Rozdział 9

266 49 5
                                    

Następnego ranka Lily stanęła przed drzwiami komnaty Neetrita, dokładnie tak samo jak on stał przed jej drzwiami dzień wcześniej. Jej serce biło niespokojnie, a w głowie kłębiły się myśli. Uniosła dłoń, by zapukać, lecz zawahała się w ostatniej chwili. Spojrzała na swoje palce, wciąż umazane czernią ołówka. Ślady grafitu zdobiły jej skórę zdradzając czym zajmowała się przez pół nocy.

W zawiniątku, które wczoraj otrzymała od Neetrita, znajdował się szkicownik. Zwyczajny, ziemski szkicownik i komplet ołówków o różnej twardości. Była przyzwyczajona do malowania farbami, do pracy pędzlem na płótnie. W tej nowej, obcej sytuacji nie śmiała jednak marzyć o niczym więcej niż ten skromny prezent. I choć brakowało jej sztalug, płócien i akrylowych tubek, rzuciła się w wir szkicowania z pasją, jakiej nie czuła od dawna.

Kartka za kartką zapełniała się różnorodnymi obrazami, wszystkim co tylko przyszło jej do głowy. Krajobrazy Krainy Gniewu, majestatyczne szczyty wulkanów, postrzępione wstęgi dymu na tle nieba. I portrety. Głównie portrety Neetrita. Próbowała uchwycić każdy szczegół jego przystojnej twarzy, te skośne oczy o kocim spojrzeniu, wydatne kości policzkowe, zmysłowe usta. Ołówek wydawał się mieć własną wolę, starannie odwzorowując jego rysy raz za razem

Gorący rumieniec zalał jej policzki, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo dała się wczoraj ponieść emocjom. Mimo że obiecywała sobie zachować spokój i opanowanie, znów zawiodła. Wspomnienia wczorajszej konfrontacji z demonem napłynęły do jej umysłu niczym fala wstydu. Naskoczyła na niego, nazwała go kłamcą, mordercą i potworem. Oskarżenia wylewały się z jej ust, zanim zdążyła pomyśleć. A on przecież chciał tylko podarować jej szkicownik, gest dobroci, który zupełnie ją zaskoczył.

Zastanawiała się, skąd wiedział o jej artystycznej pasji. Mówiła o tym tylko Neveli. Czyżby to on zdradził jej sekret? A może Neetrit sam dostrzegł w niej tę iskrę talentu, ten głód tworzenia? Tak czy inaczej, jej reakcja była niewybaczalna. Zachowała się okropnie. Zdawała sobie z tego sprawę z bolesną jasnością.

I właśnie dlatego stała teraz tutaj, przed jego komnatą, z sercem pełnym skruchy i chęcią przeprosin. Wiedziała, że musi naprawić swój błąd, pokazać mu, że potrafi docenić jego gest. Że pod maską porywczości i gniewu kryje się wrażliwa dusza artystki, zdolna do wdzięczności i zrozumienia. Wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić nerwy. Jej palce, choć ubrudzone grafitem, nie drżały, gdy w końcu uniosła dłoń i zapukała do drzwi.

Zastygła w oczekiwaniu, wstrzymując oddech. Sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a cisza, która nastała po jej pukaniu, była przytłaczająca. Nie usłyszała ani skrzypnięcia podłogi, ani szmeru ubrań, żadnego znaku, że ktokolwiek jest w środku i zamierza otworzyć. Niepokój ścisnął jej żołądek, a palce zacisnęły się nerwowo.

Przestąpiła z nogi na nogę, czując jak niepewność wkrada się do jej serca. Może powinna po prostu odejść? Może Neetrit nie chce jej widzieć po tym, jak go potraktowała? Ale nie, nie mogła się teraz wycofać. Przyszła tu z konkretnym zamiarem i musiała doprowadzić sprawę do końca, choćby miała czekać tu godzinami.

Wzięła głęboki wdech i zapukała raz jeszcze, tym razem nieco głośniej. I znów odpowiedziała jej tylko głucha cisza, jakby komnata za drzwiami była zupełnie pusta. Poczuła, jak determinacja zaczyna ją opuszczać. Już miała się odwrócić na pięcie i odejść, pogodzić się z porażką, ale coś ją powstrzymało.

Nie, nie będzie tchórzyć. Nie tym razem. Zapukała po raz trzeci, jeszcze mocniej, aż jej kostki zbielały od siły uderzenia. I znów nic, żadnej reakcji. Cisza szyderczo dudniła w jej uszach. Ale nie zamierzała się poddać. Nie zastanawiając się wiele nad konsekwencjami, postąpiła spontanicznie - nacisnęła zdecydowanie klamkę, spodziewając się oporu zamkniętych drzwi.

Córka Nadziei (18+)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora