Epilog ×

6.4K 357 23
                                    

6 miesięcy później - kwiecień następnego roku


Beacon Hills High School było zamknięte, uczniowie mieli pięć dni przerwy na naukę, ponieważ  w następnym tygodniu zaczynały się egzaminy.
Stiles siedział u Scotta. Oboje uczyli się, a raczej próbowali. Nie rozmawiali ze sobą, patrzyli w strony podręczników, od czasu do czasu przewracając kartki. Nie uśmiechali się. Już od jakiegoś czasu na ich twarzach rzadko pojawiał się uśmiech.
Dwa miesiące po zabiciu Daracha chłopcy codziennie przychodzili do pana Fostera. Potem robili to coraz rzadziej, teraz prawie w ogóle nie pojawiali się w jego domu. W jej domu.
Dwa tygodnie po zabiciu Isaac z powrotem wprowadził się do Hale'a.
Dereka nie widywano. Od czasu do czasu dawał o sobie znać.
Nemeton był tematem tabu. Nie rozmawiano o tamtych wydarzeniach.
Scott dawał z siebie wszystko, by być dobrym alfą. Jednak było to trudne, gdy stado podzieliło się i powoli rozpadało. Jakby ona była tym czymś, co spajało całą grupę.
Nie rozmawiano o niej. Jej imię nie padło już dawno.
Wszyscy stracili nadzieję.

Anthony zamierzał w najbliższym czasie wrócić na Alaskę. To miejsce wywoływało w nim tylko bolesne wspomnienia.

Stiles był jednym z tych, którzy najmocniej przeżyli stratę. Zamknął się w sobie, stracił werwę i żywiołowość. Nawet Lydia nie potrafiła go pocieszyć. Czuł się, jakby stracił mamę po raz kolejny.

Derek był na skraju załamania i szaleństwa. Te same dni, które przeżywał wcześniej, straciły sens. W ciągu jednej doby znalazł sens życia i go stracił. Wyrzucił łóżko i zamiast niego spał na materacu. Wymienił biurko na wysoki stół. Przestał pojawiać się w pobliżu dawnego domu. Codziennie przychodził do gorzelni, siadał przy wejściu i czekał. Mimo, że nikt nie przychodził, nie stracił nadziei.
Najbardziej bolało go to, że nie pożegnał się z nią. Kierowany gniewem, nie chciał na nią patrzeć i ze złości kazał jej odejść. Był zły na siebie z tego powodu. Dopiero po tym zdarzeniu dotarło do niego, że to nie była jej wina. Zrobiła to, by wszystkich uratować, oddała siebie w zamian za całe stado. Poświęciła siebie za nich, a on na nią nakrzyczał.
Próbował w pamięci przywoływać jej zapach, jednak ten zatarł się w jego umyśle. Wszystko, czego próbował, było jego marną imitacją. Żadne połączenie czekolady i wanilii nie było choć w pewnym stopniu podobne do jej zapachu.
Sen wrócił. Wracał co noc. Derek budził się zlany potem. Z powrotem zasypiał dopiero nad ranem. Spał do południa, po południu chodził do gorzelni, na noc wracał do domu. I tak codziennie od pół roku. Nie myślał o przyszłości. Nie chciał wyobrażać sobie dalszego życia bez niej.

Scott spojrzał na Stilesa. Ten siedział na ziemi, opierając się o jego łóżko. Książka leżała na podłodze obok, a on miał zamknięte oczy. McCall wstał z krzesła.
- Chodź, Stiles. Dziś już niczego nie powtórzymy. Przejdźmy się gdzieś dotlenić.
Stilinski otworzył oczy i kiwnął głową. Wyszli z domu, Scott skierował się do rezerwatu. Nie wiedział, dlaczego, po prostu poczuł, że muszą tam iść.
Minęli ruiny domu Hale'ów. Scott przypomniał sobie o Dereku i ogarnęło go współczucie.
Przeszli przez polanę, na której kiedyś trenowali. Alfa spojrzał na Stilesa. Zauważył, że w jego oczach błyszczały łzy.
Poszli dalej. Dotarli do klifu, z którego widać było miasto. Stanęli i zamyślili się. Po chwili usłyszeli szelest za sobą. Odwrócili się i ujrzeli Isaaca, wychodzącego zza krzaków.
- Wy też to poczuliście? Ten przymus, by tu przyjść? - zapytał, patrząc to na jednego, to na drugiego. Oboje pokiwali głowami. Scott ostatni raz spojrzał na miasto.
- Wracajmy już. - powiedział i odwrócił się do chłopaków. Ruszył za nimi.
Gdy doszli do polany, Isaac zatrzymał się. Reszta stada za nim. Na pagórku stał ogromny, czarny wilk.
Jego oczy świeciły się na fioletowo.
Cała trójka stała jak zamurowana. Przez kilka chwil nic się nie działo. Potem bestia zaczęła iść w ich stronę, powoli się przemieniając w dziewczynę.
Pierwszy wybiegł Stiles.
- Maybelle! - krzyknął i rzucił się na nią, prawie ją przewracając.
- Stiles! - odparła, przyciągając go do siebie. Roześmiała się i pocałowała go w czoło, zamykając oczy. Uroniła łzę. - O mój Boże, nic wam nie jest...
- Dlaczego coś miało się stać? Scott dobrze się nami opiekował - powiedział Isaac, podchodząc do nich. Uśmiechnął się i objął obojga. Stali w uścisku, a po chwili odsunęli się. Do dziewczyny podszedł Scott.
- Wróciłaś... - szepnął, spoglądając jej w oczy. Ta stała, nie ruszając się, jednak po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech. Objęła alfę.
- Jestem bardzo dumna z ciebie. Naprawdę - powiedziała, opierając brodę o jego głowę. - Dzielnie sobie radziłeś przez ten czas.
- Wcale sobie nie radziłem - odparł, z jego oczu poleciały łzy. - Stado się rozpada, bo nie umiem go utrzymać.
- Wcale nie - dziewczyna odchyliła się i uśmiechnęła do niego. - Miałeś mnóstwo spraw na głowie, ale nie załamałeś się i nie zostawiłeś przyjaciół. Jesteś prawdziwym opiekunem. Wiedziałam, co robię, przekazując ci przywództwo.
Oboje uśmiechnęli się do siebie. Maybelle zwróciła się do pozostałych.
- Chodźcie. Idziemy do mojego wuja, muszę powstrzymać go przed wyjazdem.
- Zostajesz? - zapytał Stiles z nadzieją w głosie.
- No jasne. Kolejny raz już was nie opuszczę. - odpowiedziała, puszczając mu oczko. - Niedawno byłam na Alasce. Zamieszki ustały, a nie jestem im potrzebna.
Cała trójka odetchnęła z ulgą. Po lewej minęli dom Hale'ów.
- Słyszycie to? - zapytał Isaac, rozglądając się. - Usłyszałem szelest.
- Ja też - odparł Scott, węsząc.
- No niestety, ja nic nie słyszę - jęknął Stiles. Wszyscy zaczęli się śmiać.
Nagle coś wyskoczyło spomiędzy drzew i rzuciło się na Maybelle. Została podniesiona. Gdy zorientowała się, kto wziął ją w ramiona, zaczęła się śmiać.
- Derek... - szepnęła, uśmiechając się. Ten postawił ją na ziemi i delikatnie pocałował, jakby nie wierzył w jej powrót.
- Czy ja śnię, czy ty jesteś tu naprawdę? - zapytał, wpatrując się w nią. Ta zaśmiała się.
- Tak, jestem. Wróciłam. Deucalion nie żyje, ale to nie ja go zabiłam. Uznałam, że najwyższy czas wrócić.
Hale uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym obszedł dziewczynę dookoła.
- Zmieniłaś się trochę. - powiedział, zauważając, że jej włosy stały się krótsze.
- Tylko z wyglądu - odparła, nadal wpatrując się w niego. Wzięła go za rękę i poprowadziła grupę do domu.

Godzinę później w salonie zgromadzili się: Scott, Stiles, Isaac, Lydia, Allison, Derek, Anthony, Deaton i oczywiście Maybelle. Rozmawiali o tym, co działo się w czasie jej nieobecności. Cała grupa odżyła i nabrała nowej energii. Dziewczyna z uwielbieniem obserwowała rozmówców. Brakowało ich jej bardzo mocno, jakby przez sześć miesięcy nie widziała się z rodziną. W pewnym momencie przeniosła wzrok na Dereka i zauważyła, że on ją obserwuje. Gdy tylko zauważył, że na niego patrzy, uśmiechnął się i pocałował ją w skroń, przykładając usta do jej ucha.
- Cieszę się, że wróciłaś. Brakowało nam ciebie. - pocałował ją w policzek. - Mi ciebie brakowało.
- Nie wytrzymałabym, będąc daleko od ciebie. - odparła, dotykając nosem jego nosa. - Zawsze będę z tobą, mój ty wielki, zły wilku. - uśmiechnęła się.
- A ja z tobą, czerwony kapturku. - odparł, śmiejąc się.
Wiedział, że będzie wdychał czekoladę i wanilię już na zawsze.

****

Pragnę podziękować wszystkim, którzy dotarli ze mną do końca. Tym, którzy czytali, głosowali i komentowali, byliście moją motywacją :) Mam nadzieję, że dalej będziecie w kolejnym ff, gdzie spotkacie Maybelle i Dereka, jak również nową postać :D Postaram się rozkręcić "Be my Batman", a tu może jeszcze kiedyś wrócę. Jeszcze raz dziękuję za wszystko! :D ♥



big bad wolf // derek haleWhere stories live. Discover now