Wstęp do czegoś większego

10.4K 700 315
                                    

Hermiona z całego serca żałowała, iż posłuchała przyjaciółki, dając się zaciągnąć na mecz.

Najpierw musiała pokonać błonia, rozmięknięte z powodu ostatnich ulew. Tego dnia pogoda polepszyła się, jednak wciąż mżyło. Na szczęście dziewczyna znała stosowne zaklęcia na tę okazję i uchroniła włosy przed paskudnym losem. Co jak co, ale loki nie lubią się z deszczem.

Zajęły miejsca na jednej z trybun położonych w połowie długości boiska. Pierwszym co rzuciło się Gryfonce w oczy, była mała frekwencja. Trybuny nawet w połowie nie zostały zapełnione uczniami. Nauczycieli też próżno szukać.

- Przyszłyśmy za wcześnie? – skołowana, zapytała, objadającą się fasolkami wszystkich smaków Ginny.

- Nie, a co? - Ginny odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym skrzywiła się, rozgryzając następny cukierek. - Uch... szpinak...

- Dlaczego jest nas tak niewielu?

Przyjaciółka wzruszyła ramionami.

- Pewnie chodzi o to, że to nie mecz o podium.

Hermiona przekrzywiła głowę, starając się zrozumieć sens wypowiedzi. Dotychczas wszystkie odbywające się mecze miały charakter oficjalny.

- Spotkanie towarzyskie? - zgadywała. Mecze piłki nożnej odbywające się poza sezonem tak nazywano.

- Mhym... - Rozmówczyni miała zbyt wypchane usta, aby odpowiedzieć.

- W poprzednich latach nie było spotkań towarzyskich.

- Jednak czasem interesujesz się Quidditchem. To dobrze. Na spotkaniu kapitanów McGonagall wyjaśniła, że chodzi o zajęcie czymś uczniów, których najbardziej dotknęła wojna. Stąd cotygodniowe mecze, bal bożonarodzeniowy, walentynki... poza tym to świetny sposób, aby potrenować i poznać przeciwnika - wyjaśniła z entuzjazmem młodsza koleżanka.

Hermiona skinęła głową. Faktycznie w tym roku okazji do świętowania się namnożyło. Każde święto miało być obchodzone. Najbliższe było Halloween. Niedługo powinna poznać szczegóły zabawy podczas nocy duchów, a także jako Prefekt Naczelna pomóc w realizacji.

Rozległy się oklaski. Na samym dole zobaczyła ruch. Równolegle do siebie na murawę boiska wkroczyły dwie drużyny. Slytherin w szlachetnych zielonych barwach, a Hufflepuff w żółtych. Na czele węży dumnym krokiem szedł Draco Malfoy, borsukom zaś przewodził Simon Cage.

Na sam środek boiska podeszła pani Hooch. Kapitanowie uściskali swe dłonie, a nauczycielka po krótce objaśniła reguły gry, pouczyła o karach i wyjęła kafel ze skrzyni.

- Nikt nie komentuje - Hermiona przeszukała wzrokiem trybuny.

- Nie - Ginny oparła się o wolną ławkę za plecami. - Nie ma dla kogo komentować.

Gryfonka musiała zgodzić się z przyjaciółką.

Tłuczki wyleciały w powietrze, złoty znicz zniknął w chmurach, a do lotu poderwali się zawodnicy.

- Wiesz, że Quidditch w gruncie rzeczy jest grą bezsensowną? - zagadała.

- Jak to bezsensowną? - oburzyła się Ginny, odrywając na chwilę wzrok od ścigających, przerzucających z rąk do rąk kafla.

- Tak naprawdę wszystko zależy od szukającego.

- Oczywiście, że wszystko zależy od szukającego...

- Nawet jeśli jego drużyna puści czternaście bramek, nie zdobywając żadnej, a on złapie znicza przed kontr szukającym, to wygra mecz. Gdzie tu sprawiedliwość? - To pytanie męczyło Hermionę przy okazji każdego meczu. - Mecz wygra drużyna gorsza, ale z lepszym szukającym...

Zapisani Sobie [Dramione][FF]Where stories live. Discover now