Rozdział 32 - „Gdy rozstania nadchodzi czas..."

12.1K 539 519
                                    

Wylądowali na ciemnej ulicy, gdzie od razy zaatakował ich zimny wiatr, szarpiący ich szaty i rozwiewający włosy. Hermiona rozejrzała się dookoła i wzdrygnęła się mimowolnie na widok ponurych, opuszczonych kamienic i starych, zardzewiałych latarni. Gdyby nie wiedziała, że są obecnie w Hogsmeade, to w życiu nie uwierzyłaby, że ta tętniąca kiedyś pełnią życia i magii wioska, zmieniła się w te okropne ruiny. Ale to właśnie tak wyglądał świat pod rządami Voldemorta...

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze – wyszeptał Draco, łapiąc ją za ramię i prowadząc w stronę oczekujących na nich grupki postaci w czarnych płaszczach.

– Coś długo trwała ta wasza aportacja – zauważył zgryźliwie Carrow, na co Orion spiął się nieco i wrogo spojrzał na swojego kuzyna.

– Ostatnie instrukcje dla mojej żywej tarczy – wyjaśnił lakonicznie Draco.

– Nie mamy zbyt wiele czasu. Chodźmy do bramy, nim zjawi się tu cały Zakon – burknął Macnair i ruszył przodem, prowadząc Helgę za ramię.

~~*~~

Szli w milczeniu, a ponurą ciszę przerywało jedynie krakanie wron. Powoli zapadał już zmierzch, a stojący nieopodal Hogwart wyglądał prawie tak samo strasznie jak Umbra Walpurgis. Hermiona szła jak najbliżej Dracona wiedząc, że każdy krok zbliżał ich do rozstania. Rękę włożyła do kieszeni szaty i czujnie zacisnęła ją na swojej różdżce.

– Wąż pełza, smok lata, Śmierciożercy Czarna Szata. Srebrna maska, błysk Avady, mamy różdżki, a nie szpady... - zaczął nucić pod nosem Orion, uśmiechając się do Hermiony, gdy raz czy dwa na niego spojrzała.

– Lestrange, zamknij się z łaski swojej. Chcę sprawdzić jak czujni są strażnicy przy bramie. Lepiej podejść tam cicho – uśmiechnął się złowrogo Carrow.

– Jeśli podejdziemy cicho to mogą nas zaatakować. Idziemy normalnie i pamiętaj, Carrow, kto tu dowodzi – upomniał go Draco.

– Cicho! Ktoś tam jest! - warknął Snape, celując różdżką w krzaki.

– To tylko my – rozległ się tubalny głos Goyle'a i po chwili wyłonił się on za krzaków razem z Luną.

– Co się skradasz, stary? Zawału można dostać! - upomniał go Daniel.

Hermiona głęboko odetchnęła na widok przyjaciółki. Bardzo się cieszyła, że są tu razem. I choć bała się, czy z Luną i jej dzieckiem wszystko będzie w porządku, to naprawdę liczyła na to, że blondynce uda się uciec. Jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze.

– Ruszajcie się, mamy zabezpieczyć klejnot jeszcze dziś! - narzekał Walden.

– Ciekawe, kiedy czerwono-złote ptaszki zaatakują? Jak myślicie? - zapytał Carrow.

– Pewnie gdzieś przy wrotach do zamku, prawdopodobnie mają swoje kryjówki w Zakazanym Lesie – wtrącił Pucey.

– Dobra, jesteśmy już blisko - wtrącił Orion i faktycznie za kolejnym zakrętem znaleźli się przy starej, zardzewiałej bramie Hogwartu.

~~*~~

Hermiona z nostalgią pomyślała o tym, jak wielokrotnie przechodziła tędy w czasie szkoły. Wrześniowe rozpoczęcia roku, ferie, sobotnie wycieczki do Hogsmeade... Piękne i beztroskie czasy. A teraz Hogwart był zdobyty przez Śmierciożerców. Nie było już szkoły. Młodzi czarodzieje i czarownice żyli w ukryciu w obawie, że słudzy Voldemorta ich złapią i przewiozą do Umbra Walpurgis, gdzie albo się zgodzą zostać kolejnymi Śmierciożercami, albo zginą.

– Hasło! - tuż przy bramie błysnęło białe światło, a trzech stojących tam Śmierciożerców wycelowało różdżki w ich stronę.

– Chwała i wieczna potęga rycerzom Walpurgii i najwyższemu z magów, Czarnemu Panu – wyrecytował Draco, a Hermiona ledwo się powstrzymała przed parsknięciem śmiechem.

Gdy jesteśmy sami |Dramione|Where stories live. Discover now