3. Podróż w nieznane

892 100 9
                                    

    Następny rozdział 12.05.

    Z pozornym spokojem przyglądałam się Emilowi, gdy rozmawiał lub śmiał się z jakimś przemytnikiem mającym trzy rosłe, gniade konie. W końcu uprząż jednego z nich (najbardziej opakowanego w przeróżne wory) podał Ratero, który w zamian wręczył swojemu kumplowi mój złoty wazon. I tak transakcja - ku obopólnej radości - została sfinalizowana pomyślnie.

    Podejrzany kumpel mojego towarzysza, kiwnął głową w stronę Ratero i obrócił konia. Poganiając go, oddalił się szybko, a ja wyszłam z wąwozu zmierzając w stronę swojego przewodnika. Co dziwne miał nietęgą minę.

- Czy coś się stało? - zapytałam.

- Ta - spojrzał na mnie z ukosa. - Cudzoziemcy podbijają kolejne miasta więc nie będziemy mogli nocować w przydrożnych...

- Wiesz które?

- Tak. Właśnie je będziemy omijać - wzruszył ramionami - zmierzając do pensjonatów, które raczej nie są zajęte przez tę bandę brudasów. Właśnie byłbym zapomniał! - z błyskiem w oczach wpatrywał się w moją twarz - Wiesz co właśnie zrozumiałem?! A właściwie wymyśliłem...

- To ty masz mózg?

- ...jesteś idealną bronią! - zignorował moją uwagę - Będziesz mnie ostrzegać o niebezpieczeństwie, bo wtedy zaczynasz czkać. Och, gdybym znał cię wcześniej, byłabyś idealną dywersją kiedy kogoś okradałem! Da się tego jakoś nauczyć?

- Jesteś chory - wyszeptałam odsuwając się od niego. - To się leczy, wiesz?

    Roześmiał się, po czym machnął ręką jakby to czy jest zdrowy na umyśle nie było istotne. Jednak po chwili zmarszczył czoło i wsadził wolną rękę do kieszeni zastanawiając się czy coś z niej wyciągnąć, ale się zawahał. To wyglądało tak jakby chciał wiedzieć coś, lecz jednocześnie wolał uniknąć odpowiedzi lub przyznania się do czegoś. W końcu zdecydował się. Z kieszeni wyjął naszyjnik, podstawiając mi go pod oczy. Miał delikatny sznureczek wykonany ze srebra, zaś wpleciony był z pierścionkiem mającym czerwony topaz w kształcie kwiatka o czterech płatkach.

    Błyskawicznie zalała mnie wala ciepła w sercu. Był po prostu piękny, idealny na zaręczyny. Przypominając to sobie, wyrwałam naszyjnik z ręki Emila i ponownie zawiesiłam go na szyi, nie byłam zbytnio zainteresowana w jaki sposób go mi zabrał.

- Co to jest? - zapytał młodzieniec.

- Pierścionek zaręczynowy - odparłam z dumnym uśmiechem.

- Jesteś z kimś zaręczona? - potrząsnął blond grzywą, następnie spojrzał w stronę opuszczonego przez nas miasta - W takim razie gdzie on jest? Dlaczego zostawił cię na pastwę losu?

- Jest w stolicy - odparłam powoli nie dopuszczając do siebie zwątpienia. - Wiesz, on jest ważnym... bankierem i nie mógł ze mną wyruszyć, chociaż bardzo chciał. On... musi pracować.

- I ty naprawdę w to wierzysz?

  Skinęłam twierdząco głową. Niech sobie myśli co chce, mój narzeczony nigdy nie postawi innej kobiety wyżej nade mnie. A ja w zamian będę mu wierna aż po grób, tak jak mu listownie obiecałam przed wyjazdem. Dałam mu swoje słowo, mimo że on nie dał swojego... Nie! Mój Wiktor mnie nie zdradzi, przecież mnie kocha, sam to mówił oświadczając mi się. Po za tym co może wiedzieć cokolwiek o wierności zwykły kryminalista?

  Uniosłam sceptycznie brwi i ruszyłam przed siebie, omijając łukiem konia, który patrzył na mnie swoimi wielkimi, czarnymi oczyma jakby popierał racje Emila. Nie no, cudownie! Teraz jeszcze koń wątpi w moje odczucia i intuicję... Po co ja w ogóle rozważam coś takiego?

Odważysz się?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz