Rozdział XXIII

2.1K 147 13
                                    


Marinette

Wróciłam do domu, na progu zastając rodziców. Mama uśmiechnęła się szeroko, widząc mnie całą i zdrową. Przywitałam się z nimi, a chwilę później zasiadłam do stołu. Przypomniałam sobie pewną rzecz, o której musiałam z nimi porozmawiać. Biwak. Wycieczka. Muszę. Jechać. Nie bardzo wiedziałam, od czego mam zacząć. W końcu dobrze wiedziałam, jak zareagują. Jak miałam ich przekonać? Wiedziałam, że się o mnie martwią i rozumiałam to, ale... to było dla mnie ważne i powinni zrobić wyjątek. Podniosłam wzrok na mamę, która krzątała się po kuchni, zmywając talerze po obiedzie. Na moim zostały tylko resztki, których nie mogłam już zjeść. Podałam więc jej talerz i oparłam się o blat. Przyglądałam się jej poczynaniom, a gdy odwróciła się w moją stronę zdziwiona, postanowiłam spróbować.

-Mamo... - zaczęłam niepewnie - Mam do ciebie ogroooomną prośbę - specjalnie przeciągnęłam, szeroko się przy tym uśmiechając.

Spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja zdecydowałam się mówić dalej.

-Bo chodzi o to, że... Pamiętasz, jak mówiłam ci o biwaku?

-Marinette... - zaczęła, ale nie dałam jej dokończyć.

Wiedziałam, że byłyby to słowa sprzeciwu, więc nie mogłam pozwolić jej dojść do głosu.

-Więc okazuję się, że go przesunięto i nie będzie on jutro, tylko dopiero za trzy dni. Świetna wiadomość, prawda?! - wykrzyknęłam entuzjastycznie, delikatnie wymachując ręcę w górę.

Mama uśmiechnęła się rozbawiona moim zachowaniem. To był dobry znak.

-No, a ja już czuję się lepiej i wydaję mi się, że chociaż to ryzykowne, to mogłabym jednak jechać, bo to jest takie... takie... świetne i już mogę przecież... -zaczęłam się plątać i musiałam przerwać.

-Marinette, dobrze wiesz, że... - mama skorzystała z okazji - ... ledwo wyszłaś ze szpitala i to może się źle skończyć. Nie możemy pozwolić na pogorszenie się twojego stanu zdrowia.

-Ale mamooo... - jęknęłam przeciągle, przekrzywiając głowę. - Proooszę - dodałam nieco głośniej.

-Dobrze, Marinette, przemyślimy to, ale to naprawdę jest bardzo...

-Dzięki mamo! - podziękowałam jej z góry, rzucając jej się na szyję.

Lekko zachwiała się i delikatnie, lecz stanowczo mnie od siebie odsunęła.

-Udusisz mnie - zaśmiała się - I ja przecież nic nie powiedziałam, Marinette...

-Ale się zawahałaś! - odrzekłam i jeszcze raz ją przytuliłam.

Gdy wchodziłam po schodach, dostrzegłam jeszcze, jak kręci głową, ale na jej twarzy pojawia się niewielki uśmiech.

***

Jednak mama w końcu zgodziła się na mój wyjazd, przez co przez kilka godzin mój okrzyk radości wypełniał cały dom. Tata upiekł mi na drogę moje ulubione ciastka, więc w świetnym nastroju wyszłam z domu. Mama jeszcze kazała mi się upewnić, czy zabrałam wszystko, co mi potrzebne, więc kilka minut zabrało mi ponowne, dokładne przeszukanie mojego plecaka, do którego przyczepiony był śpiwór. Całe szczęście, że nie musieliśmy targać namiotów. Namioty miały być 3-4 osobowe. Ja miałam być w namiocie razem z Alyą, Rose i Alix. Byłam dosyć zadowolona z owego przydziału i bardzo współczułam tym, którzy musieli być w namiocie z Chloe. Poza tym miałam jeszcze jeden powód do radości. Kylie nie mogła jechać z nami na biwak.

Wyruszyliśmy dosyć wcześnie, w autokarze siedziałam z Alyą, która właśnie połykała pierwszy kęs kanapki.

-Już zgłodniałaś? - spytałam ze zdziwieniem.

Miraculum: Banned LoveWhere stories live. Discover now