19

16.6K 1.4K 85
                                    

Nathaniel

Kiedy znów otworzyłem oczy, znajdowałem się w pokoju gospodarzy. Zszokowany podniosłem się z kanapy. Byłem sam. Za oknem nadal było jasno. Lysander wciąż siedział na dziedzińcu, notując coś w notatniku.
- A więc to był tylko sen ? – zaśmiałem się cicho, czując się idiotycznie.
Widocznie pada mi już na mózg, skoro śnię o takich rzeczach.
- Co było snem ?
Zaskoczony, podskoczyłem uderzając łokciem w parapet. Zasyczałem, czując odrętwienie.
- No gratulacje, panie przewodniczący – posłał mi ironiczny uśmiech, siadając przy moim biurku.
Spojrzałem na niego wściekle, powoli rozmasowując obolałe miejsce.
-A ty co ? Nie masz co robić?
- Mam, ale poświęcam tobie mój cenny czas. Doceń.
- Hę? O ile pamiętam to o nic cię nie prosiłem ...
- Masz rację. O nic nie prosiłeś, bo ty nic nie mówisz ! - warknął, przerywając mi – Ostatnio traktujesz mnie jak powietrze, masz w dupie moje uczucia.
- A ty ...
- Zamknij się, nie udzieliłem ci jeszcze głosu – syknął, siadając tuż obok mnie. Posłusznie zamknąłem usta, wpatrując się w jego szare oczy.
- Odpowiedz mi chociaż na jedno pytanie – zawahał się, na moment wydało mi się, że trzęsą mu się dłonie– co ty do mnie czujesz?
Zaskoczony, otworzyłem usta po czym je zamknąłem. Co ja czuję? Zawsze mnie skręca w środku, gdy siedzi blisko mnie. Sprawia, że ciągle się złoszczę, a mimo to potrafi wywołać mój uśmiech. Wypełnia moje myśli, co strasznie mnie drażni. Przez niego na niczym nie mogę się skupić. Wszystko wypada mi z rąk i nie potrafię nic na to poradzić. Często przyprawia mnie o ból głowy, powoduje pełno kłopotów. A jednak ... czuję takie przyjemne ciepło w miejscach gdzie mnie dotyka. Kiedy go nie ma, czuję się samotny, a świat traci na barwach. Moje serce przyśpiesza, gdy posyła mi ten uśmiech. Czuję momentalnie jakby miało eksplodować. To wszystko mnie tak strasznie męczy. Co ja czuję? Nie wiem, sam chciałbym wiedzieć. Lepiej. Chciałbym mu to wszystko powiedzieć, ale nie mogę ... Nie mam powodu...
- Nienawidzę cię – szepnąłem, czując jak dłonie mi się trzęsą.
Otworzyłem szeroko oczy, zaskoczony własnymi słowami.
- Rozumiem.
Czułem wzbierające łzy w kącikach oczu. Kastiel wstał, poprawiając swój czarny podkoszulek.
- J-ja ... - zacząłem, wyciągając dłoń w jego kierunku, jednak nie zauważył tego.
- W sumie to było oczywiste – skwitował, nie oglądając się za mną.
Rozciągnął ramiona, po czym ruszył wolnym krokiem w stronę drzwi. Chciałem wstać i krzyknąć, że to nie to chciałem powiedzieć... ale co to by zmieniło?
- Kastiel! – jednak musiałem spróbować.
Jego dłoń zamarła nad klamką, w końcu odwrócił się w moim kierunku.
- J-ja – za jąkałem się, zaciskając pięści wzdłuż spodni, zbierając resztki determinacji. Podniosłem wzrok, odważnie wpatrując się w jego oczy – Ja naprawdę cię nienawidzę !
Oszołomiony chłopak, zaśmiał się.
- Nie skończyłem ... ja nienawidzę cię, ale z jakiegoś powodu ...
- Dobra nie wysilaj się – westchnął, opierając dłoń na biodrze – tyle wystarczy, serio.
- Nie, ja jeszcze ...
- Nat, usłyszałem już wystarczająco dużo – uśmiechnął się smutno, otwierając drzwi – nic więcej nie chcę już słyszeć...
- I to ja jestem samolubny?! – krzyknąłem za nim, gdy zamykał drzwi – ja chciałem powiedzieć tylko, że cię chyba kocham ...
Głośne trzaśnięcie i po za tym już tylko pustka. Cisza odbijała się echem. Tak to chcę zostawić? Teraz jestem szczęśliwy?
- Nie jestem – jęknąłem, podchodząc do drzwi.
Chwyciłem za klamkę, czując jej chłód na dłoni. Nie mogłem ich otworzyć. Zaśmiałem się cicho, opierając głowę o drewniane wejście. Ojciec miał rację, ja się nigdy nie zmienię.

- Żegnaj?

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now