Rozdział 79

1.3K 67 9
                                    

7 rano, a ja znowu siedzę nad toaletą. Już myślałam, że to się skończyło,  a te mdłości znowu wróciły. Boże mam dość. Już tak dobrze się czułam, a teraz na nowo to samo.
-Znowu?
-Jakoś mnie zemdliło.
-Idź do lekarza.
-Sam widziałeś, że  czułam się dobrze. Już 2 dni było okey. Nie wiem co się dzieje.
-No dobrze,  ale dziś znowu wymiotujesz.
-Jeśli jutro rano będzie to samo to pójdę.
-Żebyś tylko jutro nie powiedziała tego samego co dzisiaj. A zresztą zaprowadzę Cię na siłę do tego lekarza.
-Dobrze, dobrze.
-Znowu zrobić Ci herbatę?
-Jakbyś mógł.
-Oczywiście, żebym mógł.
Ma rację, jeśli do jutra mi nie przejdzie musze pójść do lekarza. Takie coś zazwyczaj kończyło się u mnie ma drugi dzień. A teraz, trwało dwa dni, dwa dni przerwy i na nowo. Teraz to już wątpię, żeby to było zatrucie tym posiłkiem.
-Marta dzwoniła moja mama i pytała czy mogą wpaść do nas z tatą. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko temu.
-Andi no pewnie, że nie. Przepraszam, ale ja nie dam rady nic przygotować na razie. Jak poczuję się lepiej to zrobię obiad, a jeśli nie to będziesz musiał zrobić to Ty.
-I tak przygotuję. Ty leż sobie w łóżku i odpoczywaj. Kładę Ci tu herbatę. A teraz zapytałbym Cię co chcesz na śniadanie, ale pewnie nie zjesz nic.
-Na razie nie.
-Jak zgłodniejesz to mnie zawołaj.
-Oczywiście. - Andi całuje mnie w czoło i wychodzi z pokoju. Nagle słyszę dźwięk swojego telefonu. Wiadomość od Magdy. Wysłała zdjęcie z wycieczki. Zwiedzają Japonię. Odpisuję jej, ale nie udaje mi się wysłać,  bo znowu biegnę do łazienki. Jakie to jest męczące. Słyszę, że telefon dzwoni. Płukam usta i wracam do pokoju. - Halo? - odbieram i kładę się pod kołdrę.
-No jak tam, widzę,  że zdjęcie odczytałaś.
-Tak, ale nie zdążyłam odpisać,  bo znowu wymiotuję.
-Znowu?  Przecież już Ci przeszło.
-Niby tak, a dzisiaj znowu się zaczęło. Już dwa razy mnie pogoniło.
-To nie będzie to zatrucie. Musisz pójść do lekarza.
-Mówisz jak Andi. 
-Bo ma rację. Nie możesz tak wymiotować ciągle.
-Wiem, obiecałam mu, ze pójdę jutro jeśli mi nie przejdzie.
-Marta...
-Co?
-A może...Ty jesteś w ciąży.
-Słucham? Nie, na pewno nie. Przecież biorę tabletki.
-No i co z tego. Wiesz, że to nie jest 100% pewne.
-Ale 99% jest. Naprawdę musiałabym mieć pecha, żeby zajść w ciążę.
-Idź do apteki i kup test.
-Magda na pewno nie jestem w ciąży.
-Kiedy powinnaś dostać okres?
-Na dniach, bo niedawno odstawiłam tabletki.
-Idź po test. Zrób go i będziesz wiedziała.
-No dobrze, potem pójdę.
-Jak zrobisz to od razu dzwoń do mnie.
-Zadzwonię, ale pewnie i tak Ci powiem to co teraz. Dziś przychodzą do nas rodzice Andiego. Musiałabym przygotować obiad, ale nie mam na razie siły.  Andi ma się tym zająć,  ale on za niedługo jedzie na rehabilitację. Będę musiała się spiąć i coś zrobić.
-To nie mógł przesunąć tej wizyty?
-Może to coś ważnego, że chcą przyjść. Nie jestem przecież obłożnie chora.
-Niby tak, ale jednak wymiotujesz i jest Ci słabo.
-Teraz już jest o wiele lepiej.  Zaczynam się czuć dobrze. Tak jest zawsze jak tylko zwymiotuję to chwila i zaczynam czuć się dobrze. A Wy kiedy wracacie?
-Za 3 dni. Chcemy jeszcze trochę pozwiedzać.
-Macie fajne wakacje. Dłuższy wyjazd. 
-No, ale ten kraj jest piękny, naprawdę. Cieszę się,  że mnie tu zabrał.
-Marta -woła mnie Andi
-Poczekaj chwilę - mówię do przyjaciółki
-Ja muszę jechać już.  Zrobię po drodze zakupy, a potem zajmę się obiadem.
-Okey. Ja się ogarnę do tej pory i Ci pomogę.
-Spokojnie, nie musisz. Dam sobie radę. Jadę, do potem. - całuje mnie i wychodzi z pokoju
-Już jestem.
-Wyszedł?
-Tak.  Pojechał na rehabilitację, a potem na zakupy.
-To idź teraz do apteki.
-Jejku, ale Ty się z tym pieklisz. Spokojnie. Zaraz wstanę, ogarnę się i pójdę.
-Idź,  idź,  bo chcę wiedzieć czy zostanę ciocią. - śmieje się
-Nawet tak nie żartuj. - wstaję z łóżka. - Dobra idę, bo nie dasz mi spokoju.
-To czekam na telefon.
-Nie mów nic Cene, że będę robić test, bo zaraz będzie dzwonił do Andiego jeszcze.
-Nie powiem,  on zresztą jest zajęty robieniem zdjęć, także nawet nie słyszał naszej rozmowy, także się nie stresuj.
-To do usłyszenia. - rozłączamy się. Ścielę łóżko i ogarniam trochę ten pokój. Jakby jego rodzice tutaj weszli pewnie powiedzieliby, że nie dbamy o porządek. Muszę pochować ubrania do szafy, bo znaczna część ich wisi na krześle, ale zrobię to potem. Idę najpewniej do tej apteki, bo teraz przez Magdę nie da mi to spokoju. Wyciągam z szafy czyste ubrania i idę do łazienki trochę się ogarnąć. Nie mogę wyjść z domu w takim stanie. Myję zęby, spinam włosy w wysokiego koka i robie lekki makijaż. Zdejmuję piżamę,  przebieram się i opuszczam łazienkę. Chwytam torebkę w rękę i schodzę na dół. Gdzie ja teraz mam klucze z domu. Pewnie na samym dnie torebki. Tradycyjnie tak będzie. Oczywiście, że tam są. Wychodzę z domu i zamykam drzwi na klucz. Dobrze, że apteka jest tuż za rogiem i nie muszę brać samochodu, żeby do niej pojechać. Zresztą teraz nawet bym go nie miała. Jaka dziś piękna pogoda, najchętniej położyłabym się na leżaku o ile dobrze będę się czuła, ale najpierw trzeba przygotować obiad. 
Wchodzę do apteki. Jaka długa kolejka. Jezu myślałam, że kupię i od razu stąd pójdę, a tutaj jest przynajmniej 20 minut stania. Jedna kobieta nie potrafi się zdecydować, które witaminy najlepiej kupić. Już zaczyna mi to działać na nerwy. Nie widzi chyba jak długa kolejka stoi za nią. Kiedy wreszcie się decyduje, jej koleżanka stojącą za nią zachowuje się praktycznie tak samo. Nie umie się zdecydować na to co chce kupić. Robi mi się coraz cieplej, czuję się słabo jakbym miała zaraz zemdleć. Biorę głęboki wdech, ale niestety robi mi się tak słabo, że osuwam się na ziemię.
-Halo! Słyszy mnie Pani?
-Tak - odpowiadam po chwili, a mężczyzna unosi moje nogi do góry. - Tu jest po prostu gorąco i zrobiło mi się słabo
-Proszę jeszcze chwile poleżeć. Czy wezwać pogotowie?
-Nie, nie ma takiej potrzeby. Już czuję się lepiej. 
-Niech się Pani napije wody. - podaje mi butelkę wody
-Dziękuję.
-Co Pani potrzebuje kupić? - pyta mnie kobieta stojącą obok
-Cóż...test ciążowy.
-Proszę puścić tę Panią bez kolejki. - Przechodzę przed wszystkich i płacę.
-Odwiozę Panią do domu.
-Nie ma takiej potrzeby, ja mieszkam tuż za rogiem. Już dobrze się czuję, dam sobie radę naprawdę.
-Na pewno?
-Tak. Bardzo dziękuję za pomoc. Do widzenia. - wychodzę z apteki i szybkim krokiem kieruję się do domu. Może nie powinnam była wychodzić z domu skoro jestem chora, bo właśnie coś takiego się dzieję. Mdleje. Słońce grzeje jak cholera. Moja głowa jest cała gorąca. Otwieram furtkę i szybko wbiegam do domu. Rzucam torebkę na szafkę i idę do kuchni napić się wody. O tak, tego było mi trzeba. A teraz...teraz trzeba zrobić ten test. Idę wyjąć go z torebki i wchodzę do łazienki. Serce wali mi mak szalone. Magda tak mnie tym nastraszyła, że teraz się boję, że ma rację. Dobra,  trzeba to sprawdzić i się uspokoić. Wykonuję test i czekam na wynik. Mój puls teraz jest szybszy niż w trakcie egzaminów. O nie. To niemożliwe. Nie. Tylko nie to, nie teraz, Boże nie. Nie mogę być w ciąży!! Wykonuję jeszcze jeden test, z nadzieją, że może ten był jakiś uszkodzony,  ale nie. Jestem w ciąży! Siadam na podłodze, opieram głowę o ścianę trzymając w dłoniach dwa testy i zaczynam płakać. To nie jest odpowiedni moment. Wychodzę z łazienki, wyciągam telefon z torebki i szybko dzwonię do Magdy.
-Słucham Cię?
-Magda...miałaś rację...- płaczę - Jestem w ciąży...

Surprising Love StoryWhere stories live. Discover now