Prolog

10.4K 458 20
                                    

- Trzymaj ręce przy sobie. Śmiało! - Mówiła kobieta, mierząc dziewczynę surowym spojrzeniem, a ja tylko przyglądałam się poczynaniom przyjaciółki ze szczerym uśmiechem na twarzy. Patrzyłam, jak przewraca się raz i drugi, ale nadal próbuje.

- Wstawaj! W końcu ci się uda! - rzuciłam rozbawiona, nie zważając na minę pani Grand. Dziewczyna podniosła się z materaca i zrezygnowana spróbowała ostatni raz. Tym razem aerial wyszedł wręcz idealnie i dziewczyna wylądowała bez utraty równowagi.

- Świetnie! - Powiedziała kobieta nie okazując żadnych emocji. - Teraz powtórz to jeszcze 3 razy i możesz wracać do domu. - Julii zrzedła mina, a ja zachichotałam cicho. Dziewczyna zmierzyła mnie morderczym spojrzeniem przez co zaśmiałam się głośniej. Po chwili Julka znów się do mnie uśmiechnęła i wróciła do ćwiczeń. Przeczesałam palcami  opadające na oczy jasne włosy i spojrzałam w olbrzymie lustro znajdujące na naprzeciwległej ścianie. Z zamyślenia wyrwał mnie kwik niezgrabnie upadającej koleżanki.

- Ile jeszcze? - Zapytałam dziewczynę dusząc śmiech. 

- Jeszcze tylko raz - odburknęła zaczerwieniona i wróciła do treningu.

Od kiedy zdiagnozowano u mnie nawykowe zwichnięcie stawu ramiennego, nie mogę tańczyć. Jakiekolwiek ewolucje narażające mnie na upadek mogą doprowadzić do zwichnięcia.  Niespodziewanie poczułam, że ktoś szarpie mnie za ramię. To Julia w końcu skończyła ćwiczenia.

- Słuchaj, ja idę się przebrać, a ty zaczekaj na mnie przed wejściem dobra? - Stanęła tak blisko, że mogłam zobaczyć tańczące ogniki rozbawienia w jej głębokich, zielonych oczach, osadzonych blisko zgrabnego, piegowatego noska. Dziewczyna odwróciła się gwałtownie smagając mnie brązowym kucykiem po twarzy. Zamrugałam zaskoczona - Jak będziesz tak stać przy tym oknie to ja pierwsza zdążę przebrać się i wyjść! - zawołała zatrzaskując drzwi do szatni.

Niemrawo odepchnęłam się od marmurowego parapetu i powłócząc nogami po dębowym parkiecie udałam się w kierunku wyjścia.

Przeszłam przez przeszklone drzwi prowadzące na zewnątrz. Odetchnęlam ciepłym letnim powietrzem. Był piękny słoneczny  dzień. Idealny by wybrać się gdzieś z Julią. Za plecami usłyszałam ciche skrzypnięcie. Dziewczyna dołączyła do mnie i szepnęła mi do ucha.

- To dokąd teraz? - zachichotała - Nie wracamy chyba od razu do domu?

- Skądże! Idziemy prosto do... Cukierni! - Krzyknęłam po czym pobiegłam przed siebie - Spróbuj mnie dogonić! - Cel naszej przebieżki znajdował się stosunkowo blisko. Na rogu alei 9 i ulicy zachodniej 56.

Wyszłyśmy z cukierni śmiejąc się i opychając pysznymi malinowymi muffinkami. Szturchnęłam koleżankę w bok.

- Idziemy jeszcze do parku? - Zapytałam wpychając do ust ostatni kawałeczek muffinki.

- Pewnie - mruknęła, po czym ziewnęła przeciągle - Wiesz jestem trochę zmęczona. - Gdzieś w tle rozległ się dźwięk syren, a niedaleko pojawiła się chmura czarnego dymu

- Widzę, że znowu gdzieś się pali - powiedziałam bezbarwnie spoglądając w kierunku dymu. - Robi się późno, a mama pewnie zaczyna się martwić - powiedziałam zmęczonym głosem. Cała radość gdzieś wyparowała, a ja przeniosłam wzrok na twarz koleżanki.

- To widzimy się w piątek tam gdzie zawsze - powiedziałam do koleżanki idącej w stronę wzgórza Lenoxa. - Pa! - zawołałam na pożegnanie i energicznie pomachałam ręką.

Do domu zostały już tylko dwie przecznice. Im bardziej zbliżałam się do naszej kamienicy, tym mocniej niepokoił mnie widok dymu. Teraz było go mniej i z czarnego zmienił się w siwy. Najwyraźniej strażacy poradzili sobie z pożarem, który zapewne nie objął zbyt wiele. Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl wspólnego pieczenia ciasta z mamą i przyspieszyłam kroku.

Po kilku dłużących się minutach stanęłam przed dopiero co ugaszonym pożarem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Spłonęło kilka mieszkań na 3 piętrze. W tym nasze. Przerażona przeczesywałam wzrokiem tłum w poszukiwaniu matki i młodszego brata. W miejscu odgrodzonym żółtą taśmą zobaczyłam dwa czarne worki. Mały i duży. Wstrzymałam na chwilę oddech, a nogi zrobiły się jak z waty. Przedarłam się przez tłum gapiów i dobiegłam do worków. Pospiesznie rozpięłam większy z nadzieją, że to nie moja matka. W środku zobaczyłam znajomą twarz. Odgarnęłam jej ciemne włosy z osmolonego policzka. Zatruła się dymem zanim ogień zdołał do niej dotrzeć. Przyjrzałam się jej po raz ostatni i kątem oka zauważyłam, że kobieta miała w zaciśniętej dłoni pogniecioną kopertę. Wzięłam przybrudzony papier i nie zwlekając wcisnęłam go niedbale do kieszeni dżinsów. Sięgnęłam w stronę mniejszego worka. Kiedy już miałam pociągnąć za zamek, czyjeś silne ręce schwyciły moje łokcie i szarpnęły w tył. Zostałam odwleczona kilka metrów dalej. Kiedy nieznajomy rozluźnił uścisk skuliłam się i po moich policzkach zaczęły spływać łzy bezsilności. Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Nagle zakręciło mi się w głowie i upadłam uderzając tyłem głowy w coś twardego. Potem nastała ciemność.

Avengers: Nowy Tata ✔ (Korekta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz