Rozdział XI

2.8K 219 31
                                    


Biała Kotka

-Nie jesteś zła...

Przyszło opamiętanie. Co on wygaduje?! Jak może mnie tak obrażać?!

-Właśnie, że jestem i zawsze będę, a ciebie w ogóle nie powinno tu być - warknęłam, a w moich oczach można było dojrzeć złowrogi błysk.

Koniec z tym. Każdy ma chwile słabości, ale trzeba je przemagać i znów być bezdusznym. Mieliśmy ustalić dalsze szczegóły planu działania, ale, jak widać, z nim nie da się dojść do porozumienia! Dosyć tego! Chyba muszę znaleźć sobie innego wspólnika. Mądrzejszego, który nie będzie wygadywał takich rzeczy.

Jezu, niech on przestanie patrzeć na mnie tymi błyszczącymi oczami. Gapi się na mnie jak sroka w kość. Co ja ze złota jestem?!

-Odsuń się - syknęłam, odpychając go od siebie, gdyż był stanowczo za blisko.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ze smutkiem w oczach. Nic mnie to nie obchodzi. Może się nawet rozpłakać, i tak nie wywoła u mnie żadnego, nawet najmniejszego cienia współczucia ani dobroci, litości. Niech zrozumie, że ze mną się nie zadziera. Niech wie, że mnie obraził oraz, że srogo mi za to zapłaci. Chociaż... z drugiej strony dobrze wykonał swoje zadanie. Może mi się jeszcze przydać. A później niech znika i mi więcej nie zaprząta głowy. Nie żeby to kiedykolwiek robił.

Teraz jednak muszę mu pokazać, że mnie obraził. I żeby to się więcej nie powtórzyło!

Wyminęłam go, teatralnym gestem odrzucając włosy do tyłu. Wzdrygnął się, gdy obok niego przeszłam. Kącikiem ust uśmiechnęłam się do siebie, ale tak, żeby tego nie widział. Nie zasługuje na to. Zeskoczyłam z dachu, dumna z odegranej scenki.

I tak jeszcze do mnie wróci na klęczkach. Nie obrazi się. A niech tylko spróbuje to zobaczy, jak to jest mieć we mnie wroga. A lepiej, żeby tego nie zaznał. Dla jego dobra.

Federico

Odeszła. Czy na zawsze? Mam nadzieję, że nie. To nie może być koniec. Ja do tego nie dopuszczę. Westchnąłem i utkwiłem wzrok w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała. Jeszcze kilka chwil temu tu była i patrzyła na mnie z tymi iskierkami w oczach, wydawała się być taka... dobra. Czy się myliłem? To się kiedyś okaże...

Odwróciłem się z zamiarem powrotu do domu, lecz jakaś postać w czerwonym kostiumie zagrodziła mi drogę. To była Biedronka. To ją wtedy postrzeliłem. Jakim cudem tak szybko wróciła do zdrowia?! I tak się nie dowiem.

Jeślibym teraz wypełnił plan Kotki to może ta inaczej by na mnie spojrzała?

Lecz nie miałem przy sobie pistoletu. Czyli nici z wszystkiego. A była taka szansa...

Taka okazja rzadko się zdarza. Ech... to moje szczęście do wszystkiego...

Nie zauważyłem, że Biedronka się do mnie zbliżyła. Nie zwracałem na nią najmniejszej uwagi. Ignorowałem ją, pogrążony we własnych myślach. Nie zareagowałem też, gdy na mnie naskoczyła, przypierając mnie do ściany.

-Kim jesteś? - spytała.

Marinette

-Kim jesteś? - spytałam chłodnym głosem, nie wiem, skąd u mnie wzięła się ta agresja.

Postanowiłam trochę zelżyć uścisk na jego ramieniu. Przecież chcę tu z niego wyciągnąć jakieś informacje, a nie go po prostu... zabić. Tego bym nie zrobiła. Tym bardziej, że własnych kuzynów się nie zabija, co nie? Hm... w każdym razie nikt normalny tego nie robi. Ciekawe, czy gdyby Federico wiedział, że strzela do własnej kuzynki, to by to zrobił?

Miraculum: Banned LoveTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon