I

550 65 28
                                    

Miesiąc później od wydarzeń we Wstępie...

- Jak myślisz, co to było? - spytałem Sammiego.

Przyjechałem do niego około miesiąc temu zaraz po śmierci Malii. Sam mieszkał w Luizjanie. Zostawiłem tam swoje auto i teraz razem z Sammy'm jeździmy po okolicach starą Impalą oraz pomagamy ludziom, którzy mieli kontakt ze światem nadrzyrodzonym.

Właśnie zaparkowaliśmy przed motelem i zmierzamy do niego. Właścicielka zgłosiła na policję, że do jednego z pokoi włamał się mężczyzna. Podobno odepchnął ją z niezwykłą siłą i uciekł.

- Wilkołak? Wendiego? Wampir? - zaczął wymieniać Sammy.

- Albo jakiś psychol. - wzruszyłem ramionami.

- Też tak mogło być. - zaśmiał się.

Weszliśmy do recepcji. Nacisnąłem dzwonek na blacie i czekałem aż pracownik tego miejsca się zjawi.

- Dzień dobry, chcecie wynająć pokój? Jedno łóżko? - za blatem pojawiła się starsza pani, która spojrzała na nas znacząco.

Sam przewrócił oczami. Opowiadał mi, że gdy polował z Deanem, zawsze wszyscy myśleli, że są parą. Dean prowadzi aktualnie kawiarenkę z ciastami na obrzeżach Los Angeles. Podobno stary już z niego chłopina.

Sammy wyjął swój podrobiony paszport.

- Jestem z FBI. Samuel Reed, a to mój partner Nathan Billstick. - skłamał gładko.

- Och...przepraszam bardzo panów. Czym mogę służyć? - spytała.

- To pani zgłosiła włamanie ostatnio? - zapytał.

- Tak. To było dziwne. - odparła.

- Niech pani nam o tym opowie. - nakazał Sam.

- Więc to było około godziny dziesiątej na wieczór. Zadzwonił do mnie pan, który wynajmował pokój 34 i skarżył się na hałasy zza ściany. Powiedziałam, że się tym zajmę, chociaż zdziwiłam się, bo nikt nie wynajmował pokoju 33. Wzięłam więc kulcze i udałam się do niego. Gdy podeszłam pod drzwi, rzeczywiście było słychać hałasy. Tak jakby ktoś przewracał meble. Chciałam otworzyć drzwi kluczem, ale okazało się, że ktoś wyłamał zamek. Przestraszyłam się, ale weszłam tam, bo nie mogę pozwolić aby ktoś demolował mój motel. W środku był mężczyzna. A raczej chłopak. Wyglądał młodo. Miał strasznie jasny kolor włosów. Prawą dłoń trzymał na boku. Był okropnie ranny, bo na ręce i koszulce było pełno krwi. Miałam już wzywać karetkę, ale on zerwał się z miejsca. Odepchnął mnie tak, że poleciałam na ścianę. Uderzyłam się mocno w głowę. On był naprawdę niewyobrażalnie silny. Zaraz potem uciekł i już go nie widziałam. Ja tam sądzę, że był po dopalaczach. - opowiedziała starsza pani.

- Coś zginęło z pokoju? - zapytał Sam.

- Tylko apteczka pierwszej pomocy. Nic więcej nie zniknęło. - odrzekła.

- Proszę wybaczyć pytanie, ale czy zauważyła może pani kolor oczu chłopaka? - wtrąciłem się niepewnie.

- Nie. To działo się tak szybko. Pamiętam, że miał białą koszulkę, jasne blond włosy, ciemne spodnie i bluzę. Nie wiem jaki miał kolor oczu. - wzruszyła ramionami.

- Nie świeciły się przypadkiem? - zapytałem.

- Ma mnie pan za wariatkę? - oburzyła się.

- Nie, oczywiście, że nie. - zaprzeczyłem szybko.

- No cóż...dziękuję za poświęcony czas. Gdyby pani coś się przypomniało lub zauważyła by pani tego chłopaka gdzieś to proszę dzwonić. - Sammy zostawił wizytówkę na blacie.

I'll Be Brave (Dodatek - Mike) Where stories live. Discover now