Rozdział 2

243 13 0
                                    

Kiedy rano zeszłam do kuchni zastałam wręcz niemożliwy widok.

- Wczorajsza pobudka zadziałała też na dziś, czy może tym razem ustawiłeś sobie budzik z młotkiem? - spytałam kpiąco Matta, który właśnie robił sobie kawę w ekspresie. Dziś wyglądał jeszcze gorzej niż wczoraj, jeśli to w ogóle możliwe. Jego włosy były bardziej rozczochrane, a jego szara koszulka i czarne spodnie pomięte.

- Nawet mnie nie wkurwiaj. - odwrócił się w moją stronę przecierając dłonią zmęczoną twarz, która nie wyglądała najlepiej. - Azor zaczął ujadać około czwartej nad ranem. - upił łyk czarnej jak smoła kawy i zmarszczył brwi. - Nie słyszałaś?

- Jakoś nie. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam robić sobie swoje latte. - Gdzie mama? - spytałam zaciekawiona nigdzie jej nie widząc.

- Poszła pobiegać z tym pchlarzem.

- Nie mów tak na niego. - oburzyłam się. Nie miał prawa tak nazywać Azora. - To, że się nie wyspałeś to tylko i wyłącznie twoja wina, a nie jego. Trzeba było wcześniej iść spać.

- Trzeba było wcześniej iść spać. - przedrzeźniał mnie na co przewróciłam oczami i zabrałam się za śniadanie. - Sama powinnaś iść wcześniej spać. Jesteś gówniarą.

- Mam ci przypomnieć, że w tej chwili jestem też twoim szoferem? - pokazałam Mattowi kluczyki od samochodu na co tylko przewrócił oczami i zajął się swoim śniadaniem. - Też tak myślałam.

Przed wyjściem z domu spojrzałam jeszcze w lustro, aby zobaczyć czy się nie rozmazałam lub nie pobrudziłam czymś przy śniadaniu, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Dziś ubrałam mój nowy, brązowy, krótki top na ramiączkach, na który narzuciłam cienką, szarą, rozsuniętą bluzę z kapturem i do tego założyłam ciemno szare bojówki. Ubrałam moje białe nike i wyszłam z domu. Zauważyłam, że mama już wróciła z biegania, więc nie zamykałam domu, tylko się z nią przywitałam i wsiadłam do samochodu, w którym znajdował się już mój brat.

Oczywiście od razu po wejściu do szkoły, zaatakowała mnie Lili, która po prostu musiała mi opowiedzieć o wszystkim o czym pisała z Joshem, oraz jak to Lili za każdym razem wzdychając jaki to on nie jest cudowny. Aż chciało mi się wymiotować od tego całego faworyzowania go, ale starałam się z całych sił tego po sobie nie pokazywać. Widziałam, że moja przyjaciółka była szczęśliwa mówiąc o nim i choćby był chujem to najważniejsze dla mnie było jej szczęście.

Z naszej rozmowy wyrwał nas dzwonek na pierwszą lekcje, którą niestety była matematyka. Kto wymyślił taki cholerny plan lekcji, gdzie matma jest albo tylko na pierwszej, albo na ostatniej lekcji. Przecież o tych godzinach nie da się myśleć (przynajmniej ja tak miałam), więc znów przespałam całą lekcję. Dobrze, że siedzimy w ostatniej ławce to nauczycielka nie zwróciła mi uwagi.

Następna była historia z najlepszą nauczycielką na świecie, czyli pani Anderson, która robiła sprawdziany jak dla pięciolatków i można było z nią po ludzku pogadać, na normalne tematy, a nie jak inni nauczyciele. Tą lekcje całą przegadałyśmy z Lili o Joshu (bo niby o kim innym) tak jak wszystkie następne, aż zabrzmiał dzwonek na przerwę lunchową.

- No cześć. - odezwał się blond włosy chłopak ubrany w ciemno zieloną koszulkę i szare spodnie, który z niepewnym uśmiechem i tacą, na której trzymał swój lunch właśnie podszedł do naszego stolika. - Możemy się dosiąść?

- Tak. - odpowiedziała od razu Lili z szerokim uśmiechem namalowanym na twarzy, a ja załapałam tylko jedno słowo, które powiedział chłopak. Możemy? MY? Błagałam w duchu, żeby tylko nie miał na myśli tego o kim pomyślałam, ale moje błagania szlak trafił.

You not know meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz