✧ 14 ✧

37 5 1
                                    

- Wiesz... - zaczął niepewnie po dłuższej chwili niezręcznej ciszy - Chciałbym ci powiedzieć tyle rzeczy... - kontynuował, lecz jego ton nie brzmiał tak pewnie jak wcześniej

- Ja cię nie powstrzymuje - powiedziałem cokolwiek przyszło mi do głowy, ponieważ chciałem usłyszeć od niego coś więcej

- Raczej bym tak nie powiedział bo to właśnie ty jesteś powodem tego, że nie chcę ci zdradzić pewnych.. rzeczy - mówił dalej, a sytuacja robiła się dla mnie coraz bardziej interesująca

Ostatnio moja zdolność jest zbyt słaba żebym mógł cokolwiek wydedukować z tak małą ilością informacji, chociaż skłamał bym, że się nieczego nie domyślam. Sam jego niepewny i dość niezrozumiały sposób mówienia daje mi dużo do myślenia.
- Coś czuje, że chyba gorzej już ze mną nie będzie, więc możesz mi powiedzieć co ci leży na sercu - odparłem odsuwając się lekko od niego tak, abym mógł spojrzeć mu w oczy.

Widać było, że Poe strasznie się waha, zupełnie tak jakby jego słowa miały zmienić coś ważnego, lub zapoczątkować całkiem nowy rozdział w naszym życiu. W sumie to zbytnio się nie myliłem...

- Przepraszam.. - zaczął a ja patrzyłem się na niego z lekkim zadziwieniem - Myślałem, że w końcu uda mi się cię pokonać. Myślałem, że w końcu twoje nazwisko spadnie na niższy szczebel, i że w końcu ktoś mnie doceni... Problem w tym że ja tak nie potrafię. Nie potrafię cię wyprzedzić. Za każdym razem, gdy wydaje mi się że jestem w stanie dotrzymać ci tępa to ty i tak pniesz się coraz wyżej i jednocześnie znów się ode mnie oddalasz... Jednak po długim czasie spędzonym u tego boku odkryłem sposób. Poznałem twój słaby punkt.. - słuchając jego słów moje oczy mimowolne otworzyły się szerzej i wciąż nie przestały wpatrywać się w chłopaka - Nie mogę już dłużej stać bezczynnie tuż obok i patrzeć jak cierpisz, będąc jednocześnie winny temu wszystkiemu.. To przeze mnie i mój głupi plan tyle wycierpiałeś i na dodatek twój szef...

Czułem jak jego słowa przechodzą bezmyślnie przez moją głowę, zupełnie tak, jakbym słyszał zdania w nieznanym mi języku. Niestety wszytko zaczęło się układać... każdy puzzel zaczynał pasować, a wszytko razem tworzyło układankę ukazującą rzeczywistość, której za wszelką cenę nie chciałem oglądać.

Spojrzałem się pustym wzrokiem na ścianę przede mną. Poczułem na swoim ramieniu rękę chłopaka, lecz gdy tylko spróbował mnie przytulić od razu wstałem.

- Ranpo! Proszę daj mi wszystko wytłumaczyć! Daj mi chociaż szansę! - wykrzyczał Poe, lecz znów, słowa zdawały się nie mieć ludzkiego brzmienia.

Nie odwracając się za siebie szybko skierowałem się w stronę wyjścia wkładając przy tym buty. Nim zdesperowany chłopak siedzący w kuchni zdążył do mnie dotrzeć ja już trzasnąłem za sobą drzwiami i szybko zbiegłem ze schodów o mało nie lądując na zimnych kafelkach ponurej klatki schodowej.

Szarpnąłem za metalową klamkę starych drzwi kamienicy zamieszkanej przez mojego "przyjaciela" i wybiegłem na dwór. Przez to wszystko nawet nie zauważyłem, że zaczęło się pozwoli ściemniać, a moje mieszkanie jest kawał drogi stąd i na pieszo na pewno nie dam rady tam dotrzeć. Nagle usłyszałem za sobą dźwięk szybkiego zbiegania po schodach, co dało mi powód do dalszego oddalania się w nieznanym mi kierunku. Już dawno zgubiłem jakiekolwiek rozeznanie w terenie. Nie wiem ile czasu tak biegłem. Czułem się zupełnie jak tego dnia, gdy biegłem pod budynek Agencji...

Niespodziewanie z mojego transu wyrwał mnie nieduży i trochę zaniedbany przystanek autobusowy, który stał tuż przy długiej, prostej drodze prowadzącej najpewniej w kierunku miasta. Wszedłem pod niewielki daszek i zerknąłem na rozkład jazdy. W nawyku podwinąłem lewy rekaw swojej koszuli odsłaniając tym samym złoty, nieznanej mi marki zegarek, który kiedyś dostałem od szefa gdy zaczynałem swoją karierę detektywa. Nieważne gdzie się spojrzałem, wszytko mi o nim przypominało. Dochodził do tego jeszcze niesamowity ból i bezradność.

Porównując czas z zegarka oraz czas przyjazdu najbliższego autobusu musiałem czekać maksymalnie dziesięć minut. O dziwo pierwszy raz od dawna miałem szczęście. Postanowiłem nie stać bezczynnie, i trochę pozbierać myśli. Włożyłem rękę do kieszeni szukając opakowania, które wcześniej wziąłem ze sobą, tak na wszelki wypadek. Po chwili lekki półmrok rozświetlił blask niedużego płomienia, a powietrze zostało przecięte przez szary dym opuszczający moje płuca.

666 słów

₊˚𓂃 ★﹒₊‧ ★・⸝⸝﹒₊˚

witam jak zwykle w nieszczęsną środę
znowu rozdział jakiś krótki wyszedł za co bardzo przepraszam
nie będę przedłużać, dziękuję tylko za wszystkie wyświetlenia, komentarze i gwiazdki jesteście niesamowici ♡
miłego dnia/nocy

~nekoo

„Good Friends" ✧ ranpoeWhere stories live. Discover now