28. Nawet śmierć nas nie chce

591 89 7
                                    

    Niemal ze spokojem przyjęłam do wiadomości widok idących w stronę naszych cel, strażników. Emil w tej samej chwili zabrał dłoń, rozłączając nasze palce. Chyba właśnie zrozumiał, że jego ludzie wcale nie przybędą, że już dawno przeminął czas, by pojawili się, aby nas ratować.

    A że nie pragnęłam odbierać mu nadziei na ewentualne uwolnienie... W końcu musiała przyjść brutalna rzeczywistość, która odbierała złudzenia. Zginiemy.

   Umrę znalazłszy prawdziwą miłość. Umrę razem z nim.

- Czas na was - nagle odezwał się strażnik.

   Uśmiechnęłam się słabo do mężczyzny, który przez tyle lat był przyjacielem mojego ojca. Jak przez mgłę mogłam sobie przypomnieć ile to razy nas odwiedzał, przynosił słodycze czy dziwaczne zabawki, które sprawiały mnie i mojemu bratu tyle radości. A teraz to właśnie on dostał zlecenia, aby poprowadzić mnie na śmierć.

   W miodowych oczach podeszłego w wieku strażnika zauważyłam niemalże cierpienie na samą myśl, że to on musi towarzyszyć mi w tej drodze. Zapewne robił wszystko, aby mnie w jakikolwiek sposób obronić, ale moja matka zawsze wie jak uderzyć, by zmusić człowieka do wykonania jej woli.

- Przykro mi - dodał.

- Niech zgadnę będzie... powieszą nas? - z trudem przełknęłam ślinę i podeszłam do kraty.

- Tak, twoja matka... - pokręcił głową - Twój mąż jest tak jakby wrogiem naszego królestwa. Fatalnie wybrałaś sobie faceta, ale i tak cieszy mnie fakt, że utarłaś w taki sposób, nos temu zarozumialcowi.

   Emil potrząsnął swoją kratą jakby pragnął zwrócić na siebie uwagę pozostałych strażników. I udało mu się, brawurowo mu się udało. Pozostali faceci od razu podeszli do niego, zaś przy mnie pozostał pan Banks.

- Nie będziesz się wyrywać, prawda? - zapytał odwracając ode mnie wzrok.

- Nie będę - przytaknęłam. - To i tak nie miałoby najmniejszego znaczenia, prawda? Tak czy siak zostanie wykonany wyrok śmierci.

   Na wspólny znak, strażnicy otworzyli kratę i wyciągnęli Emila. Ja miałam ten przywilej, iż sama mogłam wyjść nim zostałam złapana delikatnie za łokieć. Obejrzałam się za siebie na smętnie wlokącego się za mną, Emila. Wyglądał jakby dokładnie w tej chwili dotarła do niego cała prawda - nie będzie żadnej pomocy, nie będzie ocalenia nas przed śmiercią.

   Kiedy skierował wzrok w moją stronę zauważyłam jedynie jak próbuje udawać, że będzie dobrze. Zdołał się nawet uśmiechnąć w moją stronę, jednakże ten uśmiech wyglądał bardziej jak skrzywienie osoby, która zjadła za dużo cytryny. Tak więc ani mnie ani siebie nie pocieszy czymś takim.

    W związku z tym pokazałam mu swój pierścionek. Jak zginąć to razem - tak chciałam, aby wyczytał to z mojego wzroku! W końcu na normalnym ślubie, gdybyśmy składali przysięgę byłoby: "Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci". Oczywiście oboje nie spodziewaliśmy się, że śmierć dopadnie nas tak szybko.

- Dalio! - Emil zwrócił moją uwagę na siebie - Będzie dobrze, daję ci słowo, że będzie dobrze.  

- Widać, że cię kocha - mruknął do mnie pan Banks.

    Szliśmy przez kolejne brudne, zaniedbane korytarze, w których śmierdziało spoconymi ciałami oraz fekaliami. Mi, jednak to nie przeszkadzało. Szłam z podniesioną wysoko głową, dumnie czekając na spotkanie z matką, która na pewno przyjdzie popatrzeć jak jej młodsza córka ginie za zdradę stanu - małżeństwo z wrogiem. Nawet jeśli ślub nie był planowany i zdarzył się przypadkowo. Nawet jeśli z początku pragnęłam Emila od siebie odsunąć, ponieważ on pragnął jedynie się ze mną przespać.

Odważysz się?Where stories live. Discover now