętności nie byłem głupim dzieckiem... i właśnie w tym tkwił problem. W głębi duszy wiedziałem, że wszystkie zawarte dotychczas przyjaźnie są tylko kwestią hierarchii. Popularności jaka otaczała mnie w tym niewdzięcznym miejscu. Zawsze będąc otoczony moimi "przyjaciółmi" myślałem tylko o jednym. Myślałem tylko o tym cichym chłopaku, siedzącym spokojnie w samotności, który dzień w dzień zatapiał się w lekturach. Właśnie wtedy pożerała mnie najbardziej zgubna rzecz. Tak, mówię tu o zazdrości.

Pewnego dnia, gdy wszystkie zajęcia dobiegły końca, ja oznajmiłem moim towarzyszom, że muszę zostać w klasie by znaleźć mój zeszyt. Oczywiście była to wymówka. Tylko tacy prostacy mogli tak łatwo wpadać w moje banalne półapki. To właśnie dowodziło, jak bardzo mają mnie gdzieś.

Z ludźmi w moim życiu było zawsze tak samo. Niektórzy znali moją miłą, pomocną, zawsze uśmiechniętą twarz mądrego chłopca, który pilnie się uczy by w przyszłości móc zmienić świat. Inni znali mnie jako samolubnego, objadającego się słodyczami bachora z sąsiedztwa, który nie szczędzi swojej szczerości w rozmowach z innymi. Działałem na zasadzie pewnego planu. Stawałem się tym, kim inni chcieli mnie zobaczyć. Stawałem się dobiciem osoby, z którą dane mi było rozmawiać. W swojej głowie miałem szafę, w której znajdowała się pokaźna kolekcja różnych charakterów, które zdejmowałem z wieszka i przyodziewałem jak płaszcz zaleznie od sytuacji. Jedno z tych właśnie okryć włożyłem wymyślając wymówki by zostać w klasie. Powód był tylko jeden.

Tylko w momencie ukończenia lekcji, miałem okazje spotkać się sam na sam z tym właśnie chłopakiem, który sam siedział w kącie. Tak właśnie wszytko się zaczęło.

Poczułem jak do moich oczu zaczynają napływać łzy. Poe właśnie ułożył mnie na łóżku, a ja gdy tylko poczułem pod sobą miękki materiał od razu zwinąłem się w kulkę. Nie chciałem by ktokolwiek widział mnie w takim stanie, a już na pewno nie mój najlepszy przyjaciel.

800 słów

☆゚⁠.⁠*⁠・⁠。゚

kolejny rozdział po już trochę krótszej przerwie za co jak zwykle przepraszam. teraz już na pewno nie będę mogła utrzymać rutyny ze wstawianiem rozdziałów głównie przez naukę. w tym fragmencie chciałam pokazać świat widziany oczami ranpo i przy okazji opisać krótko moment w którym wszytko się zaczęło i dlaczego to właśnie poe przykuł jego uwagę.
naprawdę nie wiem jak mam dziękować osobą którym chce się czytać ten shit jestem serio mega wdzięczna. postaram się coś wstawić w najbliższym czasie

miłego dnia/nocy

~nekoo

„Good Friends" ✧ ranpoeDove le storie prendono vita. Scoprilo ora