Teraz, nie czułem już kompletnie nic

210 11 131
                                    

Wielu z was powiedziało by, że wasz tata jest dla was jak bohater. Ktoś kogo podziwiacie oraz kochacie.

Ale wielu z was również by powiedziało, że wasz tata ma was za przeproszeniem w dupie. Albo w ogóle go nie poznaliście.

Ja, powiedziałbym że mój tata jest dla mnie potworem. Kimś okropnym i niewartym zaufania. Kimś kto skrzywdził mnie wiele razy ale nie przejmował się tym.

Takie już było życie.
Nie my układamy swoje losy.
Nikt nie wie czy jutro nie stanie ci się krzywda.
Nikt nie wie czy jutro się obudzisz, czy nie.
Nikt nie wie czy nagle nie dostaniesz informacji o tym, że ktoś ci bardzo bliski umarł.
Nikt nie wie czy nagle znowu się nie p0tniesz.

Ale ja...

Z p0ciętymi rękoma siedziałem na podłodze i gapiłem się w sufit.

A jednak. Znowu to zrobiłem.
Lloyd Montgomery Garmadon, legendarny zielony ninja znowu coś odwalił.
Moje obietnice były fałszywe.
Bo obiecałem im coś.

Z bezsilności zacząłem walić pięścią w ścianę.
Dlaczego akurat ja!

Nagle, wiadomo kto wszedł do pokoju.
-Co ty odpieprzasz, co?- warknął ojciec i podszedł do mnie, łapiąc mój podbródek.
Chciał abym całą swoją uwagę skupił na nim.

(DOSŁOWNIE VINCENT MONET XDDD
- od autorki)

-Mam dość!- krzyknąłem.
-Coś ty znowu odwalił?!
-Gówno!

Dostałem plaskacza w ryj. Po raz kolejny.

Nie bolało. Za dużo razy odczułem ból.
Teraz, nie czułem już kompletnie nic.
-Nie bolało- odparłem.

Dostałem po raz kolejny, ale mocniej.
-Na pewno to cię bolało- tata zaśmiał się.
-Nic mnie już nie złamie- odpowiedziałem z poważną miną.- Bij ile chcesz, ja nie czuje już nic. Czuję tylko pustkę.
-Co z tobą?- zapytał, a ja zrobiłem coś niespodziewanego.

Przytuliłem go.
Tak z dupy.

Zatkało kakao, tatusiu?

-Co ty robisz?- zawołał tata.- Powaliło cię?
-Nie udawaj teraz, że ci nie zależy!- wydarłem się.
-Nie zależy mi.
-Oh, czyżby?- parsknąłem.
-Odwal się- warknął.- Jutro zaczynamy trening.

I kierował się do wyjścia.
Ale go zatrzymałem.

-Zostajesz tutaj- rozkazałem.
-Ty śmiesz dawać mi rozkazy?
-Zostajesz. Tutaj- powiedziałem.
-Nie- odpowiedział i chciał otworzyć drzwi.
-Jak nie zostaniesz to się p0tne- zagroziłem.- Chociaż już dzisiaj to zrobiłem. Znaczy co.

No nie.
Jaki debil.
Wydało się.
-Zrobiłeś to?- zapytał.
-Ja....
-Pokaż nadgarstki- rozkazał ojciec.
-Nie- zaprzeczyłem.
-Pokazuj.
-Po co?
-Po prostu pokaż.
-Nie.
-POKAŻ- krzyknął w końcu ojciec.
-Masz, proszę- powiedziałem pokazując mu nadgarstki- Naciesz się.
-Dziecko....- powiedział Garmadon.

Dziecko? Nie odzywaj się złodzieju.

Czemu ja muszę żartować akurat w takich momentach....

-Nie jestem już dzieckiem.
-Nie jesteś nawet pełnoletni- zauważył.
-Ale jestem już wystarczająco dorosły.
-No nie wiem- ojciec wzruszył ramionami.- Poczekaj, zaraz wrócę. Tylko nic nie odwal, jasne?
-Ta. Jasne.

Wcale nie jasne.

Ojciec wrócił bardzo szybko. Miał w ręku bandaż.
-Mocno krwawisz- zauważył tata.
-Było gorzej- wzruszyłem ramionami.

Ojciec wzdechnął.
No i zabandażował mi rękę.

Miałem mu podziękować?

Em. Dziękuję tatusiu, który mnie torturuje, katuje, niszczy mi życie i wiele więcej.

Chociaż i tak mimo wszystko był lepszy od matki.
On chociaż wiedział jaki byłem, kiedy byłem dzieckiem.
A matka? Ona gówno wiedziała.
Mimo to nawet nie zapytała o to ojca.
Miała to w dupie.

Od zawsze powtarzam sobie, że ja będę lepszym ojcem niż ten, którego sam mam.

-Dzięki- szepnąłem.
-Masz odpocząć, bo jutro potrzebuję cię wypoczętego- ojciec postanowił na koniec pogrozić mi palcem. Nie no super.

Zaśmiałem się.
-Jasne.
-Jestem dumny z tego, że jeszcze się nie poddałeś i nie skończyłeś ze sobą- powiedział ojciec, kładąc rękę na klamce.- Podziwiam to.
-Nie mogę się poddać. Dla przyjaciół... Dla matki, dla wujka... Dla całego ninjago... No i dla ciebie- wymieniałem.

Ojciec lekko uśmiechnął się i wyszedł.

I wtedy poczułem, że znowu jest sobą.

Że znowu jest wyluzowany.
Chociaż pewnie jutro nie będzie ale nieistotne.

[...] Poszedłem odwiedzić moich przyjaciół, bo dostałem pozwolenie od taty. To dziwnie brzmiało, ale naprawdę bez jego zgody bym nie mógł tam pójść.
Usiadłem koło Nyi i wtuliłem się w nią.
Nie zasłużyła na tyle cierpienia.
-Jak się czujesz?- zapytałem Nye.
-Jest okej- odparła.- Kai i Jay bardzo mi pomogli.

Uśmiechnąłem się.
-A jak ty się trzymasz?- zapytał Kai.
-Jest ciężko. Serio ciężko- odpowiedziałem.- Staram się nic nie odwalać ale często dostaje od niego w ryj.

Było to widać, szczególnie po moich siniakach.
-Jesteś silny... Ja bym nie dała rady- powiedziała Nya.- Przeszedłeś więcej ode mnie. On cię bardziej skrzywdził...
-Ja to jakoś przetrwam- powiedziałem.- Dam sobie radę.
-U mnie to było jeden raz. A on ciebie już torturuje ponad dwa tygodnie!
-Dwa tygodnie?...- zdziwiłem się.
-Dwa. Prawie trzy- wtrącił się Jay.
-Jakoś to wygramy - powiedział Wu.- Musisz być silny. Przeżyj tą walkę.
-Ale ja ci nie mogę powiedzieć, że
,, oczywiście że przeżyje" bo tego nie wiem- powiedziałem.
-Więc chociaż się staraj- powiedział mistrz Wu a ja podszedłem do niego.- Jesteś bardzo silny, wiesz? Przeżyłeś dużo a i tak dajesz radę.

Uśmiechnąłem się.

-Koniec spotkania- powiedział ojciec który właśnie przyszedł.
-Ta. Już właśnie miałem się zbierać- odparłem i podszedłem do ojca, a on położył mi rękę na ramieniu.

Popatrzyłem jeszcze raz na przyjaciół i ze smutną miną odszedłem wraz z ojcem.

Chociaż mi zaufaj || Lloyd Montgomery Garmadon - II tom Fałszywego UśmiechuWhere stories live. Discover now