Rozdział XI

5.2K 254 5
                                    

Z góry przepraszam was za ten rozdział. Będzie niesamowicie długi. Nie krzyczcie na mnie i nie zabijcie, dobrze?
Sama pisałam go z bijącym sercem.
Epilog pojawi się niedługo.

***

Godzina dziewiąta rano następnego dnia. Maybelle leżała na plecach Dereka, trzymając ręce na jego ramionach. Nie wiadomo w jaki sposób to zrobiła. Pod jej policzkiem, na jego skórze widniał triskelion.

Dziewczyna przebudziła się. Usiadła i zaczęła rozciągać ramiona, rozglądając się. Przypomniała sobie, co wczoraj się działo. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Spojrzała w dół, na śpiącego ukochanego. Zaczęła wodzić palcami po mięśniach jego pleców, wzdłuż tatuażu, docierając do karku. Pochyliła się i pocałowała każdy kawałek skóry przy szyi, opierając dłonie o ramiona. Ten mruknął i poruszył się.
- Hej, czas wstawać... - szepnęła mu do ucha, gryząc je. Zadrżał i powoli otworzył oczy. Przekręcił się na plecy tak, że dziewczyna nadal siedziała na nim.
- Cóż za miły widok na sam początek dnia - powiedział, łapiąc ją za ręce. Roześmiała się i pochyliła, by go pocałować. Przejechał dłońmi po jej plecach, miała na sobie jedną z jego koszulek. Odgarnął jej włosy za ramię i położył dłonie na jej twarzy.
Przez chwilę patrzyli na siebie, lecz nagle jej telefon zaczął dzwonić. Sięgnęła po niego.
- Stiles. - spojrzała na Hale'a z niepokojem. Zerwała się z łóżka i zaczęła chodzić po pomieszczeniu.
- Halo?
Derek z uwielbieniem obserwował dziewczynę ubraną jedynie w jego koszulkę. Dopiero po chwili dotarł do niego sens rozmowy pomiędzy nią a chłopakiem. Natychmiast usiadł.
- Jak to? Blake? Uwięziła waszych rodziców?! Tak, słyszałam coś o Nemetonie, ale nie wiem gdzie jest... Macie jakiś plan?
W tym czasie Hale zadzwonił do Petera. Kazał mu ukryć Corę.
- Dobrze. Jedziemy do kliniki, zaraz będziemy. Tak. Jestem z... Derekiem, u... niego. Nieważne, nie ma na to czasu. Zaraz będziemy. - rozłączyła się. Spojrzała na Hale'a, który był już ubrany. Rzuciła telefon na łóżko i pobiegła do łazienki. Szybko ubrała się. Gdy wróciła do pomieszczenia, Derek stał przy wejściu z jej telefonem i kluczykami. Wybiegli na zewnątrz.
- Pojedziemy moim. - powiedział Hale, otwierając samochód. Dziewczyna kiwnęła głową i usiadła na miejsce pasażera. Ruszyli. Zacisnęła rękę na klamce i zamknęła oczy. Była przerażona. Czuła, że zawiodła wszystkich wokół.
Poczuła, że Derek splata jej palce ze swoimi. Spojrzała na niego. Jechał, w skupieniu patrząc na drogę, od czasu do czasu zerkając na nią.
- Będzie dobrze. Nie wiń się za to. Nikt nie przewidziałby tego, że zostaną porwani. - ścisnął jej dłoń, po czym podniósł do ust i pocałował. - I tak zrobiłaś bardzo dużo. Jestem pewny, że twoje stado jest przygotowane.
- Nasze stado - przerwała, posyłając mu delikatny uśmiech. - Dziękuję.
Resztę drogi przejechali w milczeniu.

Gdy przyjechali do kliniki, zebrani w niej byli Scott, Stiles, Allison, Lydia, Isaac i Deaton. Stilinski, gdy tylko zauważył, że Maybelle weszła do pomieszczenia, rzucił się na nią i mocno objął. Ta odwzajemniła uścisk, opierając brodę o jego głowę. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Objęła go jeszcze ciaśniej, całując w czoło. Poczuła się, jakby parę tygodni wcześniej poznała parę chłopców, którzy niedługo później stali się jej synami. 
- Jaki jest plan? - zapytała cichym głosem, nadal obejmując Stilesa.
- Scott, Allison i Stiles wejdą do wanien z wodą i lodem. Muszą być na granicy życia i śmierci, by nawiązać połączenie z rodzicami i dowiedzieć się, gdzie leży Nemeton. - odparł Deaton.
- Co z Deucalionem i resztą?
- Kali nie żyje, nie wiadomo co z bliźniakami.
- Deucalion chce dorwać Blake. - powiedział Scott, przenosząc wzrok na Maybelle. - Dołączyłem do niego, by pomóc mu zabić Jennifer.
Przez chwilę patrzyli w swoje oczy. Dziewczyna rozumiała działanie Scotta. Na jego miejscu pewnie zrobiłaby to samo.
- Już czas. - doktor poruszył się, patrząc na wszystkich. Znali ryzyko. Wiedzieli, że mogą umrzeć, a jeśli się obudzą, w ich sercach na zawsze pozostanie cień. Mimo to chcieli spróbować.
Maybelle podeszła do Allison. Przytulając ją, wyszeptała kilka słów do ucha. Zrobiła to samo ze Stilesem.
Gdy podeszła do Scotta, ten rzucił się jej na szyję. Dziewczyna odsunęła się i złapała go za ramiona.
- Jestem z ciebie dumna, Scott. Z tego, co udało ci się zrobić i czego dokonać. Świetnie się spisałeś. - powiedziała, ponownie go przytulając. Wyszeptała mu na ucho tak, by nikt nie słyszał:
- Dziś musisz dać z siebie wszystko, pamiętaj. Wykorzystaj swoją moc. Poprowadź ich dobrze. Dziękuję za wszystko - urwała i pocałowała go w czoło. W jego głowie brzmiała jedna myśl: "Dlaczego to brzmiało jak pożegnanie?"
Cała trójka ustawiła się przy swoich wannach.
- Każdego z was musi obudzić ktoś bliski. - oznajmił Deaton. - Lydia... wybudzisz Stilesa.
Martin przerażona spojrzała na Allison, a potem na Scotta.
- Isaac, ty będziesz przy Allison. - wymieniony spojrzał na McCalla. Ten lekko kiwnął głową, choć było widać, że nie do końca pasuje mu taki układ. Przy nim stanął doktor.
Allison i Stiles powoli zaczęli się zanurzać. Scott patrzył na Maybelle. Ta odwzajemniła spojrzenie, jednak po chwili spuściła wzrok. Wiedział, że ona coś planuje i ukrywa to przed resztą.
Zanurzyli się pod wodą i powoli tracili kontakt z rzeczywistością.

big bad wolf // derek haleKde žijí příběhy. Začni objevovat