Rozdział IV

3.5K 265 49
                                    


Marinette

Ostrożnie podniosłam głowę. Moje oczy napotkały intensywną zieleń. Zatopiłam się w jego głęboim spojrzeniu. Byłam jak pod wpływem silnego alkoholu, nie rozumiałam swoich reakcji, jakbym to nie ja odpowiadała za swoje zachowanie. Czułam się po prostu jak nie we własnym ciele. Próbowałam uspokoić to cholernie szybkie bicie serca, on nie mógł tego usłyszeć. Nie było to jednak takie proste - ot tak zwolnić tempo i się uspokoić. Przyspieszony oddech nie ułatwiał sprawy, wręcz przeciwnie - utrudniał ją jeszcze bardziej. Dobrze, że było ciemno, bo nie mogł dostrzec rumieńców wikwitłych na mojej twarzy. Bo koty chyba nie widzą aż tak dobrze w ciemności? Jedyne, czego teraz pragnęłam to żeby przysunął swoją twarz do mojej i...

NIE! NIE! NIE! O czym ja myślę?

Chcę się tylko ruszyć i od niego odsunąć! Ale nie mogę... Coś mnie przy nim trzyma. Jakiaś niewidzialna siła, która nie pozwala na choćby minimalne zwiększenie dzielącej nas odległości. Co ja mam zrobić? Nie chcę tego. Nie mogę! Kocham ADRIENA, nie Czarnego Kota! Nie chcę oddać mu mojego pierwszego pocałunku... W ogóle nie chcę go całować! Przybliżył się do mnie. To okropne, że nic nie mogę teraz zrobić... Czy to hipnoza? Nie... Muszę tylko zebrać wszystkie siły i go odepchnąć. Po prostu byłam chwilowo słaba i zapomniałam, jak się ruszać. Tak, tak było. Na pewno.

Wreszcie!

Odsunęłam Czarnego Kota od siebie na bezpieczną odległość. Od razu poczułam się lepiej. Starałam się przyjąć spokojny wyraz twarzy. Chciałam coś powiedzieć, że nie odwzajmniam jego uczuć... Nie chciałam go ranić i robić złudnej nadziei. Ale... nie potrafiłam. Nie potrafiłam wydusić z siebie choćby słowa. To go musiało zaboleć. Jak ja bym się czuła, gdyby Adrien mnie odepchnął, gdybym chciała go pocałować? Moje serce pękłoby na miliony drobnych kawałeczków. On teraz musiał się czuć jeszcze gorzej, skoro nie raczyłam się nawet odezwać. Czuję się winna... Zrobiło mi się go żal.

- Przepraszam, Kocie... Ja... muszę już iść - zmusiłam się do wypowiedzenia tych słów.

Czarny Kot w milczeniu kiwnął głową, jakby pogodził się ze swoim losem. Za nim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć sam odbił się od swojego kija i odszedł. Co jak mi tego nie wybaczy?

Adrien

Byłem głupi, jeśli sądziłem, że uda mi się ją pocałować. Przecież ona mnie nie kocha... Zrobiłem z siebie natrętnego idiotę. Nigdy więcej się do niej nie zbliżę, choćby nie wiem ile miało mnie to kosztować. Jeśli mnie nie chce to nie... Może kiedyś zrozumie... Och, znowu ta beznadziejna nadzieja (xd) ! Koniec z tym. Koniec z kochaniem, cierpieniem i bólem spowodowanym utratą jej. Zapomnę. Odkocham się. Zacznę żyć, jak normalny człowiek. Może po prostu będę jej przyjacielem. Ale nic więcej. Przyjacielem i partnerem w zwalczaniu zła. To tyle... Wystarczy. Tak będzie lepiej dla niej i dla mnie tym bardziej. Muszę się odsunąć... Nawet, żeby ona chciała... Nie no, nie ma co kłamać - ona nigdy nie będzie mnie kochać. Nawet przez chwilę. A jeśli... To się do tego w życiu nie przyzna. Jej biedrońska odwaga nie pozwoli jej na to. Więc i tak nie ma co próbować. Tyle razy już przekonałem się, że nie warto, ale próbowałem dalej. Lecz to był ostatni raz. Więcej nie będę próbować, niech zrozumie, że mnie zraniła... Nie będzie już miłości w życiu Czarnego Kota. Obiecuję.

Marinette

Jak pomyślę, że dzisiaj jak zwykle ( bo zło czyha na nas każdego dnia ) będziemy walczyć z Czarnym Kotem, jak gdyby nigdy nic to dostaję mdłości. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Mam go ignorować? Ale bez jego pomocy nie dam rady... Może w ogóle się nie zjawi? W końcu ma do tego prawo... Dobra, koniec tych rozterek. Idę na patrol.

Adrien

Rozglądałem się po mieście, skacząc po dachach. Nie zamierzałem opuścić patrolu. To, że w moim życiu nie powodzi się najlepiej, nie znaczy, że mogę sobie zrobić wolny dzień od walczenia ze złem. Nic mnie do tego nie usprawiedliwia. Z Biedronką nie zamierzam rozmawiać, chyba, że w sprawach służbowych. Nie miałem czasu na dalsze postanowienia, bo niedaleko usłyszałem huk, a po chwili ujrzałem ogień i uciekających ludzi... Czarny dym unosił się nad miastem. Kto wywołał ten okropny pożar? Odpowiedź przybyła w mgnieniu oka. Ujrzałem jakiegoś faceta w stroju strażaka, który nie gasił pożaru, lecz... wywoływał go! Z jego węża wydobywał się ogień. Jakim cudem ten wąż się jeszcze nie pali?! To na pewno sprawka akumy...

- Plagg, wysuwaj pazury! - krzyknąłem, chowając się tak, by nikt mnie nie widział.

W stroju Czarnego Kota udałem się w miejsce, gdzie pożar był największy. Gdzie Biedronka? Stop! Miałem o niej nie myśleć. Zjawi to się zjawi, nie będę czekać na jej pomoc.

-Hej, ty! Nie słyszałeś na lekcji, że pożar trzeba gasić?

Strażak odwrócił się w moją stronę i "strzelił" we mnie ogniem... Odskoczyłem w bok, mój ogon lekko się zapalił, ale go zgasiłem.

- Kotek przypalił sobie ogonek? - usłyszałem za sobą głos. Nie odpowiedziałem.

Marinette

Czy on się na mnie obraził? Najwyraźniej nie chce ze mną rozmawiać. W sumie nie dziwię mu się. Ja też nie chcę z nim gadać!

-Szczęśliwy traf! - na moje ręcę spadła gaśnica.

-Wygląda na to, że trzeba tu ostudzić czyjś zapał! - krzyknęłam i dyskretnie zerknęłam w stronę kota. Nawet się nie uśmiechnął. Jego wzrok był wbity w ziemię.

Tymczasem ja podbiegłam do Strażaka od tyłu, z wycelowaną w niego gaśnicą. Gdy dzieliło mnie od niego zaledwie 2 metry wcisnęłam przycisk i po chwili gaz z gaśnicy sprawił, że mnie nie widział. Zastanawiałam się, gdzie jest akuma.

-Jest w jego odznace... - usłyszałam z tyłu cichy szept.

Wiedziałam, że te słowa zostały wypowiedziane przez Czarnego Kota.

Skoczyłam na Strażaka i zabrałam mu jego odznakę. Rozgniotłam ją nogą, łapiąc czarnego motyla. Złapałam go w moje jojo i wypuściłam.

-Pa pa miły motylku... - powiedziałam i wyrzuciłam gaśnicę w górę - Niezwykła Biedronka!

Wszystko wróciło do normy. Obejrzałam się za siebie. Czarnego Kota już nie było.

Adrien

Widziałem, że rozgląda się za mną. W końcu stwierdziła, że odszedłem i sama sobie poszła... W rzeczywistości stałem ukryty za drzewem. Westchnąłem cicho. Usłyszałem pikanie pierścienia, więc udałem się w stronę domu, na piechotę dłużej by to trwało.

Gdy znalazłem się w moim pokoju, nakarmiłem Plagga i ukryłem głowę w poduszcze. Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi.

-Adrien... - usłyszałem głos Nathalie - twój ojciec... on... miał wypadek.

Zamarłem.

*~*

Smutny wyszedł ten rozdział... 

Skupiłam się bardziej na przemyśleniach Marinette i Adriena, więc może trochę nudny wyszedł... 

Zależy, czy lubicie czytać takie dramaty xD 

♦♦♦ NEXT = 5 GWIAZDEK, 2 KOMENTARZE ♦♦♦

Wymaganie niewielkie i myślę, że wam się uda ^^ 


Miraculum: Banned LoveWhere stories live. Discover now