Rozdział 1

409 56 4
                                    

W samym sercu Krainy Gniewu, na bezkresnej Popiołowej Pustyni, wiatr zawodził złowrogo, niosąc ze sobą zapowiedź nadchodzących zmian. Zwykle spokojna i cicha, dziś pustynia zdawała się tętnić niezwykłą energią, jakby budziła się z długiego snu. Tumany pyłu i popiołu wirowały w powietrzu, tworząc fantazyjne kształty i wzory, niczym tajemnicze znaki zapowiadające nadejście czegoś niezwykłego.

Na niebie, pośród atramentowo czarnych chmur, powoli wynurzał się księżyc w pełni, rzucając upiorny blask na spaloną słońcem ziemię. Jego srebrzysty blask, tak różny od tego, który oświetlał ziemskie niebo, zdawał się pulsować złowrogą energią, jakby naładowany był mocą samego Piekła. Z każdą chwilą księżyc nabierał intensywności, a jego światło stawało się coraz bardziej niepokojące.

Nagle, w oddali, z głębi pustyni dobiegł głęboki, dudniący odgłos. Ziemia zadrżała, a powietrze wypełnił ciężki, duszący zapach siarki. To wulkany, uśpione od miesięcy, budziły się do życia, jakby w odpowiedzi na wołanie pełni księżyca. Ich stożki, niczym zęby pradawnego potwora, zaczęły wypluwać w niebo fontanny rozżarzonej lawy i gęste kłęby popiołu.

Niebo nad pustynią zabarwiło się czernią, a powietrze stało się gęste i lepkie od unoszącego się pyłu. Wiatr zawył z nową siłą, porywając tumany popiołu i niósł je w szaleńczym tańcu przez bezkresne pustkowia. Cała Kraina Gniewu zdawała się pogrążać w chaosie, jakby sama natura buntowała się przeciwko odwiecznym prawom.

Przez kilka najbliższych dni Popiołowa Pustynia miała zmienić się w istne piekło. Gęsty popiół krążył w powietrzu, ograniczając widoczność i utrudniając oddychanie. Każdy oddech palił płuca żywym ogniem, a oczy łzawiły od gryzącego pyłu. Nawet najodważniejsi mieszkańcy krainy Gniewu chronili się w swych domostwach, nie śmiąc wychylić nosa na zewnątrz.

Lecz to nie tylko popiół i lawa budziły grozę w sercach tych, którzy byli świadkami tego kataklizmu. Wraz z wybuchem wulkanów, z najgłębszych czeluści Piekła wyłaniały się demony. Ich przerażające sylwetki majaczyły w kłębach popiołu, a ich przeraźliwe wrzaski niosły się echem po spustoszonej krainie.

Mieszkańcy warowni od dwóch długich dni tkwili w jej murach niczym więźniowie, skazani na przymusowy areszt przez szalejącą na zewnątrz nawałnicę popiołu. Camelia i Danika od samego świtu krzątały się po komnacie Lily, starając się zaprowadzić choć odrobinę ładu w tym przesiąkniętym ponurą atmosferą miejscu. Zamiatały podłogi, ścierały kurz z mebli i przygotowywały śniadanie dla swej pani, która zdawała się pogrążona w otchłani czarnej melancholii.

Gdy służące próbowały uczesać jej długie, miedziane włosy, ta gwałtownie odmówiła, odtrącając ich dłonie ze złością. Nie były Rose. Nie chciała, by dotykały jej obcymi, natrętnymi palcami, ani tym bardziej próbowały wciągnąć ją w pustą, pozbawioną sensu rozmowę. Za każdym razem, gdy wkraczały do komnaty, zamykała się w sobie, pogrążając w uporczywym milczeniu lub wybuchając gniewnym krzykiem, każąc natychmiast opuścić jej pokój.

Dziewczyna tęskniła za Rose całym sercem, za jej ciepłem, życzliwością i zrozumieniem. Teraz, uwięziona w swej komnacie, odcięta od świata szalejącą na zewnątrz apokalipsą, czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek wcześniej. Nieobecność Rose była jak bolesna rana, pulsująca tępym bólem gdzieś w okolicach serca. Nie potrafiła odnaleźć się w tej nowej, przerażającej rzeczywistości bez swojej ukochanej pokojówki u boku.

- Czy życzysz sobie jeszcze czegoś? - spytała Danika niepewnie, stając w progu komnaty. Jej dłonie nerwowo mięły brzeg fartucha.

Camelia wyszła z garderoby, niosąc naręcze brudnych sukien Lily.

- Powinnaś coś zjeść. Nie możesz tak głodzić się całymi dniami. To niezdrowe.

Lily prychnęła z irytacją, odwracając się plecami do służących. Podeszła do okna i wbiła wzrok w szalejącą na zewnątrz nawałnicę popiołu.

Córka Nadziei (18+)Where stories live. Discover now