Harem (polski) by Rudbeckia_bicolor

12 3 0
                                    

- Nie twoja sprawa, dokąd poszedł książę! Może ma ci się tłumaczyć?

Skarcona Ayşe wraca do pracy.

Zdobyłam trochę spokoju, myśli Fidan. Ciągle te same pytania, w oczach błaganie o pomoc. "Niech książę nie szuka innych, niech wezwie właśnie mnie, zrób coś, ratuj". Tak jakbym cokolwiek mogła. Kiedy się wreszcie nauczysz? Znudził się, to twoja wina, zainteresuj go jakoś. I nie patrz tak na mnie! Zaznałaś szczęścia z księciem, a co mi przypadło? Słuchać cudzych uniesień, strzec nie swojej sypialni, wiecznie stać obok życia, którego nie doświadczę. I ja, ja mam ci współczuć? Popatrzę na twój upadek. To moja jedyna pociecha.

Fidan łagodnie uśmiecha się do nałożnicy. Dobrze zna swoją rolę.

Znów jej się udało, to wprost nie do wiary... Sułtanka Szach niechętnie doceniła spryt i przedsiębiorczość bratowej. Hürrem działała sama, jej szwagierki współpracowały, a mimo to zawsze spadała na cztery łapy. Była wprost nieludzko przebiegła, a przy tym wydawała się tak słodka, tak oddana sułtanowi. Szach przestała się dziwić, że Sulejman tak gorąco kochał swą Rusinkę - każda inna kobieta musiała mu się przy niej wydawać nudna i głupia. Tak, Hürrem była wyjątkowa, sułtanka Szach musiała to przyznać, nie zmieniało to jednak jej pragnień. Wprost przeciwnie, potęgowało je. Szach marzyła o tym, że kiedyś zakuje Hürrem do falaki i będzie ją osobiście biła, długo, mocno, z całej siły. Będzie patrzeć, jak z oczu pokonanej przeciwniczki płyną łzy, słuchać, jak w komnacie rozbrzmiewa jej krzyk, a potem każe jej pełzać po brudnej podłodze. Ostatecznie Hürrem była tylko sługą i należało jej przypomnieć, gdzie jej miejsce. W prochu i pyle u stóp Osmanów.

Cień wielkiego wezyra pada na ścieżki, którymi podąża władca świata. Słońce, padyszach nieba, rade by pomóc sułtanowi, jest jednak bezsilne. Księżyc czarny jak kawa, którą imperium uczy się lubić, zasłania tarczę słoneczną. Sulejman widzi kwitnący ogród, chore drzewo i mrówki szkodniki, nie dostrzega bagna seraju. Mustafa grzęźnie w topieli czarnej jak dusza wielkiego wezyra, jak suknie umiłowanej sułtanki. Syn prosi ojca o ratunek, lecz wrogowie stoją między nimi, szepczą po słowiańsku. Leje się wino w pałacu rudego księcia. Jego faworyta spogląda w niebo, ona jedna rozumie. Księżyc czarny jak kawa, która nie obudzi imperium, ustępuje słońcu, lecz cień zalega w duszy Sulejmana. Sułtan wydaje wyrok. Oszczędza mrówki szkodniki, pozwala uschnąć zielonemu drzewu, odtrąca rękę Mustafy. Bagno seraju pochłania ofiary, zamyka się nad nimi z mlaśnięciem.

Muhtesem Yuzyil Imagines ♡Where stories live. Discover now