Rozdział 28 - „Gdy rozsądek ucieka przed honorem..."

13.4K 540 343
                                    

Piękny, wiosenny dzień, wprost idealny na spacer. Świeże powietrze, szum strumyka, zielona łąka, promienie słońca ogrzewające jej twarz. Uśmiechnęła się sama do siebie, szczęśliwa, że może przeżywać takie sielskie chwile. Wszystko teraz wydawało jej się takie proste. W tym momencie miała siłę, by wierzyć, że wszystko jeszcze dobrze się skończy. Jednak nagle nie wiadomo jak i kiedy, słońce zaszło, a na niebie pojawiły się ciężkie chmury. Zaraz potem spadły z nich ciężkie krople deszczu, a zimny wiatr rozwiał jej włosy. Szybko podniosła się z trawy i biegiem ruszyła przed siebie, wiedząc, że musi znaleźć jakieś schronienie! Biegła i biegła, a burza coraz mocniej szalała. Wreszcie na horyzoncie przed nią pojawiła się wielka, ponura budowla, ze strzelistymi wieżami. Normalnie omijałaby tę przerażającą budowlę szerokim łukiem, jednak teraz nie miała wyjścia. Musiała wejść do środka...

Szare ściany, ponure rzeźby, półmrok i budząca grozę atmosfera. Przełknęła ślinę, rozglądając się po wnętrzu czegoś, co wyglądało jej na stara katedrę, albo świątynię jakiegoś dziwnego bóstwa. Wzdrygnęła się ze strachu i zaczęła zastanawiać się czy nie lepiej będzie uciec stąd jak najszybciej. To miejsce było po prostu potworne. Nagłe skrzypnięcie drzwi przestraszyło ją jeszcze bardziej. Odwróciła się i dostrzegła szereg postaci w czarnych szatach, wchodzących do wnętrza katedry. Najszybciej jak mogła uskoczyła za jedną z kamiennych kolumn, by ukryć się przed tymi przerażającymi ludźmi. To byli Śmierciożercy, rozpoznała ich od razu. Wszyscy mieli czarne płaszcze i srebrne maski, a na dodatek ustawili się w kręgu dookoła kamiennego stołu, który przypominał ołtarz. Wychyliła się, by lepiej widzieć co się dzieje. Dwóch mężczyzn w maskach, bardziej przerażających od reszty ustawiło się za kamiennym stołem. Widać było, że są ważniejsi od pozostałych i najwyraźniej na coś czekali. Po chwili drzwi ponownie skrzypnęły, a do sali wprowadzono Ją. Dziewczynę o kręconych włosach.

Była przerażona, a dwóch Śmierciożerców przyciągnęło ją, do stołu, po czym rzucili ją na niego i skrępowali jej ręce i nogi. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, ale któryś z sług Czarnego Pana uciszył ją za pomocą zaklęcia.

– Moi wierni słudzy, dziś złożymy ofiarę Królowej Walpurgii - rozległ się głos, który dobrze znała.

Rozpoznałaby go wszędzie. Voldemort. To on wypowiedział te słowa.

– Jestem gotów Mój Panie – odpowiedział stojący obok niego Śmierciożerca, po czym zdjął swoją maskę.

Malfoy. Cyniczny, sprzedajny sługus! Jakże ona go nienawidziła!

– A więc zrób to Draconie. Zaczynajmy! - rozkazał Voldemort, a Malfoy wyjął mały, niezwykle ostry nóż.

Dziewczyna przywiązana do stołu próbowała się szarpać i wyrwać, jednak to było na nic. Draco, bez cienia emocji uniósł nóż i bez zbędnej zwłoki wbił go prosto w serce Hermiony...

~~*~~

Ginny wrzasnęła z całej siły, zrywając się z łóżka. Jej twarz była oblana potem, a całe ciało drżało ze strachu i obrzydzenia. Zakryła twarz swymi dłońmi.

– Co ty mi robisz? - zapytała z rozpaczą, patrząc na zamknięte drzwi do jej sypialni.

Wiedziała, że ten sen nie był przypadkiem. To była wizja, która spreparował w jej głowie nikt inny, tylko sam Voldemort. Chciał wzbudzić w niej wielkie pokłady nienawiści, a później odpowiednio je ukierunkować... Ona jednak wciąż się broniła. Miłość do przyjaciół i rodziny, wciąż tliła się w jej sercu, jednak Tom Marvolo Riddle nie miał zamiaru rezygnować ze swojego planu. Mogła być tego pewna.

~~*~~

– Nie! - wrzasnęła Hermiona, prawie czując, jak rękojeść noża zatapia się w jej ciało.

Gdy jesteśmy sami |Dramione|Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ