#01

14K 516 67
                                    

W moich uszach głośniej dudniła muzyka, a w środku czułam mrowienie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem stuprocentowo wstawiona, ale w tym momencie nie sprawiało mi to żadnego problemu. Ważna była dobra zabawa! Wyginałam się do świetnej muzyki na nic nie zwracając uwagi.

- Ally, nie przesadziłaś przypadkiem? - Mike stanął przede mną i uważnie się mi przyglądał.

- Nie... - odpowiedziałam ledwo trzymając się na własnych nogach. - Za to ty nie wyglądasz jakbyś się dobrze bawił.

- Nie mogę za bardzo, dzisiaj ja jestem odpowiedzialny za swoich kumpli. Trudno będzie. Scott właśnie pożera twarz jakiejś lasce, Dave jest na górze i bierze skręty, a Ben pije teraz już chyba trzydziestego drinka. - opowiadał. - Na ciebie nie będzie już sił, ani czasu. Zamówię ci taksówkę, dobrze?

- Ale ja nie chcę jeszcze jechać! - upierałam się.

- Niestety mała. Jeszcze za chwilę mi tutaj dziewictwo stracisz. - pokręcił głową i pomógł mi podejść do wyjścia.

- Mikuś, proszę. - robiłam słodkie minki, ale na niego to nie działa.

- Nie. - powiedział zdecydowanie. - Co ty w ogóle piłaś, hm? - dopytywał przyglądając się mi.

- Em... nie wiem. Jakiś miły pan podał mi drinka, to wzięłam. - wzruszyłam ramionami.

- Że co?! Mogło ci się coś stać!

- Wyluzuj. Nic mi nie jest. Czuję się cudownie! - stanęłam obok niego.

Mruknął coś pod nosem i się nie odzywał. Spojrzał na chwilę na zegarek i rozszerzył oczy.

- Czekaj chwilkę. Muszę tylko załatwić jedną sprawę. Nie ruszaj się stąd dopóki nie przyjedzie taksówka, jasne? - przybrał poważną pozę.

- Oczywiście, szefie. - przedrzeźniłam jego pozycję, a ten tylko pokręcił głową i cicho się zaśmiał.

Po krótkim czasie, całkowicie zniknął w tłumie napalonych nastolatków.

Stałam podpierając się o ścianę, by przypadkiem nie zaliczyć gleby. Rozglądałam się bezcelowo i szukałam czegoś ciekawego co mogłoby zwrócić moją uwagę. Nie było to trudne. Po drugiej stronie ulicy zauważyłam malutkiego, szarego kotka. Zbliżyłam się do krawędzi jezdni i nawoływałam zwierzątko.

- No chodź tutaj, mały. - mówiłam wystawiając do niego ręce.

Kot nawet na mnie nie popatrzył. Rozejrzałam się po bokach czy nie jedzie żadne auto czy inny pojazd i jak najszybciej przebiegłam przez drogę. Nie był to jednak szybki bieg, bo nie jest to proste w wysokich koturnach do tego pod wpływem dużej ilości alkoholu. Zaprzestałam przywoływania słodziaka, gdy ten się spłoszył i uciekł mi sprzed nosa.

Taksówka nadal nie nadjeżdżała, a ja zaczynałam się niecierpliwić.

Może pójdę na piechotę? Będzie szybciej. Mike na pewno się nie obrazi.

Z uśmiechem na twarzy skręciłam w pierwszą alejkę kiwając się na wszystkie strony. Mój dom nie mógł znajdować się daleko, więc łatwo pewnie jest do niego trafić. Po co mi taxi jak mogę się zwyczajnie przejść.

Ze spokojem przemierzałam sobie ulice Nowego Jorku nie zwracając większej uwagi na to gdzie dokładnie się znajduję. Szłam na czuja, z pewnością, że kiedyś muszę znaleźć mój dom.

Zatrzymałam się w jednym z ślepych zaułków. Było ich tu wyjątkowo wiele. Gdy zamierzałam wychodzić już z piątego, usłyszałam dosyć niepokojące dźwięki. Przekleństwa sypały się jak piasek na saharze. Odskoczyłam, by prędko zakryć się za ścianą. Wyjrzałam i oglądałam całą sytuację z ogromnym zainteresowaniem.

- I tak już przegrałeś! - krzyczał jakiś mężczyzna, jednocześnie uderzając jakiegoś chłopaka.

Obok niego stał facet z założonym kapturem i jedynie przypatrywał się wszystkiemu.

Dlaczego do cholery nie pomoże?!

Po kilku minutach wpatrywania się, nie mogłam wytrzymać. Bity chłopak powoli tracił przytomność, a oni sobie nic z tego nie robili.

Gdyby nie alkohol w moim organiźmie nie wiem czy odważyłabym się na jakąkolwiek pomoc z mojej strony.

Rozpięłam górne guziki mojej koszuli i rozpuściłam moje proste, czarne włosy.

- Em... hej! Przeszkadzam? - krzyknęłam do nich, przybierając sztuczny uśmiech.

Przelecieli mnie wzrokiem od góry do dołu i tym samym zaprzestali bić bruneta. Wstali uśmiechając się złośliwie. Wolnymi krokami zaczęli się do mnie zbliżać.

Nie, nie, nie.

Pobity chłopak, wytrzeszczył oczy i jedynie wpatrywał się w moje poczynania, natomiast dwie przerażające sylwetki nadal kierowały się ku mnie. O Boże.

Kiedy byli kilkanaście metrów ode mnie, moje serce zaczęło bić w szaleńczym tempie i nie panowałam nad sobą. Nie wiedziałam co mam teraz robić. Chciałam spanikować i uciec jak najdalej.

Nagle brunet wstał i chrząknął bym na niego spojrzała. Na nasze szczęście "kaptury" tego nie usłyszeli. Pokazał mi bym kontynuowała rozmowę.

Nabrałam powietrza i zaczęłam swoją jakże mądrą przemowę.

- Macie może... chus...chusteczki? - wyszczerzyłam się niepewnie.

Popatrzyli na mnie jak na idiotkę i wybuchli niezrównoważonym śmiechem. Chyba nie byli trzeźwi.

Nie wiem jak wam, ale mi kurwa nie jest do śmiechu.

Po kryjomu spoglądałam co chwilę na chłopaka z tyłu. Dawał mi jakieś wskazówki. Czasem trochę niezrozumiałe, ale pomocne.

W ten sposób wciągnęłam ich w nieistotną konwersację tak, że zapomnieli o brunecie, który za chwilę znalazł się tuż za nimi z wymalowanym na twarzy tajemniczym uśmieszkiem.

Odsunęłam się trochę od nich i dokładnie obserwowałam czyny chłopaka. Z bliska wyglądał jakby był trochę starszy ode mnie.

O mało moje oczy nie wypadły z orbit. Złapał kolesia z kapturem i zdzielił go w nos. Mężczyzna upadł, a z nosa zaczęła wylewać się gęsta krew.

Zniesmaczona odwróciłam się i czekałam, aż skończy. Słyszałam tylko wymierzane do siebie nawzajem przekleństwa i zadawane ciosy.

Gdy wszystko ucichło, nagle brunet chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Zakręcaliśmy w różne uliczki, jakby nas ktoś gonił. Nie miałam pojęcia co się właśnie wydarzyło. Czuję, jakby przez stres i strach, cały alkohol ze mnie wyparował.

Wbiegliśmy do jednej z wąskich alejek i tam się zatrzymał.

- Co... - nie mogłam się wysłowić ze zmęczenia i jeszcze lekkiego zdezorientowania. - Co to miało być? - wydyszałam wreszcie.

Ten przyglądał się mi głęboko oddychając. Chyba nie spieszyło mu się z odpowiedzią.

Stał tak i się gapił, aż zaczęłam czuć się nieswojo.

- Zamierzasz się gapić przez cały czas? - spytałam zirytowana jego zachowaniem.

Znów nie odpowiedział.

- Nie to nie. - wzruszyłam ramionami. - Pa. - szykowałam się do wyjścia z uliczki, gdy wreszcie usłyszałam jego głos.

- Czekaj. - zatrzymał mnie. - Dziękuję.

----------

Hejka!

Pierwszy rozdział już za nami :). Komentujcie czy się wam podoba, to bardzo ważne.

Do następnego ;)

MayBay

My Personal Prince PL || Christian CollinsWhere stories live. Discover now