Rozdział 7

334 48 5
                                    

Karawana wynajęta przez Neetrita wlokła się w ślimaczym tempie, nużąc monotonią podróży. Wozy, na których piętrzyły się beczki pełne piwa i inne niezbędne zapasy, zdawały się ledwo sunąć po nierównej drodze. Tuż za nimi, na kolejnych wozach, jechało co najmniej dziesięć dziwek, których obecność dodatkowo spowalniała i tak już mozolne tempo karawany. Ich frywolne śmiechy i krzykliwe rozmowy niosły się echem po okolicy, płosząc nieliczne żywe istoty.

Jednak Neetrit nie przejmował się tym wcale. Jechał w znacznej odległości za resztą, pogrążony we własnych myślach. Jego oczy wpatrywały się w horyzont, wypatrując czegoś w oddali. Wiedział, że prędzej czy później jego karawana zetknie się z tą należącą do Eona. Ale taki właśnie był plan.

Musiał tylko pilnować, by trzymać się wystarczająco daleko za nimi, tak by brat nie mógł go dostrzec. Utrzymywał dystans, lawirując pomiędzy skałami i pagórkami, korzystając z osłony terenu. Jechał sam, oddzielony od reszty swojej karawany, niczym samotny jeździec przemierzający bezkresne pustkowia.

Wystarczyło tylko czekać. Czekać na odpowiedni moment, na okazję do realizacji swojego planu. Wynajął ludzi do tej karawany kilka dni temu, oczywiście nie osobiście, tylko przez zaufanego posłańca. Zrobił to w taki sposób, by sami nie wiedzieli, kto zlecił im to zadanie. Działał w ukryciu, z cienia pociągając za sznurki niczym wprawny lalkarz. Teraz musiał tylko uzbroić się w cierpliwość.

I tak jak przypuszczał, po kilku godzinach mozolnej podróży przez niegościnne tereny, dostrzegł w oddali ledwo widoczne zarysy wozów sunących po bezdrożach. Jeszcze bardziej zwiększył dystans dzielący go od własnej karawany. Ostrożność nakazywała zachować jak największy odstęp, by nie zostać przedwcześnie zauważonym.

Doskonale wiedział, co się zaraz wydarzy. Znał Eona aż nazbyt dobrze. Był pewien, że jego brat nie przepuści okazji i z ochotą pozwoli napotkanych wozom dołączyć do jego własnej karawany. Nie musiał nawet być naocznym świadkiem tego spotkania, by wiedzieć, że tak się stanie. Mógłby się założyć o własną rękę, że scenariusz będzie przebiegał dokładnie według jego przewidywań.

Zdawał sobie też sprawę, że mimo wczesnej pory dnia, bo słońce ledwo minęło zenit, podróż nie będzie już dziś kontynuowana. Eon nie oprze się pokusie, jaką zaoferuje mu widok ponętnych dziwek i beczek pełnych alkoholu. Od razu zacznie rozbijać obóz, chcąc w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję do zabawy i ucztowania. Nie potrzebował nawet być blisko, żeby dokładnie przewidzieć ruchy i decyzje brata.

Wiedział też, że nie może podążać dalej za swoją karawaną. Zbyt duże ryzyko przedwczesnego wykrycia zmusiło go do obrania okrężnej trasy przez otaczający teren. Musiał objechać okolicę naokoło, tak aby w czasie drogi móc ukryć się za pagórkami i nie zostać dostrzeżonym przez nikogo.

Wynajęta przez niego karawana otrzymała konkretne instrukcje, aby zaproponować Eonowi odpowiednie miejsce na nocny postój. Neetrit pokładał nadzieję, że dokładnie tak postąpią, realizując jego plan co do joty. Starannie wybrał teren, gdzie góry powoli przechodziły w równinę, ale wciąż pozostawało wiele pagórków, za którymi można było znaleźć skuteczną kryjówkę.

Dojechanie tam drogą, którą obrał, wiodącą okrężnym szlakiem, z pewnością zajmie znacznie więcej czasu. Spodziewał się dotrzeć na miejsce dopiero późnym wieczorem, gdy słońce zacznie już chować się za horyzontem, a pierwsze gwiazdy zajaśnieją na granatowym niebie. Jednak ta niedogodność była niezbędną ceną za pewność, że nie zostanie zauważony.

Doskonale zdawał sobie sprawę, że powodzenie jego misji zależy od dyskrecji i niepostrzeżonego dotarcia na miejsce. Nawet najdrobniejszy błąd mógłby zniweczyć starannie przygotowany plan i przekreślić szansę na odniesienie sukcesu. Dlatego z żelazną determinacją zaciskał zęby, ignorując zmęczenie i niewygody długiej, mozolnej podróży okrężną trasą.

Córka Nadziei (18+)Where stories live. Discover now