Rozdział 1 - „Gdy nadzieję pochłonie ciemność..."

20.1K 681 372
                                    

Stuknęła różdżką w blaszany czajnik, który od razu zagwizdał wesoło. Herbata była już prawie gotowa. Postawiła na stole cukier i mleko, a tuż obok okazały talerz kanapek z indykiem, serem oraz warzywami, które jej rodzina wprost uwielbiała. Uśmiechnęła się smutno pod nosem, uświadamiając sobie, że dziś przy stole z jej rodziny będzie tylko Ginny. George, Ron, Artur i Bill byli na misjach Zakonu, Charlie wciąż mieszkał w Rumunii, a Fred i Percy... łzy zaszkliły się w jej oczach na wspomnienie tej bolesnej straty. Wojna niosła za sobą niewyobrażalne pokłady cierpienia i pozostawało jedynie mieć nadzieję, że jej żniwo nie będzie jeszcze większe.

– Dzień dobry Molly – przywitała się Helen Granger, nawet nie siląc się na uśmiech. W oczach tej kobiety już od dawna nie było radości. Śmierć męża była dla niej tak wielkim ciosem, że nikt i nic nie potrafiło tego załagodzić. Molly uśmiechnęła się do niej i nalała kawy do jednej z filiżanek. Wiedziała, że Helen zawsze zaczyna dzień od kawy. Mieszkały blisko siebie prawie trzy lata i można było powiedzieć, że są dobrymi przyjaciółkami. Podobnie jak ich córki, które zawsze były dla siebie wsparciem w tych najtrudniejszych chwilach.

– Cześć – przywitała się Ginny, wchodząc do kuchni i od razu rzucając się w stronę kanapek . Od świtu trenowała w niewielkiej siłowni zbudowanej przez mieszkańców Białego Feniksa i teraz była wściekle głodna.

– A Miona gdzie? - zapytała z ustami pełnymi jedzenia.

– Zaraz przyjdzie. Musi tylko coś tam jeszcze doczytać. Znów pół nocy siedziała nad pergaminami – odpowiedziała pani Granger.

– Ta dziewczyna się przepracowuje – gderała Molly.

– Ale głównie dzięki niej jakoś tu funkcjonujemy – wtrąciła się Ginny, sięgając po kolejną kanapkę.

– To prawda. Nie wiem, jak ona załatwia to wszystko. Od kiedy wzięła sprawy zaopatrzenia w swoje ręce, dostawy są regularnie – przyznała pani Weasley.

– Hermiona to twardy zawodnik, umie wywrzeć odpowiednią presję, jeśli chce – Helen uśmiechnęła się łagodnie na myśl o swojej walecznej córce.

– Jasne, że umie... O! chyba nawet słychać, jak ją właśnie wywiera - roześmiała się Gin.

I faktycznie, gdzieś z głębi korytarza docierał do nich podniesiony głos Hermiony.

– Powiedź Dullardowi, że ma być dwadzieścia kartonów, nie dwanaście! Czy ten człowiek oszalał? Tu mieszka sto dwadzieścia osób! Potrzebujemy więcej środków czystości!

Po chwili do kuchni weszła wyraźnie zdenerwowana Hermiona i Colin Creveey, który z przejęciem skończył wszystko notować. Zaraz potem ruszył dalej, by przekazać polecenia pani koordynator.

– Od rana musisz się wkurzać? Dostaniesz zmarszczek przed trzydziestką – pouczyła ją Ginny z wrednym uśmieszkiem.

– Do trzydziestki to ja tu oszaleję! - warknęła Hermiona, sięgając po kawę.

– Co cię tak zdenerwowało kochanie? - zapytała jej matka.

– Co? Ten kretyn od zaopatrzenia, nie potrafi nawet załatwić zwykłego, mugolskiego mydła! Gdyby nie fakt, że jeszcze trudniej dostać składniki, to sama bym nam takie stworzyła! - Dziewczyna wciąż była poirytowana.

– Nie denerwuj się, Hermionko, tylko lepiej coś zjedz – zaproponowała jej pani Weasley.

– Dziękuję bardzo, ale zjadłam kanapkę na dole, w dużej stołówce – odpowiedziała Hermiona. Biały Feniks miał jedną stołówkę nazywaną przez wszystkich Drugą Wielką Salą, ale kilkoro wybranych,w tym rodziny czołowych działaczy Zakonu, miało do dyspozycji mniejsze kuchnie. Spożywano w nich posiłki w bardziej kameralnym gronie. Hermiona podejrzewała, że Dumbledore specjalnie wpadł na ten pomysł. Prawdopodobnie chciał w ten sposób dać zajęcie osobom takim jak Molly Weasley, czy jej matka i jakoś odciągnąć ich myśli od zamartwiania się o bliskich, którzy byli rozsiani po całym kraju, wykonując różne niebezpieczne misje.

Gdy jesteśmy sami |Dramione|Where stories live. Discover now