Rozdział 17

9K 1K 312
                                    

Droga do domu Blake'a niemiłosiernie mi się dłużyła, a narastające wątpliwości nie opuściły mojej głowy nawet na moment. Naprawdę miałam nadzieję, że uda mi się zniknąć i już nigdy nie wracać do przeszłości. Niestety mocno się przeliczyłam, przez co miałam wrażenie, że robiłam ogromny krok w tył.

Przylegałam do boku auta, by nie musieć nawet w minimalnym stopniu dotykać ciemnowłosego. Obok niego po drugiej stronie siedziała jego rudowłosa koleżanka, która co jakiś czas zaciekawiona wychylała głowę, żeby na mnie zerknąć, co uporczywie starałam się ignorować.

Samochód do złudzenia przypominał ten należący do chłopaka, jednak, jak sam w trakcie jazdy przyznał, jego auto zostało zdewastowane przez ludzi, dlatego zdecydował się zadzwonić po znajomych. Po drodze wyjaśnił pozostałym po krótce, jak doszło do napadu, choć pominął kilka szczegółów głównie tych dotyczących naszej relacji, która sama w sobie była dostatecznie skomplikowana, by wciągać w nią jeszcze kolejne osoby.

Gdzieś w połowie drogi mnie znużyło, a głowa sama zaczęła mi opadać ze zmęczenia, więc raz za razem budził mnie nerwowy tik. Żeby nie zasnąć, przysłuchiwałam się z uwagą każdej jednej wypowiedzi zmiennych, którzy ochoczo wymieniali się spostrzeżeniami. Trudno było nie zauważyć, jak swobodnie czuli się w swoim towarzystwie. Żartowali, nawiązując do sytuacji, które wspólnie przeżyli, dlatego założyłam, że znali się od dawna. Nie zamierzałam jednak o nic pytać. Siedziałam w milczeniu, nie mogąc nawet na chwilę odetchnąć, bo podróż z taką ilością obcych wilkołaków skutecznie odbierała mi spokój.

Przy samym Blake'u zachowywałam się inaczej, bo na przestrzeni czasu, który byłam zmuszona z nim spędzić, trochę zdążyłam go poznać. Bywał, jak to określił, porywczy – nawet bardzo – ale sam przyznał, że byłby w stanie oddać za mnie życie, więc jego obecność gwarantowała mi pewnego rodzaju immunitet.

Osoba, przez którą trafiłam do tego brutalnego świata, próbowała jednocześnie za wszelką cenę uchronić mnie od krzywd innych.

Jak się czułam z tą świadomością?

Cóż, w tym jednym akurat się zgadzaliśmy. To było zupełnie powalone.

Gdy dotarliśmy pod dom, którego spodziewałam się, że więcej nie zobaczę, pierwsza wyskoczyłam z pojazdu. Blake pożegnał się ze znajomymi uściskiem dłoni, a ja stałam na chodniku, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

– Na razie, mała – rzucił do mnie Eddie, który siedział na miejscu kierowcy. Nieśmiało uniosłam dłoń na pożegnanie.

– Do szybkiego zobaczenia! – dodała jego siostra przesiadająca się na środkowy fotel.

Nie brałam pod uwagę opcji ponownego spotkania, ale zachowałam tę uwagę dla siebie. Sam Blake podkreślił, że było to jedynie tymczasowe rozwiązanie, dlatego miałam nadzieję, że tym razem będzie słowny i nie zmieni zdania.

Zmienni odjechali, więc mogłam odetchnąć. Chłopak przeszedł przez furtkę i przytrzymał ją, bym i ja mogła to zrobić. Zawahałam się.

– Już to przerabialiśmy Aspen – rzucił, opierając się o płot. – Daj sobie pomóc.

Opuściłam głowę, zacisnęłam mocniej szczękę, ale bez słowa weszłam za nim na jego podwórko.

Stanęliśmy na werandzie, gdzie Blake włożył klucz do zamka, przekręcił go, po czym otworzył drzwi na oścież. W pierwszej chwili odruchowo chciał złapać mnie za ramię, ale zatrzymał się w półkroku i wycofał rękę.

– Wejdziesz, jak będziesz gotowa – zrehabilitował się.

Pierwszy przekroczył próg. Nie ponaglał mnie, jak to miał w zwyczaju. Podejrzliwie patrzyłam, jak staje w korytarzu, ale nawet się nie odwrócił, żeby mnie skontrolować.

Dirty BloodWhere stories live. Discover now