#4

29K 2.1K 209
                                    

Kastiel

- Ech, to chyba nie do końca miało tak wyglądać – westchnąłem przeciągle, rzucając przed siebie niezbyt płaskie kamyki. Uderzały one o wodę, jednak nie odbijały się tak jak wyobrażałem to sobie w głowie.
Chłodny wiatr przeczesywał moje włosy oraz chłostał wystawione na jego łaskę dłonie. Siedziałem na sporej wielkości głazie w parku naprzeciw mojego mieszkania. Powoli zmierzchało, pomimo że dochodziła ledwo czwarta... no cóż, takie uroki naszej pięknej jesieni. Chociaż nawet za dnia, mało osób się tu przewija. Ludzie jakoś zatracili potrzebę przebywania wśród roślinności, nawet jeśli raczej park ten nie grzeszył wielkością.
- Jesteś beznadziejny – zaśmiał się cicho Lysander, który siedział obok mnie z notesem w rękach. Na pewno nie usłyszał tego co mówiłem, a moje myśli raczej zachowałem dla siebie... ale trzeba mu przyznać, że komentarz pasował do obydwu sytuacji.
Pokiwałem twierdząco głową, oglądając jak tafla wody znów staje się wzburzona przez niewielki kamyk.
Nathaniel od trzech dni nie pojawiał się w szkole. Muszę przyznać, że jestem tym raczej zaskoczony, ponieważ chłopak zwykle odbierał nagrody za stu procentową obecność. Z tego co udało mi się dowiedzieć od Amber, miał zwolnienie lekarskie. Więcej nie była skora mi powiedzieć, ciekawiło mnie czy blondyn jej coś wspomniał ... o sytuacji pomiędzy nami. Jednak dziewczyna nie obdarzała mnie jakąś specjalną reakcją, poza względnej obojętności i zirytowania.
- Spadam do domu – mruknąłem, podnosząc się z zimnej ziemi.
Srebrnowłosy odpowiedział mi coś niezrozumiałego, znów odchodząc do swojego świata. Przyglądałem mu się przez chwilę, zdając sobie sprawę, że nie dostanę nic poza tą szczątkową reakcją. Nawet gdybym teraz kopnął go w plecy, to nie jestem przekonany, czy doczekałbym się czegoś poza stęknięciem... albo dźwięku łamanej kości.
Z uśmiechem na ustach oddaliłem się od przyjaciela, znów powracając myślami do swojej panienki. Czułem się nieswojo, gdy nie mogłem go zobaczyć... miałem ochotę znów go dotknąć. Melanii coś marudziła do mnie za każdym razem, gdy pojawiałem się w ich pokoju. Coś, że to niby moja wina, czy tam że mam przestać przyłazić ... babskie gadanie.
Zatrzymałem się, aby przysiąść chociaż na chwilę na ławce. Jedna z sześciu, nie wyróżniała się wyglądem, może jedynie innymi podpisami. Kreatywna młodzież przecież musi zniszczyć wszystko, po co miałoby wyglądać to ładnie ? Lepiej pierdolnąć swój podpis, oczywiście że to wszystkich interesuje.
Latarnie powoli zapalały się jedna za drugą, słońce już prawie całkowicie zniknęło za horyzontem, co dało odczuć się przez nagły spadek temperatury.
- Chciałbym go zobaczyć ... - wymruczałem nieznacznie, odchylając głowę do tyłu.
Można by powiedzieć, że to wszystko wydarzyło się z pewnego nieporozumienia. Byłem pijany i napalony... poza tym jakaś mało rozumna myśl nasunęła mi się na pierwszy plan. To że druga taka szansa może się nie pojawić... chociaż nie jestem tak do końca przekonany, czy to można nazwać szansą, czy też dobrym początkiem do odnowienia znajomości.
Pokręciłem głową, czując jak zbiera mi się na śmiech. Moja głupota raziła w oczy, jednak to też jego wina. Gdyby mnie nie odtrącał, to możliwe, że działoby się to stopniowo. Chciałem tylko, żeby zdał sobie sprawę z moich uczuć... a jednak tak po prostu go skrzywdziłem. Ale powiedzenie mu prawdy również go skrzywdzi.
Nie pokazuj ludziom prawdy, jeśli wolą żyć złudzeniem. Jednak ja chciałem czegoś więcej.
Myślami wciąż wracałem do tamtej nocy. Jego dość wymuszony uśmiech, którym mnie przywitał, gdy otworzyłem drzwi. Umysł miałem przyćmiony alkoholem, nie pamiętam co do mnie mówił, wiem tylko, że się zdenerwowałem. Chłopak próbował wcisnąć mi dokumenty, jednak ja siłą wciągnąłem go całego do środka. Przewrócił się. Wszędzie śmierdziało papierosami i procentami, a jednak pomiędzy tym wszystkim potrafiłem wyczuć jego słodki zapach wanilii. Krzyczał na mnie, gdy wyszarpywałem go z szarego płaszcza. Papiery walały się po podłodze, gdy przyciskałem do niej złotookiego. Szarpał się, mówił do mnie ... ale nie pamiętam co. Poruszał ustami, jednak do mnie nic nie docierało. Szumiało mi w uszach, dotyk jego miękkiej skóry rozpalał mnie, a jego wstydliwe reakcje podniecały do granic możliwości. Biała koszula nie stanowiła dla mnie żadnego przeciwnika. Chłopak szamotał się, w dalszym ciągu walcząc ze mną. Drażniło mnie to. Przeniosłem go na łóżku, jego głos drżał tak jak i całe ciało. Bał się mnie. Błagał abym przestał, kiedy przywiązywałem go do poręczy. Jego błękitny krawat idealnie pasował na opaskę. Zakryłem jego złote oczy, nie chcąc przyglądać się im. Przerażenie, które się w nich malowało otrzeźwiało co jakiś czas mój umysł.
- Podnieciłem się – zaśmiałem się pod nosem, zdając sobie sprawę z własnej bezduszności. Zabrałem mu jego niewinność, a jednak nawet teraz czułem pociąg do niego.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now