48

12.6K 901 53
                                    

Nathaniel

Nie miałem nikomu za złe, ponieważ tylko ja byłem winny. Nie miałem siły się nawet złościć, po prostu popłynąłem z prądem. Dyrektorka marudziła, niby to dając mi pouczenie, ale co ona mogła wiedzieć? Jest stara, bardzo stara, zdawałoby się czasami jakby miała się rozpaść na kawałki, po prostu rozsypać, a nie czułem, że byłoby mi z tego powodu przykro. Nie życzyłem jej źle, przecież to nie przystoi „przewodniczącemu". Dorośli są zabawni, to są najzwyczajniej w świecie duże Dzieci, wierzące w ideały, które nigdy nie istniały.
- Coś się stało? Twoje oceny naprawdę źle wyglądają – kręciła głową z dezaprobatą, kiedy ja się zastanawiałem czy powinienem coś powiedzieć na swoją obronę.
Miałem na twarzy przyklejony uśmiech o numerze drugim z mojego katalogu, który oznaczał „Postaram się bardziej", jednak nie czułem się bliski jego znaczenia. Wpatrywałem się złotymi oczami w jej pomarszczoną twarz, czując dziwne rozbawienie. Uczucie jakbym połknął tysiące dmuchawców, które powinny spełniać życzenia, jednakże te tylko łaskotały moje wnętrzności.
Spuszczałem raz za razem wzrok przyglądając się roztrzęsionym dłonią. Dlaczego nie chcą mnie słuchać? Czy naprawdę tak bardzo się tym przejmuję?
Szaleństwo, szaleństwo mnie ogarnia, a rozbawienie dusi, próbując zmyć sztuczny uśmiech z twarzy.
- Nathaniel ... może chciałbyś mi coś powiedzieć ? – jej słowa, znów wyrwały mnie z zamyślenia.
- Na pewno się poprawie – powiedziałem, podnosząc wzrok, by zatrzymać go w jej szarych, małych oczach.

On ma tą samą barwę, jednak wyglądają bardziej wrogo niż te, w które teraz spoglądam. Zmrużyłem powieki, czując się dość głupio, porównując dyrektorkę do kolesia niszczącego moje życie.
- Coś nie czuję się przekonana co do twoich słów – westchnęła, zaparzając herbaty zaraz po wejściu do gabinetu – Ostatnio wydajesz się inny.
Usiadłem w wyznaczonym przez kobietę dla mnie miejscu, naprzeciw niej w wygodnym fotelu, gdzie rodzice płaczą i błagają o litość dla swoich podopiecznych.
- Na pewno nie chcesz mi czegoś powiedzieć ? – spytała podejrzliwie, stawiając przede mną kubek parującego naparu.
Napełniłem swoje płuca ziemisto-korzennym aromatem, odczuwając lekkie zawroty od jego intensywności. Zaburzyłem łyżeczką gładką powierzchnię herbaty, przyglądając się jak rdzawa woda wbrew sobie zatacza się wokół moich ruchów, niemal wylewając się zza kremowej porcelany.
- Wie Pani dlaczego liście tej herbaty są czerwone ? – zapytałem, nie przerywając mechanicznych czynności, czując lekkie zaintrygowanie.
Kobieta opadła na skórzany fotel, zakładając nogę na nogę. Nie musiałem się nawet jej przyglądać, by wiedzieć dlaczego akurat takie napary pije. Napój idealny dla osób tęższych, pomaga w lepszej przemianie materii jak i poprawia krążenie krwi.
Machnęła lekko spuchniętą dłonią, dając mi tym samym prawo głosu.
- To przez krótki proces fermentacji, któremu są poddawane. Takie świeżo zebrane liście są układane w koszach wiklinowych. Pozostawione na słońcu zaczynają proces więdnięcia, czyli po prostu fermentacje enzymatyczną. Ich boki są poszarpane, wręcz ostre, przez to że w pewnym momencie pracownicy zaczynają nimi potrząsać, a jako że one ocierają się o siebie, to najzwyczajniej w świecie zaczynają się wykruszać – mówiłem, zapominając na chwilę w jakiej sytuacji się znajduję.
Pokręciłem głową, w końcu upijając łyk i od razu się krzywiąc. Źle zaparzona herbata jest gorzka, nie dostarcza żadnej zmysłowej przyjemności.
- Interesujesz się tym ?
Zaprzeczyłem, uśmiechając się pod nosem.
- Ani odrobinę.
Dyrektorka zmierzyła mnie niepewnym spojrzeniem, jakby prosząc o rozwinięcie.
- Pewna osoba, którą znam od bardzo dawno, lubi herbaty, a w szczególności te magiczne z drobnymi kwiatkami w środku – złapałem się na tym, że uśmiecham się jak idiota na samo wspomnienie, jego sylwetki w kuchni.
Praktycznie zawsze pozbawiony koszulki, stał zaspany przy blacie, starannie zaparzając każde listki, dobierając je do chcianego nastroju, pożądanego efektu.
Dyrektorka ciężko się podniosła, zbierając pustą porcelanę i wolnym krokiem, składając je w zlewie.
- Jednak to nic nie zmienia – szum wody wypełnił pomieszczenie, narzucając między nami chwilową ciszę – Nie dopuszczę cię do wyborów – ciągnęła dalej, wycierając filiżanki zieloną szmatką – Rok szkolny dobiega końca, jak będzie trzeba, mogę nawet przypilnować by nikt ci nie przeszkadzał, jak to prosił twój ojciec –westchnęła, zamykając drzwiczki kredensu, który był pod kolor zastawy – Ja naprawdę nie chcę się mieszać w te sprawy... jednak twoje oceny naprawdę się pogorszyły.
Strzał, te słowa przeszyły mnie, wbijając rozżarzony koniec wprost w moją dumę. Nie dopuści mnie?
Wstałem, chwiejnym krokiem kierując się do wyjścia.
- Poprawię to, dalej będę przewodniczącym – powiedziałem, jakbym składał przysięgę,czując jak świat wokół mnie zawirował.
Korytarz był opustoszały, lekcje już dawno się rozpoczęły. Rzadko się pojawiałem na nich, nie musiałem i miałem na to przyzwolenie od dyrekcji, pod warunkiem, że moje oceny będą nieskazitelne. Jednak teraz wszystko się pieprzy, cała moja praca ... moje stanowisko, coś co należało tylko do mnie... ona nie może mi tego odebrać.
Zatrzymałem się pod salą numer trzy. Spojrzałem na proste drzwi, niewyróżniające się niczym. Najzwyklejsze, gówniane wejście do klasy gdzie znajduje się grono upierdliwych ludzi i zanudzające tematy.
- Jednak nie – prychnąłem, odchodząc od nich.
Plan jest prosty. To nie wagary, można uznać, że nadal jestem na tych samych zasadach. Krok pierwszy polegał na pożyczeniu sobie ławki i krzesełka, a było dość sporo wolnych, więc nie widziałem z tym problemu. Wystarczyło przejść się na klatkę schodową, schowane tuż obok przejścia do piwnicy, nie rzucały się w oczy. Przytarganie ich do klubu ogrodniczego było najtrudniejsze. Lekcja już zbliżała się do końca, kiedy mi nareszcie udało się przenieść dwa przedmioty. Zdyszany opadłem na lekko zabrudzoną ławkę, uwalniając się z butów i skarpet, by poczuć pod stopami przyjemną trawę. Słońce grzało moje plecy, co potęgowało zmęczenie. Znużony zerwałem krawat odrzucając go na pobliskie drzewko, podwijając rękawy irytującej koszuli. Rozpiąłem cztery pierwsze guziki, wyciągając się wygodnie na krześle, by zaraz uderzyć dłonią w mebel przede mną.
- Kurwa – syknąłem, opierając się łokciami na przed chwilą poszkodowany przedmiot, układając głowę na dłoniach – Twoje oceny się pogorszyły –powtarzałem słowa dyrektorki, kilka krotnie aby wyryć je w swojej pamięci.
W końcu nie wytrzymałem, kiedy przyczyna moich problemów znów się zjawiła...musiałem wybuchnąć.

Kastiel x NathanielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz