Rozdział VII

3.4K 245 52
                                    


Marinette

Przeklęty budzik! Zawsze dzwoni w najgorszym momencie. To się nazywa mieć wyczucie. Jakbym tylko mogła pospać tylko odrobinkę dłużej! Ten sen był bardzo dziwny i niepokojący. Nie potrafiłam go zrozumieć. O co tutaj chodzi? Wtuliłam głowę mocniej w poduszkę i spróbowałam znów sobie go przypomnieć. Postanowiłam "przeżyć" go jeszcze raz. W końcu jest jeszcze trochę czasu do szkoły...

Upadam na chodnik potrącona przez Chloe i Sabrinę. Śmieją się i oddalają. Już mi się zbiera na łzy, gdy czuję czyjąś dłoń na moim ramieniu, która pomaga mi wstać. Podnoszę głowę i widzę jedynie kilka centymetrów przed sobą zielone tęczówki Adriena. Jego twarz jest centralnie nad moją. Pomaga mi wstać. Wpatruję się w niego jak zaczarowana i czuję, jak się rumienię. Czuję dotyk jego dłoni na moim policzku. Uśmiecha się do mnie delikatnie. Po chwili widzę, że jego twarz jest coraz bliżej. Czuję, jak szybko bije mi serce. Jego też. Nie mogę uwierzyć w to, co się właśnie dzieję. Czuję jego gorący oddech obok mojego ucha. Po chwili słyszę jego cichy szept.

-Kocham cię, Marinette... - słyszę i zalewa mnie fala gorąca.

Zaczynam szybciej oddychać, gdy jego wzrok przenosi się na moje usta. Odsuwa się ode mnie, by na mnie spojrzeć. Widzę po jego oczach, że czuje to samo co ja. Wiatr delikatnie rozwiewa mu włosy, sprawiając, że jeden z kosmyków figlarnie opada mu na czoło. Jego oczy delikatnie błyszczą. Ich zieleń jakby nabrała jeszcze bardziej wyrazistego koloru. Znów się nade mną nachyla. Przybliża swoje usta do moich. Po chwili czuję ich ciepło na moich wargach. Nie mogę uwierzyć, w to, co się dzieję. Delikatnie dotyka moich ust, jakby bojąc się mojej reakcji. Głaszcze mnie po włosach, owijając sobie ich pojedyncze kosmyki wokół palca. Zaczynam oddawać jego pocałunki, które po chwili przeradzają się w bardziej namiętne. Czuję, jak jego język wsuwa się niepostrzeżenie do moich ust i "zwiedza" moje podniebienie. Lekko przegryza moją wargę. To doprowadza mnie do szaleństwa. Zaczynam całować go coraz agresywniej. Nie mam pojęcia, skąd u mnie wzięła się ta dzikość. Dziwię się, gdy nagle, w środku pocałunku, odsuwa się ode mnie. Mam wciąż zamknięte oczy, czekam na ponowny dotyk jego warg. Jednak nic takiego się nie dzieje. Otwieram oczy. Wszystko jest zamglone. Nie wiem, o co chodzi. Nie ma przy mnie Adriena. Przede mną stoi jakaś postać w czarnym kostiumie. Nie mogę dostrzec, kim ona jest. Udało mi się spojrzeć jej w oczy. ,,Adrien?" - myślę. Nie, to nie Adrien. Osoba, która przede mną stoi, ma całe zielone oczy, wyglądające tak... kocio. Na twarz opadają jej złociste włosy, a na czubku głowy ma... kocie uszy? Zdaję sobie sprawę, kto przede mną stoi. Ale jak? Przed chwilą całowałam się z Adrienem! To był on. Na pewno. Nic z tego nie rozumiem. W oczach zbierają mi się łzy i znów nic nie widzę. Na ustach czuję muśnięcie czyichś warg. Po chwili widzę znikającą postać Czarnego Kota...

Ponownie otworzyłam oczy. Teraz, gdy dokładnie "przeanalizowałam" ten sen poczułam się dziwnie. Najpierw pocałunek z Adrienem, jest cudownie, a na koniec.... Jakim cudem zniknął? I dlaczego widziałam Czarnego Kota? Przecież ... Nie. To niemożliwe. Chyba nie całowałam się z Czarnym Kotem?! Pod koniec snu właściwie i tak to się stało i było to przyjemne, ale... Nie, nie! Może lepiej tego nie rozkminiać. A może powinnam o tym komuś powiedzieć? Komuś to znaczy Tikki? Myślę, że ona będzie wiedzieć coś na ten temat. Albo kupię sennik, choć nie wierzę tym wszystkim przepowiedniom...


-Tikki? - powiedziałam podnosząc się, a kwami poruszyło się.

-Aaaa... - ziewnęła Tikki i spojrzała na mnie -O co chodzi, Marinette? Czemu mnie buuudzisz?

-Bo chcę się o coś spytać, zresztą musimy iść do szkoły! Już współ do ósmej... Jak zwykle się spóźnię!

-Oj,Marinette... Jest sobota... - westchnęła Tikki.

Miraculum: Banned LoveNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ