Prawie jak Dundersztyc

235 24 11
                                    




- Clifford! – krzyknęłam, stojąc przed domem i czekając, aż czerwonowłosy raczy łaskawie ruszyć cztery litery.
A to podobno kobiety długo się przygotowują do wyjścia.
- No już idę – powiedział chłopak, wychodząc na zewnątrz.
Michael obiecał, że zabierze mnie na śniadanie za to, że ostatnio zmokłam na pikniku. Tak naprawdę nie żałowałam, że pojechałam z nim, ale darmowym śniadaniem w towarzystwie mojego idola nie pogardzę. Oczywiście pomijając fakt, że spędzam z nim i jeszcze trójką innych, równie wspaniałych ludzi wakacje.
- Na co masz ochotę? – zapytał, obejmując mnie ramieniem i prowadząc wzdłuż drogi.
- Nie wiem – powiedziałam szczerze. – Mogę zjeść nawet owsiankę, nie jestem wybredna.
- Czemu ty musisz być taka trudna? – zapytał. – Nie możesz po prostu powiedzieć, na co masz ochotę?
- Lubię niespodzianki, Mikey. – Uśmiechnęłam się, a on westchnął.
Odkąd przyjechałam, spędzając czas z Michaelem, prawie cały czas się kłócimy, a mimo to do niego zbliżyłam się najbardziej. Mila twierdzi, że mu się podobam. Uważa, że to, że będziemy razem, jest pewne, jednak nie wie, jak naprawdę wygląda nasza relacja. Może podczas tych tygodni, które tutaj spędziłam, zaczęłam czuć coś do Mike'a, ale w rzeczywistości nawet nie chciałabym, żeby między nami było coś więcej niż przyjaźń. Może ciężko to zrozumieć, bo przecież już od jakichś dwóch lat nazywam go moim mężem i nie raz wyobrażałam sobie romantyczne sceny z nami w roli głównej, ale gdy już go poznałam, zrozumiałam, że jego przyjaźń w zupełności mi wystarczy. W jego towarzystwie czułam się naprawę szczęśliwa i nie chciałam tego zmieniać, nawet jeśli wyglądało to inaczej.
- Oh, nienawidzę cię, wiesz o tym? – powiedział, lekko zaciskając ramię na mojej szyi.
- Wiem – potwierdziłam – ale wiem też, że nie możesz beze mnie żyć, M.
- To jest mój problem – przyznał. – Chyba powinienem pójść na jakiś odwyk od ciebie.
- A ja z tobą. Pamiętasz, jak pytałeś mnie, od czego jestem uzależniona? – Pokiwał głową w odpowiedzi. – Dzisiaj powiedziałabym, że od ciebie.
- Ale jak pójdziemy na odwyk razem, to jaki to będzie miało sens? – zapytał a ja się roześmiałam.
- Żaden – odpowiedziałam. – Nas nie da się rozdzielić. Jesteśmy niepokonani.
- Prawie jak Dundersztyc z Fineasza i Ferba – powiedział, a ja ponownie wybuchłam śmiechem.
- My jesteśmy lepsi. Dundek chciał zawładnąć okręgiem trzech stanów – przypomniałam. – A nasz będzie cały świat.
- Poza tym nam się to uda. Cóż, mi w pewnym sensie już się udało.
- Racja, musisz mnie wkręcić – zaśmiałam się.
- Co będziesz robić w przyszłości? – zapytał, zmieniając temat.
Wzruszyłam ramionami.
- Pójdę na studia – powiedziałam. – Matematyka na Politechnice Warszawskiej. Później pewnie nie znajdę pracy, wyjadę do Anglii, założę herbaciarnie, nie będę żyła w luksusach, ale dam radę spłacać podatki. Wyjdę za mąż, może będę miała dzieci i umrę – wyrecytowałam.
- Chwila – zaczął Mike po chwili przerwy. – Chcesz studiować Matematykę? Zwariowałaś?
- Możliwe, ale tylko ją chociaż trochę ogarniam – przyznałam.
- Skoro, chcesz iść na studia, to chyba nie tylko trochę – zauważył.
- Dobra, nie trochę. Zdałam maturę podstawową na 100%, a rozszerzoną na 80%.
- Nie masz co robić w domu? – zapytał. Jego mina była bezcenna.
- Miałam problemy. Uczyłam się, żeby zapomnieć. Może to głupie, ale miałam trochę fioła na tym punkcie. Jak się uczyłam, to nie myślałam – wytłumaczyłam. – To zastępowało mi używki.
- O czym ty mówisz, A.? – zdziwił się.
- Nie ważne. Kiedyś ci powiem – obiecałam.
- Jesteś pewna? Wiesz, że nie dam ci spokoju?
- Wiem. Jestem pewna Mike, po prostu nie jestem jeszcze gotowa, żeby komukolwiek to powiedzieć — przyznałam.
- Okay. Ale nie smuć się już — poprosił.
- To nie takie proste — szepnęłam.
- Sałatka poprawi ci humor? - zapytał, a ja się uśmiechałam.
- Zależy jaka — powiedziałam.
- Na pewno bez mięsa.
- Jak ty dobrze mnie znasz — zaśmiałam się.
To nie tak, że byłam wegetarianką. Po prostu nie lubiłam mięsa, dlatego go nie jadłam, chyba że w szczególnych wypadkach. Moja mama była przewrażliwiona na punkcie tego, że podczas wielkanocnego śniadania, trzeba choćby spróbować wszystkiego ze święconki. Oczywiście dla mnie to było śmieszne, ale mojej mamie się nie sprzeciwiało. Po prostu. To była taka niepisana zasada od zawsze.
- Wiesz, że cię kocham - powiedział czerwonowłosy, a ja posłałam mu buziaczka. - To tutaj - powiedział wskazując na jakiś lokal przy drodze.
- Byłeś tu wcześniej? - zapytałam, gdy wchodziliśmy do środka.
- Mhm - przytaknął - jeszcze zanim przyjechałyście, ty i Mila, byłem cholernie głodny i nie chciało szukać mi się Maca, więc wylądowałem tutaj. Dzisiaj od razu pomyślałem o tym miejscu.
Restauracja nie była duża i panował w niej spokój. Przy jednym ze stolików siedziała dwójka ludzi i rozmawiała szeptem.

Good girls... || 5SOSWhere stories live. Discover now