Rozdział 4

11.7K 1K 192
                                    

Alfa z głośnym hukiem otworzył drzwi wyjściowe z budynku, chwycił mnie za włosy i pchnął w dół schodów. Upadłam na mokrą ziemię.

Pogoda zdążyła się diametralnie zmienić, podczas gdy byliśmy w środku. Z nieba leciały teraz ciężkie krople deszczu, które, choć w pierwszej chwili uznałam za uciążliwe, przyniosły mojemu ciału niespodziewaną ulgę. Przekręciłam się na ziemi i uniosłam twarz ku górze, pozwalając by woda zmyła ze mnie niewidzialne znamiona, które pozostawił po sobie zmienny.

– Wstawaj. – Byłam wycieńczona, ale moje ciało nadal silnie reagowało na jego obecność, dlatego cała się spięłam. – No już. – Podniósł mnie z ziemi jak szmacianą lalkę, po czym zaczął ciągnąć za sobą.

Próbowałam za nim nadążyć, ale narzucił zbyt szybkie tempo, przez co nieustannie plątały mi się nogi. Moje ramię pulsowało, ale nie było już całe pokryte we krwi, ponieważ deszcz padał coraz mocniej, za co dziękowałam w duchu.

– Ruszaj się – warknął zmienny, ciągnąc mocniej za moje poszarpane ramię. Jęknęłam z bólu. Zacisnęłam zdrową dłoń z całych sił, żeby odciągnąć uwagę od bólu, który promieniował na całej długości mojej drugiej ręki.

Zaczęłam stawiać delikatny opór. Nie chciałam, żeby ten mężczyzna mnie dalej dotykał, na co on odwrócił głowę w moją stronę. Spojrzał na mnie w taki sposób, że aż przeszedł mnie zimny dreszcz. Jego oczy były równie ciemne, jak jego brata, ale coś sprawiało, że czułam o wiele większy niepokój patrząc w nie.

– Nie wymiękaj jeszcze. Wszystko dopiero przed tobą. – Spięłam się jeszcze bardziej, a moje oczy zaszły łzami. Nie byłam gotowa na kolejną brutalną scenę ze swoim udziałem.

– Błagam – wyjąkałam, nie zważając na to, że po mojej policzkach zaczęły płynąć strumyki łez. – Nie zrobiłam nic złego... Ja tylko...

– Stul pysk! – warknął. Chwycił za oba moje ramiona i postawił mnie przed sobą do pionu. Spojrzałam na niego zamazanym wzrokiem. – Jeszcze jedno słowo, a sam cię zabiję tu i teraz, rozumiesz?!

Przełknęłam ślinę. I tak nic lepszego nie mogło mnie czekać w tym obozie. Byłam okaleczona, zastraszona i czułam się brudna. Wszystko mnie bolało. Nie byłam gotowa na taką ilość cierpienia, ale wiedziałam, w jaki sposób mogę je ukrócić.

Już rozchyliłam usta, żeby mu odpyskować, kiedy zza jego pleców usłyszałam, jak ktoś go woła. Mężczyzna odwrócił się znudzony w stronę nowoprzybyłego, ale nie puścił mnie nawet na chwilę.

– Przynieśli informację z południa. Duke mówi, że to pilne.

– Zwołaj radę. Zaraz przyjdę – odparł bez emocji, po czym szarpnął mną i znowu ruszył w stronę znanego mi już namiotu.

Byłam na tyle zdezorientowana, że nawet nie pisnęłam. W głowie przebiegały mi myśli dotyczące powstania. Co było na tyle pilne, że alfa musiał natychmiast tam iść? Czy ludzie jednak mieli szanse? Czułam niepokój, ale ta informacja zasiała we mnie ziarno nadziei.

Weszliśmy do namiotu, a zmienny pchnął mnie do przodu z taką siłą, że wylądowałam na ziemi. Mimo że upadek nie należał do najprzyjemniejszych, poczułam ulgę, kiedy nasze ciała przestały się stykać. Instynktownie zaczęłam oddalać się od wilkołaka jeszcze dalej, by zyskać choć znikomą namiastkę komfortu.

– Mam nadzieję, że ci się podobało, bo niczym więcej tutaj nie będziesz – rzucił nonszalancko Waldergrave, drapiąc się po brodzie. Zamrugałam kilkukrotnie, bo poczułam kolejny raz napływające do moich oczu łzy. – Jeżeli myślałaś, że mój brat da ci lepsze życie, to bardzo się przeliczyłaś, dziwko.

Dirty BloodWhere stories live. Discover now