Kto się czubi...

9.9K 750 214
                                    

Hermiona siedziała przy stoliku w bibliotece. W tym, co zostało z biblioteki, uściślając. Tego wieczoru to ona pełniła dyżur i pilnowała dwójki niepokornych uczniów. Nie siedziała bezczynnie. Byłaby chora, gdyby w jakikolwiek sposób nie pomogła przyjaciółce, która wciąż boczyła się na nią. Za cichą, niewerbalną zgodą, sklejała zaklęciem złożone do kupy książki. Mimo starań brakowało szans na ich całkowite „ozdrowienie" bądź jak kto woli – wskrzeszenie.

Blaise zbierał kartki, a Ginny układała stosiki, każdy należący do innej książki. Jeśli chociaż jedna ze stron została doszczętnie zniszczona, lektura lądowała na jedną, stale powiększającą się stertę – literatury, którą wybuchowa para miała odkupić.

- Weasley – warknął Zabini, sięgając po kolejną kartkę. – Ruszaj się. Ja wiem, że ci nie zależy, ale ja chcę to skończyć do jutrzejszego wieczora, a jeśli ty będziesz się ruszać jak opasły bazyliszek w rurach, to nie skończymy tego nawet przez miesiąc. Mimo pomocy Hermiony – uśmiechnął się zalotnie do wspomnianej gryfonki. Odpowiedziała mu, przewracając oczami.

Przez cały jej pobyt z tą dwójką, ciągle rzucał jej spojrzenia, osobiście przynosił książki do sklejenia, nie zapominając przy tym wręczyć ich do rąk, aby musnąć dłoń dziewczyny. Za każdym razem także testował na niej swoje uśmiechy. Hermiona czuła się napastowana.

- Zamknij się – Ginny rzuciła mu jadowite spojrzenie. – Może się zastanów, przez kogo tu jesteśmy?

- Jak to przez kogo? Przez ciebie, Wiewióro – żachnął się, jakby to było oczywiste.

Hermiona skleiła kolejną książkę i prze lewitowała na właściwe miejsce. Miała dość dyżuru. Mogłaby właśnie w tej chwili leżeć w łóżku, popijając gorącą czekoladę i czytając książkę bądź pisząc z chłopakiem od notatnika. Za co los ją pokarał wątpliwą przyjemnością wysłuchiwania wzajemnych wyrzutów Blaisa i Ginny?

Spojrzała na zegar. Jeszcze tylko pół godziny – starała się siebie pocieszyć. Pół godziny i będzie mogła wykąpać się, po czym pójść spać. Tego właśnie potrzebowała. Towarzystwo wysysało z niej całą energię. To oni mieli szlaban, dlaczego więc ona miała przechodzić te katusze?

- A mogliśmy właśnie spacerować po błoniach w blasku księżyca... – westchnął ciemnoskóry chłopak, spoglądając na Hermionę, ta wyjrzała przez okno i wykrzywiła usta. Wielkie krople deszczu tłukły się o parapet, a blask księżyca pozostawał gdzieś głęboko ukryty w strefie Blaisowskich marzeń.

- Hermiona nigdy się z tobą nie umówi, prawda Herm? – Ginny odgarnęła niesforny kosmyk, składając książkę do kupy.

- Nigdy – przytaknęła tępo gryfonka, licząc, że się od niej odczepią.

- Nie odpuszczę – zaparł się Zabini, rzucając rudowłosej stertę kartek pod nos. Prychnęła jak rozeźlona kotka.

Gryfonka podjęła jedyne słuszne kroki w tej sytuacji – nie odezwała się nawet słowem. Do nich, bo pod nosem dalej raz za czas mruczała Reparo.

I tak minęło pół godziny względnej ciszy.

Hermiona uśmiechnęła się do zegara nad biurkiem pani Pince. Jeszcze pięć sekund.

Zaczęła odliczać w myślach.

Pięć.

Cztery.

Trzy.

Dwa...

Je... Co?

Zapisani Sobie [Dramione][FF]Where stories live. Discover now