Rozdział 5

386 54 8
                                    

Okno w ulubionej komnacie Amona, wyrzeźbione w grubych, kamiennych murach warowni, umiejscowione było w taki sposób, by doskonale widoczny był z niego widok na rozległe koszary. W wolnych chwilach, gdy nie zajmowały go sprawy Krainy Gniewu, lubił obserwować swoją potężną armię, patrzeć jak trenują w pocie czoła, dzień w dzień doskonaląc swoje umiejętności. Jego wyostrzone zmysły, znacznie przewyższające te śmiertelników, nawet przez grube, niemal nieprzeniknione mury fortecy wychwytywały szczęk krzyżujących się mieczy i okrzyki wojowników.

Będąc pełnej krwi demonem, stworzonym własnoręcznie przez samą Lilith, matkę demonów, jego zmysły były o wiele silniejsze i czulsze niż jego synów, zrodzonych ze związków ze śmiertelniczkami. Spoglądając w dół dostrzegł jak jeden z jego wojowników właśnie poślizgnął się na mokrej od potu i krwi ziemi, a drugi wykorzystując ułamek sekundy nieuwagi przeciwnika, śmignął mieczem, który precyzyjnym cięciem odciął mu głowę.

Amon nie poczuł jednak współczucia. Wręcz przeciwnie, skwitował to aprobatą. Nie tolerował słabości w swoich szeregach. Każdy, nawet najmniejszy przejaw wahania czy braku umiejętności musiał zostać wyeliminowany. Wszyscy jego wojownicy musieli być idealnie wyćwiczeni, silni, bezwzględni i gotowi na wszystko. Tylko w ten sposób mógł stworzyć armię doskonałą, niezwyciężoną, siejącą strach i zniszczenie. Jego wojsko miało być najlepsze w całym Piekle.

Neetrit stanął przed potężnymi drzwiami komnaty ojca i zapukał zdecydowanie. Nie czekając na pozwolenie, nacisnął klamkę i przekroczył próg, wkraczając do przestronnego pomieszczenia. Jego kroki odbijały się echem od kamiennej posadzki, gdy szedł w stronę ojca.

Amon stał nieruchomo przy oknie, wpatrując się w dal, obserwując z góry swoje oddziały ćwiczące na placu. Zdawał się kompletnie pogrążony w swoich myślach, nieporuszony przybyciem syna. Nie drgnął nawet o cal, nie odwrócił głowy, nie wykonał najmniejszego gestu świadczącego o tym, że zauważył obecność Neetrita.

Młody demon doskonale znał jednak swojego ojca. Wiedział, że nawet jeśli Amon nie okazuje tego po sobie, jest w pełni świadomy tego, kto wszedł do komnaty. Skłonił więc głowę w geście powitania, ale nie uklęknął, jak mieli w zwyczaju czynić pozostali synowie władcy Krainy Gniewu.

Wyprostował się dumnie, z godnością patrząc na szerokie plecy ojca. Czekał cierpliwie, aż Amon łaskawie zwróci na niego uwagę.

- Jak zwykle zero ogłady - zaczął Amon tonem pełnym dezaprobaty. Przywykł już do tego, że Neetrit nigdy nie okazywał mu należytego szacunku, nigdy nie zginał przed nim kolan jak inni synowie. Tolerował tę drobną niesubordynację najmłodszego potomka, choć nie pochwalał jej. - Twoja buta i arogancja kiedyś cię zgubią.

Neetrit podszedł bliżej ojca i stanął za jego plecami, kierując wzrok na rozciągający się za oknem widok koszar i pustynnej krainy pokrytej popiołem.

- Skoro tak twierdzisz, ojcze -odparł. - Choć obawiam się, że nie zostało mi już wiele czasu na naukę ogłady i pokory. Chyba że planujesz dać mi kilka dodatkowych lat? - dodał uszczypliwie, zerkając na ojca z ukosa.

Amon prychnął cicho i pokręcił głową. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dni Neetrita są policzone. Wkrótce miał dokonać rytuału, który pozwoli mu wejść w posiadanie młodego, silnego ciała syna. Nie zamierzał z tym zwlekać w nieskończoność, pragnął jak najszybciej zyskać nowe naczynie, by dalej sprawować niepodzielną władzę nad krainą

- Cóż, w rok może się jeszcze wiele wydarzyć - stwierdził władca Krainy Gniewu.

Słowa ojca uderzyły w niego niczym grom z jasnego nieba. Rok. Tyle mu pozostało. Zaledwie dwanaście krótkich miesięcy, a potem jego dusza zostanie bezlitośnie unicestwiona, starta w proch, jakby nigdy nie istniała.

Córka Nadziei (18+)Where stories live. Discover now