SEVENTEEN

956 127 129
                                    

Tyler zamarł.

Josh całował go tylko przez kilka sekund, ale zdawało mu się, że trwało to dłużej. O wiele dłużej.

Tyler nie mógł myśleć racjonalnie. Jedyne słowa, jakie w tamtej chwili miał w głowie to jasna cholera. A one idealnie opisywały, co czuł.

Gdy Dun odsunął się, na jego ustach widniał mały uśmiech. Tyler mrugnął, rumieniąc się.

- Pocałowałeś mnie - wypalił.

Josh uniósł brew.

- Masz z tym jakiś problem?

- Tak - odpowiedział Joseph, na co starszy zmarszczył czoło. Zanim zaczął tłumaczyć się i przepraszać, Tyler dokończył. - Było za krótko. Zrób to jeszcze raz.

Więc Josh znów go pocałował.

A Tyler to odwzajemnił.

Silna dłoń Josha delikatnie głaskała jego policzek. Drugą ręką opierał się o bok siedzenia, by móc bardziej się pochylić.

Tyler całkowicie oddał się tej błogiej chwili. Jego policzki paliły, a serce waliło jak młot. Przeszły go delikatne ciarki, kiedy dotknął szyi Josha. Z każdą mijającą sekundą czuł coraz większe motyle w brzuchu.

Wreszcie odsunął się. Miał opuchnięte wargi i błyszczący, oszołomiony wzrok.

- Wiesz, naprawdę cię lubię.

Josh roześmiał się, odchylając do tyłu na krześle. Włożył frytkę do ust.

- Boże, mam nadzieję. Byłoby dziwnie, jeśli po tym byś tak nie uważał.

Tyler jeszcze mocniej się zarumienił.

- Zamknij się.

Fioletowowłosy przeczesał dłonią swoje blaknące kosmyki.

- Jak zjemy, chcesz iść ze mną pofarbować włosy?- zapytał, uśmiechając się ciepło.

Tyler przytaknął entuzjastycznie.

- Jasne, na jaki kolor?- upił łyk swojej coli.

- Wracam do mojego naturalnego- odpowiedział Josh.

***

Tyler przyglądał się, jak Josh próbował ułożyć swoje świeżo pofarbowane włosy z językiem wystawionym w koncentracji.

Naprawdę się w nim zakochiwał.

Teraz nie obchodził go fakt, że Josh miał problemy. Nie zwracał na to uwagi. Chciał mu pomóc, chronić go przed niebezpiecznymi rzeczami i ludźmi.

Cóż, brzmiał przez to jak jakiś szaleniec. Którym nie był. Po prostu kiedy mu na kimś zależało, bardzo się starał.

A tym kimś był Josh.

- Gotowy?

Brunet uniósł wzrok, przygryzając wargę. Wstał i zmierzwił włosy Josha, który jęknął z irytacją.

- A dopiero udało mi się doprowadzić je do porządku- poskarżył się, odpychając dłoń Tylera.

Joseph z uśmiechem udał się w stronę wyjścia. Josh podążył za im i razem poszli do samochodu.

- Tyler!

Odwrócili się równocześnie, chcąc zobaczyć, kto wołał Tylera. Ale ten widok sprawił, że serce Josepha na chwilę przestało bić.

Brendon.

Tyler spojrzał na Josha zdenerwowanym wzrokiem. Ciemnowłosy wyglądał na zmieszanego, ale i podejrzliwego. Jego wargi były złączone w cienką linię.

Brendon podbiegł do nich, przebiegle się uśmiechając.

- I Josh. Nie spodziewałem się tutaj was spotkać. Razem.

Josh westchnął.

- Brednon, co ty tu robisz?

- Co? Nie mogę iść na zakupy?

Tyler spojrzał na jego ręce. Niczego w nich nie trzymał. Josh chyba też to zauważył.

Chłopak złapał dłoń Tylera. W jego brzuchu na chwilę pojawiło się znajome, przyjemne uczucie.

- Chodźmy, Ty. Ashley pewnie nudzi się sama- powiedział twardo, obracając się, by odejść.

A kiedy chcieli iść, Brendon znowu przemówił. Tym razem trochę głośniej.

- Kiedy mu powiesz, Josh? Jeśli tego nie zrobisz, mogę cię wyręczyć.

Josh zamarł. Tyler posłał mu zmartwione spojrzenie i ścisnął jego dłoń.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - rzucił Josh, mocniej ściskając rękę drugiego. Tak mocno, że trochę zabolało. Co ukrywał?

- Hej, Tyler!- zawołał Brendon, a Tyler przyglądał się, jak ramiona Josha się napinają. Bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

- Wiedziałeś, że Josh z--

Plask.

Josh odwrócił się i podbiegł do Brendona, waląc go w policzek. Następnie jego pięść spotkała się z nosem chłopaka, przez co Brendon cofnął się.

Brendon przetarł dłonią krwawiący nos, warcząc na Josha.

- Ty pierdolony tchórzu.

Szczęka Josha była zaciśnięta, a palce oparte na biodrach. Brendon splunął na jego stopy krwawą cieczą.

- I tak niedługo się dowie- wymamrotał Brendon, a w Tylerze wybuchło nieopanowane uczucie lęku. Nie mógł się ruszyć. Nie mógł się odezwać. Nigdy wcześniej nie doświadczył czegoś takiego.

- Wynoś się stąd- rozkazał Josh, ściskając pięści.- Wynoś się, zanim znowu ci przypierdolę. I jeszcze raz. Nie będę mógł tego kontrolować.

Brendon wywrócił oczami, a z jego twarzy w końcu zszedł złośliwy uśmiech.

- Powinienem był pozwolić ci wstrzyknąć sobie więcej. Nie powinienem ci pomagać. Zasługujesz na śmierć.

A kiedy skończył, odszedł, zostawiając ich dwójkę.

Gdy zniknął z pola widzenia, Tyler odważył się spojrzeć na Josha.

- Josh...

Starszy rozejrzał się dookoła i wyminął go. Bez słowa. Tyler podążył na nim, jednak Josh go zatrzymał.

- Musisz znaleźć sobie podwózkę- wymamrotał.- Nie chcesz być tam, dokąd jadę.

Tyler zmarszczył brwi. Złapał chłopaka za ramię i przygryzł wargę.

- Josh, proszę cię. Nie zrób nic głupiego.

Josh delikatnie pocałował jego czoło, pozostawiając tam na chwilę swoje usta, zanim poszedł. Tyler został i pustym wzrokiem obserwował, jak Josh wsiada do samochodu i odpala.

Kiedy odjechał, Tyler nadal nie ruszył się z miejsca. Czuł się pokonany.

Bo ostatnią rzeczą, jaką zobaczył, był Josh odpalający papierosa.

facedown | joshlerWhere stories live. Discover now