Rozdział VI

6.1K 299 5
                                    

Tydzień później, około drugiej w nocy w piątek, nie wszyscy spali. Przez rezerwat biegło stado, kobieta i czterech mężczyzn. Zatrzymali się przy domu Hale'ów. Zaczęli obwąchiwać powietrze. Wilczyca zaniepokoiła się.
- Czujecie to? Był tu ktoś potężny, z pradawnego rodu.
- Ja czuję jeszcze trzech. Jeden z nich to pewnie ten Prawdziwy, drugi to Hale, a trzeciego nie znam.
- I łowcy.
Wśród zebranych rozgorzała gorąca dyskusja, jedynie kobieta z niepokojem chodziła wokół schodów, próbując wyłapać więcej informacji.
- Cisza! Skupcie się! Mają potężnego sojusznika. Może nam zagrozić. Trzeba coś z tym zrobić.
- Powiedzmy Deucalionowi.
Rozwścieczona wilczyca skoczyła z pazurami na towarzysza.
- Myślisz logicznie?! Chcesz narazić nas na jego gniew?! Musimy sami coś z tym zrobić.
Ucichli i rozglądali się wokół. W każdym rosła frustracja. Jeden z nich warknął z niezadowoleniem.
Nagle spomiędzy drzew wyszedł mężczyzna. Był niewidomy, szedł z laską i ostrożnie stawiał kroki.
- Skończcie się kłócić. Nazywają się Scott McCall, Derek Hale i Isaac Lahey. Był z nimi człowiek, Stiles Stilinski. Ta potężna osoba, o której mówicie, to dziewczyna. Nie znam jej tożsamości, ale to kwestia czasu.
- Jest dla nas zagrożeniem? - zapytała kobieta, podchodząc do niewidomego.
- Nie, Kali, nie sądzę. Jej moc nie przewyższa mojej. Co nie zmienia faktu, że będzie przeszkodą. - wyciągnął ramię w stronę wilczycy. - A teraz wracajmy. Idąc, ocierajcie się o drzewa, zostawcie jak najwięcej zapachu. Niech wiedzą, że jesteśmy blisko.
Kobieta ujęła jego ramię i poprowadziła przed siebie. Reszta poszła za nimi. Oddalali się w kierunku miasta.

Kilkanaście godzin później Maybelle robiła kolację w kuchni. Czekała na Allison i Lydię, które miały przyjechać i pomóc jej przygotować się do wyjścia. Razem z chłopakami mieli iść do klubu.
Piętnaście minut później usłyszała pisk opon na podjeździe. Pobiegła do wejścia i otworzyła drzwi, wpuszczając dziewczyny. Zaprowadziła je do swojego pokoju i przyniosła kolację.
- Przebierajcie się, a potem będziemy się malować. - powiedziała z uśmiechem. Z szafy wyjęła sukienkę, żakiet i buty na obcasach. Wszystko położyła na łóżku, obok rzeczy dziewczyn.
- Już nie mogę się doczekać. - Allison chodziła po pokoju, co chwilę wyglądając przez okno.
- Czekasz na swojego księcia? Przecież z nim zerwałaś. - powiedziała Lydia, przykładają sukienkę do swojego ciała i przeglądając się w lustrze. Argent momentalnie się uspokoiła.
- Zerwałam. No tak.
Po kilku sekundach odezwała się Lydia.
- Tak w ogóle to ojciec pozwolił ci tu nocować? Z chłopakami? Ze Scottem?
- Jej ojciec nie ma tu nic do gadania. - odezwała się Maybelle, wychodząc z łazienki w szlafroku. - Allison jest pod moją opieką i jest bezpieczna. A jeśli przyjdzie ci do głowy spanie z McCallem w tym domu, to możesz już wracać do siebie, moja droga. - Foster zwróciła się do Argentówny, śmiejąc się. Ta wzruszyła ramionami.
- Przecież zerwaliśmy. Nie pamiętacie? - zaczęła się śmiać, a cała reszta z nią.
Razem z Lydią poszły do łazienki się przebrać. Po kilku minutach wyszły i zaczęły przeglądać się w ogromnym lustrze, które wisiało naprzeciw łóżka. Maybelle nie było w pokoju.
- Wyglądasz niesamowicie. - powiedziała Allison do przyjaciółki, oglądając jej sukienkę. Była w kolorze "cherry pink", góra, uszyta w "harmonijkę", kończyła się tuż przy wcięciu w talii, dół był zrobiony z falbanek i kończył się trochę nad kolanem. Razem z białymi szpilkami strój był kompletny. - Stiles oniemieje z zachwytu.
Lydia prychnęła. - Zamierzam wyrwać jakiegoś faceta, ewentualnie tańczyć z Isaac'iem. - poprawiła włosy, spinając je tak, że fale ułożyły się na jej prawym ramieniu. Podniosła je u nasady głowy, przez co miały większą objętość. - Pomalujesz mnie?
- Jasne.
- Swoją drogą, ty też nie wyglądasz źle. Skromnie, jak zawsze, ale nieźle. - Lydia obejrzała Allison od stóp do głów. Dziewczyna ubrała się w kremową sukienkę, z delikatnie poskręcaną górą, kończącą się przy wcięciu w talii i z lejącą się spódnicą do kolan. Do tego nałożyła beżowe szpilki.
 - Wiesz, to samo mogłabym powiedzieć o Scott'cie...
- Ach, już bądź cicho. - zaśmiała się Allison, zatykając usta przyjaciółce. Obie zaczęły się śmiać. Lydia zakręciła jej włosy i upięła na czubku głowy, pozostawiając grzywkę i kilka loków z obu stron luźno. Obie przejrzały się w lustrze i uznały, że efekt jest niesamowity. Gdy zaczęły się niepokoić nieobecnością Maybelle, ta weszła do pokoju.
- Dziewczyny, nie mogłam znaleźć mojej lokówki... Ojej, jak pięknie! - dziewczyna obejrzała obie dziewczyny. - Wyglądacie nieziemsko! - gdy po kilku sekundach nie było odzewu, spojrzała na nie. Allison i Lydia stały jak tak zwane słupy soli. Po chwili tej drugiej udało się otrząsnąć.
- Jeśli ja tak będę wyglądać w wieku 21 lat, to wszyscy chłopcy w całym stanie będą się za mną uganiać. - wyszeptała, podchodząc do Maybelle i oglądając jej stój. Sukienka miała krótki, czarny gorset, wyszywany koralikami, kończący się tuż przy wcięciu w talii. Spódnica z czerwonego materiału lała się do kolan i otulała nogi. Do tego czarne szpilki i strój był gotowy.
- Obie wyglądacie o wiele lepiej ode mnie, okej? - zaśmiała się. - Która z was zrobi mi loki od połowy włosów?
 Allison malowała Lydię, a Lydia kręciła włosy Maybelle. Po 15 minutach wszystkie były gotowe, a po półgodzinie przyjechali chłopcy.
- O, jest Stiles. - powiedziała Lydia, zaglądając przez okno.
- Chodźcie. Niech zobaczą nas tuż przed wejściem do klubu. Pojedziemy moim samochodem. - Maybelle wzięła kluczyki z komody. Już ubrane, wybiegły na podjazd i wsiadły do auta Foster. Dziewczyna zatrąbiła i odjechały chichocząc, a chłopcy za nimi.
Po 20 minutach byli już na miejscu. Maybelle zaparkowała i wysiadły, tuż po chłopcach. Scott zapatrzył się na Allison, ta się zarumieniła. Stiles nie mógł oderwać oczu od Lydii, idąc, potknął się o sznurówki i w ostatniej chwili złapał równowagę. Dziewczyna, śmiejąc się, wyminęła go i podeszła do Isaaca. Stilinski, zrezygnowany, patrzył za oddalającą się parą, aż do momentu, w którym Maybelle wzięła go pod rękę. Gdy to zauważył, uśmiechnął się do niej szeroko. Wszyscy skierowali się w kierunku kolejki.
- O mój Boże... Jest tu tyle ludzi, że do jutra nie wejdziemy. - powiedział Stiles, jak zawsze pałający optymizmem.
- Spokojnie, załatwię to. - Maybelle uśmiechnęła się do chłopaka i podeszła do bramkarza. Zaczepiła go, a ten, rozpoznając ją, gorąco przywitał i zaprosił do środka. Skinęła na przyjaciół i już po chwili wszyscy byli w środku.
Klub był ogromny. Po lewej stronie zbudowano ogromny bar, w głębi stały kanapy, a na środku tańczyli ludzie. Muzyka dudniła, podłoga razem z nią.
- Chodźcie za mną, to jeszcze nie koniec niespodzianek na dziś. - szepnęła Foster do zebranych i skierowała się do baru. Gdy już stanęli przy nim, dziewczyna skinęła na barmana. Ten podszedł do niej.
- Cudowna piękność dziś do nas przybyła. Witaj! - powiedział, uśmiechając się zawadiacko. Przyjrzał się jej. - O, Maybelle, to ty! Znowu w tych stronach?
- Hej, Steve. Taak, przyjechałam na trochę. Mam do ciebie prośbę. Możesz udostępnić mi i moim przyjaciołom jeden sektor? Byłabym bardzo wdzięczna. - odparła, mrużąc oczy z uśmiechem.
- No jasne! Wbijajcie na trójkę. Ochroniarzowi powiedz, że jesteś ode mnie. Miłej zabawy!
- Dzięki, stary! - odwróciła się do reszty. - Mam bardzo dobre miejsce. Chodźcie.
Poprowadziła ich między tańczącymi do wydzielonych płyt po prawej stronie klubu. Podeszła do ochroniarza przy trzeciej płycie i zagadała. Po chwili wszyscy weszli po schodach na górę i usiedli na kanapach przy parkiecie.
- Wow, muszę częściej przychodzić z tobą na imprezy! - Lydia roześmiała się.
- Wiecie, co jest najlepsze? Zacznijcie węszyć. Co czujecie?
Chłopcy uruchomili nosy.
- Czuję ludzi. Mnóstwo ludzi. To wszystko - odpowiedział Scott.
- No właśnie. Tylko ludzie, zero nadprzyrodzonych. I właśnie po to tu jesteśmy, by bawić się i zapomnieć o świecie za drzwiami tego klubu. A teraz tyłki w górę i zapraszam na parkiet. - powiedziała, wstając i ciągnąc Allison ze sobą. - Na środku stołu macie wbudowaną lodówkę z napojami. Bierzcie ile chcecie. Oczywiście są to napoje gazowane, nie alkohol, nie chcę mieć potem waszych rodziców na głowie, gdy się upijecie. - śmiech. - Chodzicie tylko do łazienki i wara od baru. To tyle. Zapraszam do tańca! - wzięła Lydię drugą ręką i wszystkie poszły na parkiet. Po chwili chłopcy dołączyli do nich i wszyscy razem się bawili. Tak minęło kilka godzin.
Po czwartym wolnym tańcu Scott i Isaac usiedli na chwilę.
- Zdaje mi się, że Maybelle powinna była wziąć kogoś ze sobą. Ciągle tańczy ze Stilesem, który z kolei wolałby Lydię, ona jednak nie chce z nim tańczyć.
- Porąbane.
- Taa.
Kilka minut ciszy. Nagle Isaac coś zauważył.
- Patrz. Widzisz tam? Czy to nie Derek?
- Co?
- No tam, przy barze. Siedzi i się rozgląda. Jakby kogoś szukał.
- Faktycznie.
Hale przeczesywał wzrokiem tańczących. Czuł, że w klubie oprócz niego jest trzech wilkołaków. Wiedział, że to Scott i Isaac. Między wszystkimi zapachami wyłowił również mieszankę wanilii i czekolady. Postanowił iść za tą wonią.
Dotarł do platform. Zatrzymał się przy trzeciej i zaczepił go ochroniarz. Gdy ten nie chciał go wpuścić, Derek był gotowy uderzyć nim o podłogę, jednak w ostatniej chwili usłyszał jej głos.
- Spokojnie, Andre. On jest ze mną. - powiedziała, najpierw patrząc na ochroniarza, a potem na Hale'a.
Mężczyzna przez chwilę mierzył wzrokiem wilkołaka, po czym wpuścił go za barierkę. Derek wszedł na schody i spojrzał w górę, na Maybelle. Ta, patrząc mu w oczy, wyciągnęła do niego rękę. On ujął ją i zaprowadziła go na górę, na parkiet. Zaczęli bujać się w rytm muzyki. Położył ręce na jej plecach i przyciągnął do siebie, ona objęła go lekko za szyję. Ujrzał jej nieśmiały uśmiech.
- Co tu robisz? - szepnęła, zaglądając mu w oczy.
- Nie mogłem was nigdzie znaleźć. Twój wuj powiedział mi, gdzie jesteście.
- Ale po co nas szukałeś?
Nastąpiła chwila ciszy. Hale chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Wreszcie odezwał się.
- Chciałem ci coś przekazać. - Derek zaczął się rozglądać. - Oni już tu są. Byli przy ruinach. Zostawili dużo zapachu. Czterej mężczyźni, kobieta i alfa Alf. - spojrzał na nią. Ona wpatrywała się w punkt za nim. Obserwował jej reakcję. Dziewczyna wolno pokiwała głową.
- Rozumiem. Tak myślałam, że niedługo się pojawią. W końcu musieli przestać się ukrywać. - zapadła cisza.
- Są potężni. Czuję to.
- Tylko główny Alfa, z nim może być problem. Resztę można pokonać.
- Jest kolejna ofiara. Nauczyciel muzyki.
Maybelle przesunęła wzrok na jego twarz.
- Kiedy?
- Kilka godzin temu. Te same rany, taki sam sposób zabicia.
Dziewczyna warknęła. Zamknęła oczy i westchnęła. Widząc to, Derek objął ją mocniej. Schylił się do jej ucha.
- Nie przejmuj się dziś. Zostaw te sprawy na inny dzień. - powiedział, po czym oparł jej głowę o swoją pierś.
Przy stole rozgorzała dyskusja między chłopakami.
- Nie rozumiem Hale'a. Przecież świruje z naszą panią od angielskiego. - powiedział Stiles, wbijając wzrok w tańczącą parę.
- Jak to? Serio? Z panią Blake? - zapytał Scott.
- Serio. Był w szkole kilka razy. Zaczęło się od tej nocy, gdy łapaliśmy Boyda i Corę. - odparł Isaac, wpatrując się w stół.
Siedzący ucichli. Byli zmieszani.
- Ona jest dorosła, wie, co robi. I na pewno wie o nim i Blake.  Zostawmy ich i chodźmy do dziewczyn. - powiedział Isaac. Chłopcy wrócili na parkiet.
Zaczął się szybszy utwór. Maybelle wirowała razem z Derekiem. Ani ona, ani on nie sądzili, że Hale to potrafi. Oboje rozkręcili się na dobre. Wilkołak śmiał się teraz więcej niż w ciągu ostatnich lat.
W pewnym momencie muzyka zwolniła. Objęli się znów. Derek wdychał jej zapach i starał się zapamiętać tę chwilę. Chciał ją zabrać do siebie. Chciał położyć się obok niej i czuć bicie jej serca na swoim. Chciał tak wiele... Ten moment dał mu nadzieję.
Spojrzał na nią. Przypatrywał się jej, aż ona podniosła wzrok. Zobaczył, że zerka za niego. Gdy znów zapatrzyła się w jego oczy, on nie mógł się już powstrzymać. Schylił głowę. Chciał poczuć dotyk jej ust. Chciał sprawdzić, czy smakuje również jak czekolada. Gdy zamknął oczy i czuł jej oddech, jego serce wymierzało sekundy.
Nagle poczuł pustkę. Otworzył oczy i zauważył, że jest sam. Nie było ani jej, ani reszty. Zrezygnowany, zszedł na dół. Ciągle się rozglądał, ale na daremno, ponieważ w powietrzu unosił się tylko ślad po wilczym zapachu. I czekolada. Ciągle czuł tę pieprzoną wanilię i czekoladę.
Usiadł przy barze. Schował twarz w dłoniach. Po chwili podszedł do niego barman.
- Nie martw się, kolego. Jeśli cię lubi, wróci. Pojawi się prędzej czy później. A z tego co widziałem, to bardzo lubi.
Derek podniósł na niego wzrok.
Miał cholerną nadzieję.

*****

Podoba się? 1900 słów. :D Następny na 90% będzie w sobotę lub na 40% w piątek wieczorem. Akcja się rozwinie i zrobi się ciekawiej. :)



big bad wolf // derek haleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz