#8

25.1K 1.7K 91
                                    

Nathaniel

Kolorowe liście swawolnie opadały na ziemię pozostawiając ogołocone drzewa na pastwę chłodu. Jesień była cudowna, ale zdecydowanie wolałem oglądać ją przez okno z ciepłego pokoju. Wszechogarniająca wilgoć osiadała na moich butach, cieszyłem się, że są wodoszczelne.
- Zimno – mruknąłem zapinając płaszcz pod samą szyję.
Ukryłem się po sam nos w szarym szaliku, chłód szczypał po policzkach. Był 31 października, spacerowałem bez większego celu z jednej na drugą stronę. Wcisnąłem ręce do kieszeni, palce zaczynały mi drętwieć. Dziś było Halloween, wszystkie domy były ozdobione a każde napotkane dziecko miało na sobie imponujący kostium bohaterów będących teraz na czasie. Minąłem już przynajmniej trzech Kapitanów Ameryka i jednego zmarzniętego Hulka. Dziewczynki miały kolorowe włosy i niespecjalnie wiedziałem za co się przebierały, ale byłem pewien, że było to powiązane z Azją.
Kręciłem się bez celu, próbowałem rozgonić natłok atakujących mnie myśli. Z cichym westchnięciem usiadłem na ławce. Nim się zorientowałem trafiłem do parku przed mieszkaniem Kastiela, wolałbym go dziś nie spotkać. To on był powodem moich wszystkich problemów. Odkąd się pojawił, ciągle spotyka mnie coś złego. Mówi różne dziwne rzeczy, jeszcze gorsze robi a później śmie być wściekły na mnie za moje zachowanie. Bawiło mnie to, byłem jedyną osobą, która ma prawo się gniewać. Jeżeli to był kolejny żart, to wcale nie był zabawny.
Odchyliłem głowę w tył. Wciąż przed oczami miałem jego zakłopotaną minę, czułem jak szybko bije jego serce. Biło od niego przyjemne ciepło...
- Ale to jest dziecinne...
Drgnąłem niespokojnie słysząc jego głos. Zawstydzony bałem się, że to tylko moja wyobraźnia.
- Nie marudź, obiecałeś mi.
- Ile ty masz lat, Debra?
Z domu Kastiela na ulicę wybiegła dziewczyna w fioletowej pelerynie i kapeluszem wiedźmy. Za nią ciągnął się ślamazarnym krokiem Kas w przebraniu kościotrupa. Zaśmiałem się pod nosem, wyglądało to komicznie. Nie spodziewałbym się, że w tym wieku nadal praktykuje przebieranki. Nie znałem go od tej strony.
- Na cukierkowy szlak! – zawołała wyrzucając w górę pięść, podskoczyła a jej peleryna zabłyszczała w świetle... była brokatowa!
Zatkałem sobie dłonią usta, mało brakowałoby a mogliby mnie usłyszeć. Odetchnąłem głęboko, wciąż patrząc za nimi. Z tej perspektywy wyglądali jak para... oczywiście nie byłbym tym nawet zaskoczony, w końcu był w niej zakochany długi czas. I to właśnie ona była powodem rozpadu naszej przyjaźni... może nie jedynym, wiele w tamtym czasie się działo, pomogła tylko przeciąć naszą więź, która i tak była silnie nadwyrężona. Nie miałem jej tego za złe, przecież gdyby nasza przyjaźń była silniejsza, nigdy by się nie skończyła. To tylko potwierdziło jak mało warta była.
Pokręciłem głową, nie lubiłem tej dziewczyny. Patrzenie na nich powodowało ścisk w moim brzuchu. Chyba po prostu robiło mi się niedobrze na ich widok. Tak, to z pewnością to.
Szli w przeciwnym kierunku, nie zauważyli mnie. Przecież tego chciałem, tak? Nie chciałbym aby znów wmieszali mnie w jakiś kwas między sobą. Ale z jakiegoś powodu było mi żal, że się nie odwrócił, że mnie nie zauważył, że się do mnie nie uśmiechnął. Zdenerwowany tymi myślami, wstałem i skierowałem się do domu. Z zamyślenia wyrwało mnie ciche jęknięcie w mojej klacie. Zaskoczony spojrzałem na kasztanowy kucyk, który pocierał właśnie swoje czoło. Wypuściłem powietrze uśmiechając się do potrąconej dziewczyny.
- Melani?
- Och, Nath – jej twarz rozpromienił uśmiech – Czy Kas powiedział ci wczoraj coś niemiłego?
- Nieszczególnie ruszają mnie jego słowa – odparłem chłodno i stanowczo, ale szybko wróciłem do swojego normalnego tonu – Kastiel zawsze był zgryźliwy, jego zaczepkami nie ma potrzeby się przejmować.
- Skoro tak mówisz... chociaż wydaje mi się, że ostatnio częściej spotykam was razem.
- Naprawdę? – zaśmiałem się kryjąc swoje zdenerwowanie.
- A nie jest tak? Jest w pokoju gospodarzy nawet częściej niż ja! – zawołała ze śmiechem – I zawsze czeka na ciebie, nawet gdy siedzisz do...
Przerwałem jej machnięciem dłoni, nie chciałem już tego słuchać.
- Nonsens. To wszystko wina dyrektorki, ona sprowadziła na mnie ten ciężar. Przez niego ciągle mam migrenę.
- Przepraszam – mruknęła zaskoczona moim nagłym wybuchem, wygięła nerwowo palce.
- Nie, nie – pokręciłem głową, zrobiło mi się głupio – Nie potrzebnie się uniosłem. Nie było rozmowy. Dokąd się wybierasz?
- Chciałam zobaczyć nową kawiarnię tuż za rogiem. Chcesz może pójść ze mną? – zapytała znów ożywiona.
Jej błękitne oczy zabłyszczały, nie miałem jak odmówić. Zgodziłem się, pozwalając by objęła moje ramię. To mogła być miła odmiana.

Kastiel x NathanielOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz