Rozdział XXX (koniec części pierwszej)

1.6K 122 10
                                    

Marinette

Kylie odsunęła się od Adriena i usunęła swoją dłoń z jego twarzy. Odwróciła się w moją stronę, patrząc mi wyzywająco w oczy i unosząc brew. Miałam wrażenie, że Adrien nawet nie ma pojęcia, co się dzieje, w każdym razie wyglądał na oszołomionego z powodu zaistniałej sytuacji. Nie odzywał się, nikt się nie odezwał. Panowała cisza i każdy mierzył spojrzeniem każdego. Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Nie patrzyłam na Adriena, bo nie mogłam spuścić wzroku ze zwycięskiej miny Kylie. To już nie była czysta irytacja, teraz miałam ochotę przemienić się w Biedronkę i znów pokazać jej, gdzie jej miejsce! Ale... nie mogłam. TO wydarzenie tak mną wstrząsnęło, że czułam, jakbym zatrzymała się gdzieś pośrodku czasoprzestrzeni i nic nie przesuwało się ani w jedną, ani w drugą stronę. Zastygłam i przestały przeze mnie przenikać jakiekolwiek sygnały i odczucia. Przez głowę przemknęła mi myśl, aby pozostać tak na zawsze. Ale nie, ktoś musiał mi przeszkodzić.

-W porządku? -usłyszałam za sobą cichy głos, lekko drgający od emocji.

-Nie -odpowiedziałam automatycznie, po chwili się poprawiając -To znaczy, tak.

Nie zamierzałam się zwierzać ze swoich odczuć osobie, która...

-Dobrze wiem, jak się czujesz.

Odwróciłam się zaskoczona i wybudzona, po chwili przyjmując na twarz maskę obojętności.

-Nie, nie wiesz -prychnęłam trochę niemiło i przemknęłam obok niego, nie zamieniając już z nim ani słowa.

Po drodze do namiotu nie zwracałam już uwagi na innych uczniów, czy nawet na Elwire, która życzyła mi dobrej nocy. Na nic nie spojrzałam, szłam z wzrokiem wlepionym w ziemię.

Kylie

Kiedy Marinette powlokła się gdzieś ze spuszczoną głową, natychmiast wstałam i bez słowa zostawiłam nadal ogłupiałego Adriena przy ognisku. Naprawdę nie rozumiem, co takiego Marinette widzi w tym chłopaku? Nie ma w nim nic interesującego. Taa, ta parka zdecydowanie do siebie pasuje.

Po wykonanej misji zamierzałam odpocząć trochę w samotności i napawać się zwycięstwem. Właściwie to już mogłam wracać do domu, ale było już naprawdę ciemno i nie miałam ochoty o tej porze gdzieś się wymykać. Choć było to niedozwolone, weszłam wgłąb ciemnego lasu, choć mało było widać, jedynie zarysy drzew i krzewów. Chciałam znaleźć jakiś wygodny pirń, na którym mogłabym usiąść, bo na drzewo nie chciałam wchodzić. W końcu coś dużego i płaskiego ,,wyrosło" w zasięgu mojego wzroku, więc ruszyłam w tamtym kierunku, gdyż byłam pewna, że ów obiekt to szeroki pień ściętego drzewa, a może nawet ten, na którym siedziałam, gdy tu przyjechałam. Zaczęłam się przedzierać przez zarośla, a raczej przez wysoką w tamtym miejscu trawę, która była o tej porze mokra i czepiała się butów. Chwilami się potykałam, ale w końcu dotarłam do pnia. Usiadłam na nim wygodnie i zdjęłam mokre buty i położyłam obok siebie. Kolana objęłam rękoma i zapatrzyłam się przez chwilę w wesoło migoczące niebo. Gdy jednak chciałam zmienić pozycję, pień nagle się lekko uniósł, przez co ja, w tamtej chwili tracąc orientację, wylądowałam na mokrej glebie. Wściekła podniosłam się, znów zakładając buty i obeszłam pieniek. Przecież sam się nie podniósł, musiałam sama coś zrobić. Zaczęłam go macać rękoma i chwyciłam, by spróbować unieść do góry, a wtedy... zauważyłam, że pień jest jakby przecięty na połowę! Zaintrygowana, chwyciłam go w miejscu przecięcia i uniosłam drewnianą pokrywę. Najpierw niczego nie dostrzegłam, bo było ciemno, ale gdy włożyłam dłoń, pod palcami poczułam coś kanciastego i po chwili dotarło do mnie, że jest to coś w rodzaju szkatułki. Wyjęłam szybko tajemniczy przedmiot i rozglądając się wokół, z powrotem zamknęłam skrytkę. Skąd to się tutaj wzięło i co to właściwie jest? Właśnie chciałam unieść wieko, gdy usłyszałam za sobą szelest.

Miraculum: Banned LoveWhere stories live. Discover now