Rozdział VII

5.3K 258 12
                                    

W sobotni ranek Maybelle przeszukiwała domową bibliotekę, poszukując książek o rytuałach i składaniu ofiar. Czuła bezsilność w sprawie morderstw - niemoc w rozwiązaniu zagadki dołowała ją. Sfrustrowana, usiadła przy biurku z naręczem opasłych tomów. Westchnęła i złapała się za głowę. Zamknęła oczy.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna pobiegła otworzyć, lecz wuj ją uprzedził. W drzwiach stał Isaac, z torbą na ramieniu i zwieszoną głową.
- Derek wyrzucił mnie z mieszkania i nie mam gdzie się podziać... Czy mogę...? - zapytał, podnosząc wzrok.
- Jasne. Wchodź. - Maybelle wzięła go za ramię, zerkając na wuja. Ten, zmartwiony, wzruszył ramionami.
Kilka chwil później Lahey miał już przydzielony pokój. Wszyscy siedzieli w kuchni, chłopak jadł śniadanie.
- Nie wiem, co się stało. Rano wróciłem od ciebie. Gdy tylko wszedłem do mieszkania, Derek rzucił torbę w moją stronę i kazał mi się wynieść. Nie chciał powiedzieć, dlaczego. - Isaac spuścił wzrok i zwiesił ramiona. Był to bardzo przygnębiający widok.
Dziewczyna podeszła i przyciągnęła go do siebie. Chłopak objął ją delikatnie i zaczął drżeć.
- Spokojnie. Możesz tu zostać ile potrzebujesz. Korzystaj z czego chcesz. Masz pełną swobodę, wychodzisz i wracasz o której zechcesz, tylko w granicach rozsądku. Na dole masz konsolę i gry, możesz też przenieść je na górę. Teraz, jak chcesz, idź do chłopaków, zrób pracę domową, zajmij się czymś i nie przejmuj się. W południe odbędzie się trening. Jutro możemy całą paczką gdzieś wyjść. Okej? - powiedziała, całując go w czoło. Ten pokiwał głową. - Jestem kimś w rodzaju przybranej mamy (szczególnie dla Stilesa :) - przyp. aut.) więc nie zostawię was i zajmę się wami tyle, ile jestem w stanie. - odsunęła się, biorąc go za ramiona. - Teraz muszę wyjść i załatwić pewną sprawę, którą powinnam była zająć się już dawno. Masz czas wolny do treningu. Do zobaczenia.
Wychodząc, kiwnęła głową wujowi. Wybiegła z domu, wsiadła w samochód i odjechała.

Derek Hale siedział na łóżku, opierając twarz o ręce. Był wściekły na siebie za to, że nakrzyczał i wygonił z domu Isaaca. Jednak wiedział, że nie miał wyboru. Czuł się bezsilny.
Przed nim stała Jennifer Blake, starając się go pocieszyć lub wesprzeć, jednak bez skutku. W pewnym momencie zdenerwowany wilkołak krzyknął i na nią. Kobieta cofnęła się z przerażeniem.
W głębi mieszkania Cora opierała się o ścianę, patrząc na obojga. Wiedziała, że jej brat się męczy, jednak nie miała pojęcia jak mu pomóc. Miała dość Blake, ta tylko pogarszała sprawę.
Po chwili Hale'ówna usłyszała kroki na schodach. Podeszła do drzwi i spojrzała na obojga, jednak oni nie nic usłyszeli. Gdy rozległo się pukanie, wszyscy zwrócili twarze w stronę wejścia. Cora wpuściła gościa do mieszkania.

Maybelle, wchodząc do domu Hale'ów, pierwsze, co zobaczyła, to zgromadzone w nim trzy osoby: Dereka, Corę i nauczycielkę. Zaraz potem wyczuła intensywny zapach Alf. Jej niepokój wzrósł.
Hale natychmiast wstał.
Przywitała się z Corą i podeszła do dwójki. Uśmiechnęła się do kobiety i wyciągnęła dłoń.
- Witam. Nazywam się Maybelle Foster, jestem przyjaciółką rodziny Hale. - powiedziała, wpatrując się w Blake. Ta oniemiała.
- Pani jest pewnie tą nauczycielką języka angielskiego w okolicznym liceum, prawda? Pani Blake? - w tym momencie kobieta odzyskała rezon.
- Tak, to ja. Skąd pani mnie zna? - zapytała spoglądając na Dereka i ściskając dłoń dziewczyny.
- Słyszałam to i owo. Jestem w bliskim kontakcie ze Scottem, Isaac'iem i Stilesem.
- Rozumiem.
Zapadła cisza. Maybelle w końcu spojrzała na Dereka, który oniemiały wpatrywał się raz w Blake, raz w Foster.
- Chciałabym porozmawiać z Derekiem na osobności. Czy mogę...? - mężczyzna natychmiast zareagował.
- Tak, oczywiście. Jennifer, spotkamy się później? - powiedział, lekko popychając kobietę. Ta oburzyła się.
- Ale dlaczego...? - zapytała, oglądając się na niego i Maybelle.
- To dotyczy "naszych" spraw, rozumiesz? Zadzwonię. - wypchnął Blake, a ta, zdenerwowana, poszła do wyjścia, ciągle się oglądając. Gdy zniknęła, Hale podszedł do okna i stanął, trzymając ręce z tyłu. Zamknął oczy.
Ta pieprzona wanilia i czekolada. Czuł je wszędzie. Nie mógł się skupić.
- Isaac przyszedł do mnie. Powiedział, że go wygoniłeś. Bez słowa. - powiedziała dziewczyna, uparcie patrząc na niego.  Zapadła cisza. W końcu mężczyzna odezwał się.
- Deucalion tu był. Ze swoją świtą.
- Wiem. - Maybelle przerwała mu. - Ich zapach czuć nawet w portierni. Jednak mogłeś zadzwonić...
- Wszyscy byli u ciebie, i dobrze. Isaac nie miał styczności z nimi. Za to Cora musiała na wszystko patrzeć. - wzburzony, odwrócił się. - Myślisz, że było mi łatwo? Grozili mi, mówili, że mam zabić całe stado i dołączyć do nich, inaczej oni zrobią to za mnie. Ta pieprzona wilczyca wbiła mi pieprzoną rurkę w brzuch! Co innego miałem zrobić?! - krzyknął. Dziewczyna ze spokojem przypatrywała mu się. Czekała, aż on ochłonie. Ten, w przypływie wściekłości, uderzył w ścianę. Tynk ukruszył się, a Cora podskoczyła pod wpływem huku. Po chwili uspokoił się. Zaciskał i rozluźniał pięści na przemian.
- Dobrze. Rozumiem. - Maybelle odparła tak lodowatym głosem, że Derek spojrzał na nią. Ujrzał w jej oczach chłód, który mógłby zamrozić słońce. Zaczęła wolnym krokiem podchodzić do niego.
- Skoro utrzymanie stada jest dla ciebie takie trudne, to zwolnię ciebie z tego obowiązku. Będziesz wolny i niezależny. Bez wilków, gotowych walczyć i zginąć za ciebie, bez osób, które powinny być twoją rodziną. Będziesz miał z głowy stado i Alfy. Nadal niczego nie rozumiesz. Ale może "ten typ już tak ma". - uśmiechnęła się sztucznie. - Ból zniknie po kilku minutach, jednak przyzwyczajenie do uczucia pustki nastąpi po kilku dniach.
Oczy Maybelle zaczęły świecić na fioletowo. Spojrzeniem zmusiła Dereka do uklęknięcia. Ten, zszokowany, ustąpił. Czuł potężną moc wwiercającą się w jego mózg. Dziewczyna jedną ręką złapała go za włosy, drugą położyła na policzku.
- Miałam to zrobić już bardzo dawno.
Wbiła palce w twarz mężczyzny, który wydał z siebie cichy syk. Nie mógł odwrócić wzroku.
Cora podeszła do niej. Ta zatrzymała ją.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Po wszystkim musisz się nim zająć. Odsuń się, bo może ciebie skrzywdzić.
Wilczyca posłusznie odeszła.
- Na mocy prawa nadanego mi przez moich czcigodnych przodków przejmuję stado tego wilka i obiecuję roztoczyć nad nimi opiekę, wychować je i nauczyć wszystkiego, co niezbędne. Zdejmijcie z niego przywilej alfy i pozwólcie mi je przyjąć. - wbiła pazury w jego kark, a ten krzyknął.
- Niech tak się stanie.
Maybelle odchyliła głowę do tyłu. Jej oczy rozbłysły, a moc przepływała między obojgiem. Derek wydawał z siebie okrzyki. Zamknął oczy z bólu.
Nagle wszystko ucichło.
Dziewczyna wyprostowała głowę. Przez chwilę jej oczy przybrały barwę czerwieni, potem zmieniły się w fioletowe, by wrócić do naturalnego wyglądu. Zdjęła ręce z Hale'a, a ten zwiesił ramiona. Ból mijał, jednak na jego miejscu pojawiło się zmęczenie. Czuł się słaby i wypompowany. Jego serce wypełniła dojmująca pustka.
Foster rozluźniła się. Poruszyła ramionami i dłońmi. Czuła się silniejsza. Jej dusza związała się wilkami ze stada, stworzyła silne więzi. Maybelle wyczuwała ich zdziwienie i radość. Dziś będzie musiała im mnóstwo wytłumaczyć...
Ostatni raz pociągnęła za włosy Dereka tak, by na nią spojrzał. Ten wydał z siebie jęk.
- Mam nadzieję, że pomogłam. Obyś przeżył jak najdłużej. Swojej rodziny się nie porzuca i nie traktuje jak wrogów. Zapamiętaj to. - puściła go. Cora podbiegła i łapiąc go, pomogła przenieść na łóżko. Maybelle zaczęła iść w stronę wyjścia, jednak po chwili zatrzymała się i odwróciła głowę w jego stronę.
- A, i jeszcze jedno: twoja dziewczyna wydaje się podejrzana. Cuchnie od niej czymś mrocznym. - powiedziała. - Do widzenia, Coro.
Wyszła. Derek padł wyczerpany na łóżko. Po chwili zmorzył go sen.

Kilka godzin później wszyscy (to jest Scott, Stiles, Isaac, Lydia i Allison) siedzieli w salonie Maybelle. Było już po treningu. Paczka ucieszyła się, że dziewczyna została ich nową alfą, jednak Scott martwił się o Hale'a. Ta jednak zapewniła go, że nie musi, bo Derekowi nic nie będzie.
Po rozmowie i zjedzonych trzech opakowaniach pizzy wszyscy rozsiedli się i zaczęli ustalać, co będą robić następnego dnia. W połowie gadki zadzwonił dzwonek do drzwi. Maybelle, zdziwiona, wstała i poszła otworzyć. Gdy to zrobiła, widok przeszedł jej najśmielsze oczekiwania.
- Alex? Co ty tu robisz...?

*****

Udało mi się jeszcze dziś napisać rozdział. Sądziłam, że ff skończę w około X rozdziale, jednak myślę, że pociągnę akcję dłużej. Doszłam do wniosku, że skoro Derek ma Jennifer, to dlaczego Maybelle nie może mieć kogoś dla siebie? I tak stworzyłam Alexandra, którego poznacie w następnym rozdziale. :) Jak podoba wam się koncepcja Foster jako alfy? Jak myślicie, co wydarzy się później? Zapraszam do czytania. :)


big bad wolf // derek haleWhere stories live. Discover now