42

12.8K 1K 78
                                    

Kastiel

- Nie żebym był zaskoczony – prychnąłem, próbując zamknąć drzwi.
- No nie bądź taki, musisz wychodzić na dwór – upierała się, udaremniając mój zamiar swoją stopą.
Spojrzałem na wysoki obcas, mając cichą nadzieję, że jak będzie wracać poślizgnie się i złamie nogę.
- Może czuję się szczęśliwy w swojej samotni? – uniosłem brwi, dając już za wygraną.
Z przeciągłym westchnięciem, pozwoliłem jej się wpakować do środka, razem z dwiema reklamówkami z niewiadomą zawartością.
- Czyżbyś wygrała w totka ? – zapytałem kąśliwie, wskazując na niebieskie torby.
Dziewczyna zignorowała moje pytanie, zdejmując z ramion typową, rockową kurtkę. Kopniakiem pozbyła się wysokich botków, prześlizgując się tuż obok mnie. Czarne spodnie podkreślały jej szczupłe nogi. Przeleciałem je spojrzeniem, kręcąc głową, gdy zobaczyłem dziury na kolanach.
- Jak nie masz pieniędzy na materiał do spodni, było mówić. Pożyczyłbym ci – zakpiłem, usadawiając się na kanapie, by mieć lepsze widoki na tyły Debry.
Dziewczyna krzątała się po moim salonie, nie mogąc znaleźć sobie dobrego miejsca. Włączyła radio, zasłoniła okna, zapaliła kilka świeczek, stawiając je na parapecie, ławie i przy telewizorze. W końcu spojrzała na mnie, szczerząc się tak szeroko, że miałem wrażenie, jakby jej twarz miała pęknąć. Robiąc piruet znalazła się przy mnie.
Uniosłem brwi, czując się niekomfortowo kiedy tak usilnie wbijała we mnie entuzjastyczne spojrzenie.
- Wiesz co będziemy robić ? – zapytała cicho, przejeżdżając dłonią po moim obojczyku.
- No co takiego ? – powiedziałem od niechcenia, czując jak wstrzymuję z zniecierpliwienia oddech.
- Będziemy – przybliżyła się jeszcze bardziej, tworząc nieznośną atmosferę wyczekiwania – wzywać demony – zapiszczała, omal nie przewracając się ze śmiechu.
Podchwyciłem jej nastrój i splotłem nasze dłonie, równie entuzjastycznie co ona zawołałem:
- Popierdoliło cię – wyszczerzyłem się w szczerym uśmiechu, obracając ją i popychając w stronę drzwi – a teraz wyjazd – „cieszyłem się" dalej, w końcu krzywiąc przez obolałą twarz.
- Ale to dobry pomysł – wydęła policzki, próbując zaprzeć się stopami na ciemnych panelach, jednak cielesne rajstopy nie stanowiły dla mnie żadnego oporu.
- Podaj chociaż jeden argument, który przekona mnie do twojego zamiaru.
Zatrzymałem się tuż przy drzwiach wyjściowych, dając dziewczynie chwilę do namysłu. Widząc jej konsternacje, westchnąłem podając jej reklamówki.
- Jak nie posiadasz, to po prostu wyjdź, potrzebuje nad czymś pomyśleć ...
- Ale ty cały czas teraz myślisz – warknęła, odbierając swoją własność – Nie robisz nic poza tym. Zaszyłeś się w tym pieprzonym domu i unikasz wszystkich. Przyszłam, bo chciałam poprawić ci humor, przy okazji mając nadzieję na coś jeszcze – wyszeptała ostatnie słowa, tak że ledwo je dosłyszałem.
- Zamiast martwić się o mnie, to lepiej zacznij przejmować się swoim wyglądem – uciąłem machając czarną skórą przed jej twarzą.
- Jasne TATO – prychnęła, otwierając drzwi – Jak sobie życzysz TATO! –  trzaśnięcie mnie zaskoczyło, jednak w pełni rozumiałem jej złość.
Podrapałem się po rozczochranej głowie, odganiając ogarniające mnie znużenie. Wróciłem do zaciemnionego salonu, czując jak zapachowe świeczki zaczynają mnie podduszać. Z lekkim ociągnięciem, odsłoniłem okna, pozwalając sobie na wyjście na balkon. Poczułem pod nagimi stopami chłód granatowych kafelek, który zadziałał lepiej niż nie jedna kawa. Od razu się rozbudziłem. Kucnąłem tuż obok brązowego, zrobionego z plastiku, osiołka, który tak dzielnie trzymał pieczęć nad moim terenem. Kiwnąłem do niego głową, przybijając żółwika, do wyciągniętego kopytka.
Wyciągnąłem nogi przed siebie, czując niemałe odrętwienie. Słońce dawało sporo ciepła, ogrzewając odkryte ramiona. Miałem na sobie szare dresy i czarną bokserkę. Schowałem dłonie do kieszeni, ciesząc się dzienną dawką witaminy D.
- To kłamstwo, że nie wychodzę – zagaiłem do dekoracji – Ostatnio ciągle przesiaduje na dworze – uśmiechnąłem się, zamykając oczy.
Oparłem głowę o białe ściany, odczekując chwilę.
- Może jednak wyjdę – stwierdziłem po namyślę, otwierając nagle powieki, gdy poczułem gorący oddech na twarzy. Demon sterczał nade mną, przyglądając mi się swoimi ciemno brązowymi oczami, które niemal wpadały w czerń – Śmierdzi ci z pyska – wykrztusiłem, odsuwając jego łeb od siebie.
Zanim zaczepiłem psa, zdmuchnąłem wszystkie świeczki w obawie przed pożarem, który mógłby zaistnieć pod moją nieobecność.
- A znając moje szczęście ... - westchnąłem, przejeżdżając dłonią po grzbiecie towarzysza.
Uchyliłem drzwi, czując nagłe szarpnięcie ze strony psa. Z groźnym warknięciem wyskoczył na osobę znajdującą się po drugiej stronie. Przerażony chłopak uderzył plecami o barierkę bezpieczeństwa, biorąc nogi za pas. Spojrzałem za nim, jak zbiega ze schodów, omal nie przewracając się. Rzucił mi krótkie, zaniepokojone spojrzenie, nie zatrzymując się ani na moment.
- No i co narobiłeś – skarciłem zwierzę, na szybko wpychając go do mieszkania.
Upewniając się, że dobrze zamknąłem drzwi, Przeskoczyłem przez barierkę nie martwiąc się jakoś szczególnie grożącą kontuzją. Mieszkam na drugim piętrze, to nie wysoko, jednak ból w kostce był piorunujący. Zaciąłem się na chwilę w miejscu, kręcąc stopa i rozglądając się za swoją zgubą. Chłopak przemieszczał się dość szybko, był już na drugim końcu parku. Nie wyglądało na to by miał zamiar zawrócić.
Miałem ochotę do niego krzyknąć, ale byłem przekonany, że wtedy dopiero rzuci się do prawdziwego biegu.
Westchnąłem, ruszając w jego kierunku i starając się nie zwracać uwagi na pulsowanie rozchodzące się z dołu. Przyśpieszyłem kroku, powoli zamieniając go na bieg.
- Nat – zawołałem w końcu, czując jak oddech pali mnie w płucach.
Blondyn opierał się o bramę wjazdową, jednak gdy usłyszał mój głos odepchnął się i nie odwracając, zaczął uciekać.
- Jeśli teraz spierdzielisz, to ci obiecuję, że jak cię dorwę, to do końca życia będziesz czuł jak cię dupa boli ! Słyszysz? Obiecuje ci to – warknąłem, tracąc powoli panowanie nad sobą.
Chłopak wzdrygnął się na moje słowa, zatrzymując się w pół kroku. Zacisnął pięści, nerwowo tupiąc nogą.
- Grozisz mi ? – zaśmiał się, zwracając do mnie twarzą – Jesteśmy w miejscu publicznym – powiedział, jakby nie był świadom, że jednak wiem, gdzie się właśnie znajdujemy.
- Naprawdę? Hmm, a no tak masz rację. Nigdy bym się nie domyślił bez twojej, jakże trafnej uwagi – zakpiłem, w końcu znajdując się jakieś trzy kroki od niego – Po cholerę uciekasz, skoro sam do mnie przyszedłeś ? – zapytałem, czując, że ciekawość jednak jest silniejsza od mojej chęci dokuczania mu.
- Wiesz, że nie lubię psów – mruknął, wbijając wzrok w ziemię.
- A raczej się ich boisz – szydząc, uniosłem kącik ust do góry. Jednak nie potrafię się powstrzymać przed docinaniem mu, to chyba jedna z moich ulubionych czynności.
- A myśl sobie co chcesz – warknął, dalej unikając mojego spojrzenia.
Staliśmy tuż przy skrzyżowaniu. Dziś niewiele osób tędy przechodziło, większości spędzało przyjemnie czas na pikniku albo gdzieś grzało się na łonie natury.
Korzystając z okazji, chwyciłem za bladą dłoń Nathaniela i przyciągnąłem do siebie. Obejmując wokół talii, złożyłem delikatny pocałunek na jego popękanych ustach. Zjechałem niżej, przygryzając szyję. Poczułem się rozpalony, momentalnie zrobiło mi się za gorąco. Miałem ochotę pchnąć go na jakiś murek i wziąć tak jak tu teraz stał. Jednak opanowałem się, zostawiając dość sporej wielskości malinkę na jasnej skórze.
Zarumieniony odepchnął mnie, chwytając za nabrzmiałe miejsce.  Dopiero teraz, gdy piorunował mnie spojrzeniem, zauważyłem co trzymał w dłoni.
- Moja bluza ? – zapytałem czysto retorycznie, znając i nie oczekując odpowiedzi – Po to przyszedłeś ? Nie mówiłem, że musisz mi ją oddawać .
- Pomyślałem, ze powinienem – wzruszyłem ramionami, rzucając ją w moim kierunku – przecież nie jest moja.
Złapałem, przyglądając się jej. Była czystsza, to niepodważalny fakt, wygląda lepiej niż za czasu kiedy była u mnie.
- Nie musiałeś oddawać, bo lubię oznaczać swoje własności – stwierdziłem, zawiązując ubranie wokół bioder.
- Nie jestem przedmiotem... – zaczął, jednak nie dałem mu dokończyć.
Musnąłem jego wargi, czekając na reakcje. Ten drżąc, uchylił lekko usta, pozwalając by mój język wkradł się do środka. Głaskałem jego plecy, penetrując językiem słodkie wnętrze Natha.
- Nie, ale jesteś mój – wyszeptałem do jego ucha, powodując głębszy rumieniec na jego twarzy.
- Ach ta dzisiejsza młodzież – doszedł nas ochrypły głos. Czując zimny dreszcz, który przebiegł po moim kręgosłupie, obejrzałem się na staruszkę stojącą za mną – może zabierz swoją panienkę do domu, a nie tak publicznie okazujesz jej swoje względy – pokręciła głową, uśmiechając się lekko – Wiesz – szturchnęła mnie lekko, drewnianą laską, nakazując bym się do niej nachylił – Polej trochę słodkiego winka i zabawa gwarantowana.
Powstrzymując się przed wybuchem śmiechu, odprowadziłem wzrokiem dość niską staruszkę, która musiała mieć ok. 85 lat.
- Co się stało ? – zapytał nadal przerażony chłopak – Co ci powiedziała?
- Nic – zaśmiałem się w końcu, czując zabawne ciepło w żołądku – Właśnie wzięła cię za dziewczynę i poradziła mi tylko żeby zabrać cię do domu – wzruszyłem ramionami, splatając nasze dłonie – I zamierzam to zrobić.
- Ale ja nie chce – zamarudził, próbując wyrwać swoją rękę.
- Nie masz wyboru, to przez ciebie nabawiłem się kontuzji zeskakując z drugiego piętra, bierz za to odpowiedzialność – odparłem dość obojętnie, ciągnąc go w stronę swojego mieszkania.
Droga minęła w milczeniu. Nie spotkaliśmy nikogo specjalnego, jak też nikt nie zwracał na nas uwagi, przecież nie robiliśmy nic niedozwolonego. Sytuacja wyglądała tak jakbym ciągnął upartą osobę za sobą, nie mówię, że tak faktycznie nie jest.
Wejście po schodach okazało się jednak torturą. Kostka naprawdę bolała, doprowadzając mnie chwilami  do obłędu.
Gdy uchyliłem drzwi, Demon już czatował i wyczekiwał mojego powrotu. Uśmiechnąłem się przyjemnie do zwierzaka, uspokajając go zawczasu, by nie naskoczył na blondyna. Obrażony warknął cicho i odszedł w głąb mieszkania, co widocznie przyniosło ulgę chłopakowi. Spojrzałem na jego zagubiony wyraz twarzy, gdy rozbierał się z zbędnego okrycia.
- Możesz się już całkiem rozebrać – podsunąłem, szybko się oddalając zanim dostałbym, z którejś części garderoby. Bluzę bym przeżył, gorzej z butem.
Udałem się do kuchni, wyciągając z zamrażarki jakieś mrożonki. Zmęczony opadłem na stary stołek, przykładając zdobycz do opuchniętej kostki.
- Szpinak ? – doszło mnie pytanie, gdy w rogu zauważyłem Nathaniela.
- Jakoś sobie radzić trzeba – zaśmiałem się, przyglądając opakowaniu.
Tak naprawdę nie wiem skąd to się wzięło w moich zapasach, ani jak długo tam leżało. Ostatnim czasy jadam tylko jedzenie z proszku i strasznie chemiczny makaron.
- Mogłeś uważać... - zaczął, ale mu przerwałem .
- A zatrzymałbyś się, gdybym cię zawołał ?
Rumieniec na twarzy, wystarczył mi za odpowiedź.
- Teraz musisz mi się za to odpłacić – powiedziałem, dwuznacznie uśmiechając się.
- Co masz na myśli ? – zapytał, opierając sie oblat.
Uciekał ode mnie wzrokiem, nadal dłonią delikatnie muskając zaczerwienienie.
Odrzuciłem mrożonkę, z której woda już wylewała się litrami, podchodząc do swojej upragnionej zdobyczy.
- Po prostu chciałbym, abyś się mną zaopiekował –mruknąłem, opierając dłonie po jego bokach.
Nachyliłem się nad nim, czując buchające ciepło. Przygryzłem zaczerwieniony płatek ucha, dmuchając do wnętrza. Chłopak zadrżał, opierając ręce na mojej klatce piersiowej.
- Chyba powinieneś siedzieć i nie przemęczać się tak – mruknął ledwo słyszalnie, przechodząc w cichy jęk, gdy dłonią muskałem jego sutki.
- Hę ? Na siedząco powiadasz – uśmiechnąłem się złośliwie, zaciągając go na kanapę – Może być i tak – stwierdziłem, usadawiając go na swoich kolanach – Możesz poczuć się na tą chwilę, jakbyś miał szansę na dominację – zakpiłem, wpijając się łapczywie w jego usta.
- Cz-czekaj – wydyszał, gdy zacząłem dobierać się do jego rozporka.
- Nie mam zamiaru teraz przerywać – warknąłem poirytowany, marszcząc brwi.
- Ale powinieneś odpoczywać – jęknął cały czerwony, gdy moja dłoń i tak zjechała tam gdzie chciała.
Chwycił mnie za rękę, uwalniając tym swoje krocze.
- Nie po to tyle czekałem – westchnąłem, przejeżdżając po udzie blondyna – chciałem cię dotknąć, a kostka jest ledwo skręcona, czyli nie umieram.
Nathaniel uwolnił się z mojego uścisku, przyglądając się porozstawianym świeczką. Chwycił za zapalniczkę i uczynił to samo co poprzednio Debra. Zasłonił wszystkie okna, by pokój ogarnął ciepły blask.
Zamrugałem kilka razy, czując się dość śmiesznie.
- I co teraz ? – zapytałem, mając nadzieję na coś przyjemnego.
- A jak myślisz ?
- No wiesz - uniosłem brew, uśmiechając się - a co proponujesz ?
- Wzywajmy demony ! – zawołał, wybuchając śmiechem.
- No ja kurwa nie wierzę – spojrzałem na niego, czując jak coś mnie trafia.
Opadłem do pozycji leżącej, zakrywając głowę ciemno zielonymi poduszkami – Kolejny idiota.
Było posłuchać staruszki, wino załatwiłoby wszystko.

Kastiel x NathanielWhere stories live. Discover now