Rozdział 13

8.5K 845 118
                                    

Kiedy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam, nie mogłam zapanować nad swoim ciałem, które zaczęło się niekontrolowanie trząść. Upadłam na ziemię i desperacko zaczęłam raczkować do tyłu, chcąc oddalić się od martwego chłopaka, wokół którego rozlewała się coraz większa plama krwi. Zatrzymałam się dopiero, gdy plecami trafiłam na pień drzewa.

Chwyciłam się desperacko za głowę, a kiedy mój wzrok powędrował w dół, zaniosłam się głośnym szlochem, przerywając panującą w lesie ciszę. W panice zaczęłam ściągać z siebie ubrania, w tym poplamioną od krwi koszulę. Niemal jej przy tym nie rozerwałam.

Odrzuciłam ją na bok. Nie potrafiłam znieść myśli, że dosłownie przed chwilą odebrałam komuś życie. Poczucie winy zjadało mnie od środka.

Potrzebowałam naprawdę długiej chwili, żeby otrząsnąć się z szoku. Zapomniałam, gdzie byłam i jaki był cel mojej wyprawy.

Schowałam głowę między kolanami.

Oddychałam ciężko, starając się zignorować narastające wyrzuty sumienia. Chciałam rozpłynąć się w powietrzu albo wrosnąć w ziemię i już nigdy więcej nie martwić się otaczającym światem. Niestety życie nie było koncertem życzeń, a los jawnie ze mnie szydził w coraz to bardziej okrutny sposób.

Mimo wszystko wiedziałam, że muszę się wziąć w garść.

Choć nikogo nie zdradziłam, nie mogłam zaprzeczyć temu, że tym razem osobiście byłam odpowiedzialna za czyjąś krzywdę, dlatego moją karą miało być życie ze znamieniem zabójcy. Doskonale wiedziałam, że do końca moich dni będę pamiętać, co zrobiłam...

Siedziałam skulona pod drzewem zdecydowanie za długo, ale wcale nie miałam sobie tego za złe. Przynajmniej dzięki temu udało mi się nieco uspokoić. Nade mną rozpościerało się zachmurzone niebo, a korony drzew kołysały się niespokojnie na wietrze. Starłam wierzchem dłoni łzy z twarzy, po czym zaczęłam się podnosić do pionu.

Nadal byłam roztrzęsiona, ale pozostanie na miejscu zbrodni było wyrokiem, a ja nie mogłam tak po porostu się poddać. Nie po tym, co sobie przysięgłam.

Nieopodal martwego ciała znajdował się mój plecak, ruszyłam po niego z walącym sercem. Starałam się tam nie patrzeć, ale mimowolnie mój wzrok uciekł w stronę martwego ciała. Na ten widok znowu mnie zemdliło, jednak nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Podeszłam do torby i drżącymi rękami pozbierałam swoje rzeczy. 

Nie odważyłam się jednak zabrać ze sobą noża, który tkwił wbity w szyję chłopaka. Nie byłam nawet w stanie zmusić swojego ciała, żeby podejść bliżej, więc nawet się nad tym nie zastanawiałam.  

Zarzuciłam torbę na plecy, ale zamiast ruszyć w głąb lasu, stanęłam w miejscu. Nie do końca wiedziałam, co właściwie powinnam zrobić. Bałam się konsekwencji moich czynów, ale przede wszystkim bałam się, że znowu zostanę zestawiona na równi z wilkołakami.

Czy broniąc się mogłam uchodzić za równie brutalną co zmienni?

Zacisnęłam pięści, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych myśli z głowy. Jeżeli ludzie jakimś cudem dowiedzieliby się o tym, co zaszło w tym lesie, z pewnością nie omieszkaliby przylepić mi kolejnej łatki. Pytanie tylko, dlaczego miało mnie to w ogóle obchodzić. Oni już dawno mnie skreślili. Wprawdzie sama czułam się paskudnie ze świadomością, że zabiłam, ale to nie był powód, żeby oddać się w ręce niesprawiedliwych ludzi, którzy powtarzali o mnie te wszystkie brednie. To oni odebrali mi szansę na bezpieczne schronienie w moim własnym domu. 

Podeszłam do drzewa, pod którym spędziłam ostatnie kilkadziesiąt minut. Z gulą w gardle podniosłam porzuconą na ziemi zakrwawioną koszulę. Każda jedna rzecz wyniesiona z domu była dla mnie na wagę złota, więc nie mogłam jej zostawić w lesie, mimo że chwilowo była ostatnim przedmiotem, który chciałam mieć przy sobie. Zwinęłam ją w kłębek, by nie było widać krwi, a następnie wepchnęłam do plecaka.

Dirty BloodWhere stories live. Discover now