Rozdział 4

419 52 4
                                    

Neetrit wyskoczył z posłania na długo przed tym, jak pierwsze promienie słońca musnęły skraj horyzontu. Sen nie chciał nadejść, umykając przed natłokiem myśli, które bezlitośnie szturmowały jego umysł. Wśród nich prym wiodły rozważania o Eonie, zaprzątając jego głowę do tego stopnia, że powieki nie chciały opaść, a oddech pozostawał płytki i nierówny.

Leżenie w łóżku zdawało się kompletnie pozbawione sensu. Nie było nadziei na rychłe nadejście snu. Doszedł do wniosku, że musi zająć czymś swoje ciało i umysł, aby nie poddać się wszechogarniającej bezsenności. Podniósł się więc energicznie, narzucił na siebie koszulę i i spodnie. Jego kroki automatycznie skierowały się w stronę zbrojowni, miejsca, w którym zawsze odnajdywał wewnętrzną równowagę.

Walka i intensywne ćwiczenia nieodmiennie pozwalały okiełznać buzujące w nim emocje i oczyścić umysł ze zbędnych myśli. Gdy skupiał się na precyzyjnych ruchach i perfekcyjnym opanowaniu ciała, jego duch odnajdywał spokój, a koncentracja powracała. Wiedział, że tylko pot i zmęczenie mięśni są w stanie przepędzić demony.

Jego uszy mimowolnie wyłapywały wszelkie dźwięki, w nadziei usłyszenia znajomego krzyku. Jednak tej nocy panowała cisza, przerywana jedynie jego oddechem i stukotem butów o kamienną posadzkę. Najwyraźniej koszmary dzisiejszej nocy oszczędziły Lily, pozwalając jej na chwilę wytchnienia od nocnych tortur.

Zbiegając po schodach, odruchowo sięgnął do naszyjnika spoczywającego na jego piersi. Musnął chłodny metal, który nigdy go nie opuszczał, co przyniosło mu odrobinę spokoju. A potem kolejny raz odtwarzał w myślach plan, który zrodził się w jego głowie podczas bezsennych godzin. Każdy szczegół, każdy element układanki musiał być dopracowany, by zemsta na Eonie była perfekcyjna. Nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd.

Wpadł do zbrojowni niczym huragan, gwałtownie otwierając drzwi. Jednak ledwie przekroczył próg, jego ciało znieruchomiało w bezruchu. Okazało się, że zbrojownia nie była tak opustoszała, jak się spodziewał. Na samym środku pomieszczenia stała samotna postać. Dziewczyna.

Lily odwróciła głowę w jego stronę, a jej błękitne niczym bezchmurne niebo oczy rozszerzyły się w wyrazie czystego przerażenia. Strach malujący się na jej twarzy był tak namacalny, że zdawał się wypełniać całą przestrzeń między nimi.

W dłoniach ściskała miecz - ten sam, który Neetrit dawno już otrzymał od ojca, a który kilka dni temu powierzył dziewczynie. Jednak broń okazała się zbyt ciężka dla jej drobnych rąk. Gdy tylko jej koncentracja osłabła, miecz z brzdękiem upadł na kamienną posadzkę. Dźwięk metalu uderzającego o podłoże rozniósł się echem po zbrojowni.

Wpatrywał się w nią, a jego spojrzenie przewiercało ją na wskroś. Dziewczyna zastygła w bezruchu niczym sparaliżowana, niezdolna do żadnej reakcji. Jej pierś unosiła się i opadała w przyspieszonym rytmie, zdradzając targające nią emocje. Strach i zaskoczenie mieszały się na jej delikatnej twarzy, tworząc obraz bezbronności i kruchości.

- Co tutaj robisz? - przerwał w końcu ciszę.

- Nie wiedziałam, że nie mogę tu przebywać - odparła cicho, starając się zachować spokój. - Myślałam, że zbrojownia jest dostępna o każdej porze.

- Nie powiedziałem, że nie możesz tutaj być - odparł trochę za ostro, na co Lily mimowolnie się skrzywiła i spuściła wzrok. Westchnął prawie niedostrzegalnie, po czym dodał już nieco łagodniej: - Zapytałem tylko, co tutaj robisz. Jest środek nocy.

Zauważył, jak jej policzki nabrały delikatnego, ledwo dostrzegalnego rumieńca, subtelnie rozjaśniając bladą cerę. Dobrze było zobaczyć na jej twarzy coś innego niż zwyczajową bladość.

Córka Nadziei (18+)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora