✧ 8 ✧

54 9 4
                                    

- Przepraszam, kupuje pan to? - z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos kasjerki stojącej za ladą, która czekała na moją reakcję uważnie mnie obserwując.

- Ah, tak przepraszam - powiedziałem szybko jednocześnie zaczynając wykładać wszytko na ladę.

W czasie gdy kobieta kasowała po kolei każdy produkt, spojrzałem się na półkę tuż obok kasy. Nie zostało mi zbyt dużo papierosów... Przez tą krótką chwilę wręcz biłem się ze swoim sumieniem, ale dawno nie miałem na nie jakiej ochoty. Po chwili wpatrywania się w wyroby tytoniowe głośno westchnąłem i dorzuciłem jeszcze dwie paczki czerwonych Marlboro. Kasjerka nie przestawała kasować, lecz w pewnym momencie jej ręka się zatrzymała.

- Czy mógł by mi pan pokazać dowód? - powiedziała ponownie przeszywając mnie tym dziwnym spojrzeniem.

- Jasne... - odparłem po czym zacząłem przeszukiwać swoje kieszenie bez dna.

Nie powiedział bym, że jestem jakiś stary, ale za młody też nie jestem. Raczej nie wyglądam już jak głupi licealista kupujący fajki bez wiedzy rodziców. Musiałem upchnąć mój dowód naprawdę głęboko, bo za nic nie mogłem go znaleźć a byłem pewien, że brałem go ze sobą. Nagle poczułem czyjąś obecność, jakby przeszywające zimno rozchodzące się tuż za moim plecami. Postawna osoba stojąca za mną wyciągnęła dłoń zza mojego ramienia kładąc na ladzie banknot, który był całkowicie prosty, jakby dopiero co wyjęty z bankomatu.

- Płacę, reszty nie trzeba - usłyszałem męski głos, który wydawał mi się dosyć znajomy, lecz nie mogłem połączyć go z żadną znaną mi dotychczas twarzą.

- Proszę pana, czy jest pan pewien? Zostawia pan dosyć sporą sumę - odparła pospiesznie kasjerka, lecz gdy obejrzałem się za siebie mężczyzna stał już przy wyjściu ze sklepu zamykając za sobą drzwi.

Jedyne co zdołałem zobaczyć była jego charakterystyczna biała, puchata czapka.
- Zwrócę mu pieniądze - powiedziałem szybko chwytając reklamówkę z wszystkimi zakupami i biegnąc w stronę wyjścia.

Kasjerka nawet nie próbowała mnie zatrzymać, z resztą nie miałem zamiaru się zatrzymać. Gdy wybiegłem przed sklep desperacko rozglądając się za mężczyzną poczułem coś pod swoim butem. Spojrzałem na sklepową wycieraczkę, na której znajdowała się koperta z moim imieniem i nazwiskiem.

- Co do cholery... - wymruczałem sam do siebie po czym podniosłem kopertę wciąż rozglądając się dookoła.

Wykonana była ze zwykłego papieru, zupełnie zwyczajna i niczym się nie wyróżniającą. Skoro jest na niej moje nazwisko, wypadało by ją otworzyć. Ostrożnie rozdałem sklejone miejsce, po czym wyjąłem z niej złożoną kartkę, na której zapisana była jakaś wiadomość.

„Szanowny panie Ranpo Edogawa, chcielibyśmy pana poinformować, że w dniu xx.xx.xxxx roku o godzinie xx:xx pan Fukuzawa Yukichi, szef Zbrojonej Agencji Detektywistycznej został brutalnie zamordowany. Sprawca jest nieznany."

Reklamówka z zakupami upadła na ziemię. Moje nogi same obrały kierunek, nie pozwalając myśleć racjonalnie. Biegłem jak najszybciej pozwalało mi moje ciało. Nie wiem ile czasu minęło, mogło by się zdawać, że zajęło mi to wieczność. Gdy dotarłem pod budynek agencji odrazu wbiegłem do środka udając się prosto na górę do biura mojego szefa. Nie mogąc złapać powietrza stanąłem przed drzwiami i chwiejąc się lekko, zapukałem po czym otworzyłem drzwi. Jedyne co pamiętam to stary dywan splamiony krwią, która wciąż nie przestawała się lać. Ciało leżące na podłodze bez żadnego ruchu. Białe włosy, które przybrały szkarłatny kolor oraz oczy patrzące się pusto w jeden punkt. W oddali usłyszałem krzyk. Był on pełen rozpaczy, złości i smutku, lecz zarazem tak przytłoczony przez otaczający go świat. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to ja krzyczę.

₊˚𓂃 ★﹒₊‧ ★・⸝⸝﹒₊˚

Stałem przed lustrem wpatrując się pusto w swoje odbicie. Poprawiłem krawat opadający na czarną, jedwabną koszulę po czym sięgnąłem po marynarkę. Założyłem buty i tym razem nie wziąłem swojej czapki. Zamykając drzwi otarłem ostatnią łze po czym udałem się na dół nie chcąc się spóźnić, ponieważ ktoś na mnie czekał. Przed wejściem do mojego bloku zobaczyłem znajomy mi samochód mojej dobrej przyjaciółki z pracy. Otworzyłem tylne drzwi, po czym wsiadłem zapinając pasy. Yosano poprawiła lusterko kierując je na mnie, po czym głośno westchnęła. Nie odzywaliśmy się przez całą drogę, której docelowym miejscem było nic innego jak cmentarz.

W tej sytuacji nie trzeba żadnych słów, ponieważ słowa potrafią bardzo boleć, lecz cisza potrafi zabijać. Tak właśnie się czuję. Jest tak cicho... moje myśli są całkowicie wyblakłe. Ciężko mi jest połączyć koniec z końcem. Dlaczego ktoś zostawił ten list, jaki był motyw morderstwa zapewne niewinnego człowieka, dlaczego zostałem o tym poinformowany jako pierwszy i co wspólnego miał z tym wszystkim ten mężczyzna? Nie wiem. To na pewno tylko zły sen. Moje całe życie to na pewno jakiś koszmar, z którego nie potrafię się obudzić, choćbym nie wiem jak często potykał się o swoje własne nogi.

738 słów

˚𓂃 ★﹒₊‧ ★・⸝⸝﹒₊˚

dobra jednak ten rozdział też jest nudny ale no cóż pisze nie mając weny więc nie ma sie co dziwić
musiałam coś wstawić bo nie chce zepsuć sobie rutyny a przez to że jest kwiecień wprowadziłam smutny nastrój

miłego dnia/nocy

~nekoo

„Good Friends" ✧ ranpoeWhere stories live. Discover now