Rozdział 5

26 4 0
                                    

Harry

Pożegnaliśmy się wszyscy z wszystkimi i wyszedłem wraz z nowo poznaną dziewczyną na spacer w kierunku jej domu. Szliśmy w ciszy przez park, gdy nagle zaczęło padać. Biegliśmy niczym sił w nogach, by schować się pod blaszanym, szarym dachem przystanku autobusowego linii 52.

- Zimno ci, prawda?

- Tak, skąd to wiesz?

- Trzęsiesz się.

- Aż tak to widać?

- No. - odpowiedziałem i zdjąłem swoją skórzaną kurtkę, po czym założyłem jej na ramiona. Ona nic na to nie powiedziała, tylko robiąc lekki uśmiech z dołkami po bokach zarumieniła się.

Siedzieliśmy w ciszy czekając na słoneczną chwilę, by dalej iść. Szybko jednak nie nadeszła, więc w momencie, gdy padała mżawka, wpadliśmy na środek ulicy zmieniającej się w mały potok i pobiegliśmy w górę strumyka.

Miała cudowny uśmiech. Jej blond włosy były zmoczone do tego stopnia, w którym przypominały ciemny czarny pocięty asfalt z wielkimi podłużnymi koleinami. Czerwona lekka szminka znikła z ust, a na jej miejsce wparowały dwie ładne puste wargi. Rumieńce nadal utrzymywały swój wygląda i kolor na policzkach. Oczy były nadal takie same; pewnie dlatego, że nie było na nich żadnych tuszy, czy czegoś w tym stylu. Moja kurtka nie była już na jej barkach, lecz rękach oraz tułowiu od pasa w górę. Szpilki trzymała palcami od lewej dłoni. Biegła na boso. Nadal była piękna.

POV. Selena.

Biegliśmy przez ulicę prowadzącą do mojego domu. Har biegł cały czas obok mnie dotrzymując mi tępa. Miał pomalowale jasne blond włosy opadające mu na czoło, białą zmokniętą koszulkę, czarne dżinsy oraz czarne New Balance z meszkowatymi elementami i białym paskiem przy podeszwie. Kątem oka mogłam dostrzec złoty łańcuszek ze zwisającym krzyżykiem z tego samego metalu.

Cały czas padał deszcz, a ja mogłam zobaczyć z daleka swój dom. Był on urządzony w dość nowoczesnym stylu. Wskazywało na to na pewno to, że był on parterowy a dach był równoległy do podłogi. Z zewnątrz był biały i gdzie nie gdzie widniały drewniane, pomalowane jasno-drzewną farbą elementy. W ciągu mrugnięciu oka staliśmy przed drzwiami, do których szukałam kluczy w małej imprezowej torebce kieszonkowej. Po krótkiej chwili z dreszczy przechodzących przez moje ciało nie mogłam trafić do tej magicznej dziurki w zamku, by wejść i się ogrzać. Nie trwało to długo, bo trafiłam, przekręciłam, otworzyłam drzwi i weszliśmy do wiatrołapu. Zdjęliśmy buty oraz kurtki i weszliśmy do wnętrza moich "czterech ścian".

Zarówno ja, jak i chłopak byliśmy lekko przemoczeni od krótkiej nawałnicy. Jego biała koszula układała się w lekkie fałdy. Czarne dżinsy były jeszcze bardziej czarne, ale tylko miejscami. Skórzana kurtka, którą przed chwilą zdjęłam i odłożyłam, wisiała na wieszaku.

Wchodząc do mojego pokoju chłopak nawet nie obserwował zbytnio co w nim się znajduje. Położyliśmy się na szaro białym łóżku, przy którym stała ława innych jednak kolorów niż mebel i ściany - czarny połysk. Ściany były kolorów mebla do leżenia. Na ścianie przeciwległej do siedziawki między mebloscianką wisiał telewizor. Biurko było bardzo prostej budowy; kilka białych desek i wbudowany kosz na śmieci. Obok biurka stała komoda. Szafa była przy ścianie jedynej pozostałej wolnej; przy wejściu do pokoju.

POV. Harry.

Rozmawialiśmy o wszystkim zagryzając chipsami. Uznałem, że nie powiem jej o mojej wyprowadzce, bo bym wszystko zepsuł. Staram się o tym narazie nie myśleć, ponieważ nawet nie wiem, ile jeszcze pobęde w Polsce.

Love You 4ever || PL //h. s.Where stories live. Discover now