Podniebna Twierdza

84 21 0
                                    

Rilienus miał małe, drobne ręce, a do tego bardzo zimne. Najwyraźniej był przyzwyczajony do wyższych temperatur i klimat Gór Mroźnego Grzbietu bardzo mu nie odpowiadał. Bart odruchowo zaczął pocierać kciukiem grzbiet jego dłoni w nadziei, że uda mu się w ten sposób nieco go ogrzać i podnieść na duchu. Vint wydawał się co najmniej zagubiony, zupełnie jakby nie często miał okazję znajdować się w towarzystwie tylu osób. Może zazwyczaj unikał tłumów? A może chodziło o to, jak różnorodni byli goście Twierdzy? Bart początkowo również czuł się onieśmielony, a przecież gdy przybył Twierdza nie była nawet w połowie tak zapełniona.

– Tędy – rzucił przez ramię i pociągnął maga za sobą.

Ten nie stawiał oporu. Nie zapytał nawet, dlaczego nie idą tak jak wszyscy na dziedziniec, tylko wspinają się na mury. Ciekawe, czy jego posłuszeństwo wynikało z zaufania, czy raczej całkowitego zagubienia.

Na murach panował zdecydowanie mniejszy ścisk. Bart przypuszczał, że byłoby inaczej, gdyby nie groźne spojrzenia rzucane wszystkim przez patrolujących je wartowników. Templariusz wiedział jednak, że nie ma się czego obawiać i dzięki temu udało mu się wywalczyć dla siebie i Rilienusa doskonałe miejsce. I to dokładnie w momencie, w którym otworzono bramy.

Oddział ciężkozbrojnych wojowników wjechał na dziedziniec w czterech równych rzędach. Zanim każdy z poszukiwaczy zajął swoje miejsce, okrążył plac w iście paradnym stylu, zmuszając jednocześnie gapiów do cofnięcia się pod mury. Dopiero wtedy na teren Twierdzy wjechała Wielka Poszukiwaczka. Jej zbroja błyszczała w słońcu, a z napierśnika spoglądało na wszystkich oko Stwórcy.

– Jest niesamowita – westchnął Bart, wychylając się przez blanki w dziecięcym zachwycie.

– Owszem – przyznał Rilienus z szerokim uśmiechem na twarzy. Jego stwierdzenie tylko częściowo odnosiło się do Poszukiwaczki, bo kontem oka ewidentnie podziwiał zachowanie templariusza. Ten zarumienił się, ale w gruncie rzeczy wiedział, że nie miał powodu do wstydu. Cassandra zrobiła równie piorunujące wrażenie na wszystkich, którzy przyszli ją podziwiać.

Na spotkanie Wielkiej Poszukiwaczce wyszedł Komendant Cullen. On również miał na sobie pełną zbroję, lśniącą niczym złoto, oraz czerwony płaszcz obszyty futrem. Wymienili uroczyste pozdrowienia, których Bart nie zdołał usłyszeć. Domyślił się jednak, że same słowa nie grały tu większej roli. Pamiętał, jak któryś ze służących opowiadał mu o mianowaniu Lavellana na Inkwizytora:

„Stałem wtedy tak daleko, że nie usłyszałem ani słowa z tego, co mówili" – wyznał z uśmiechem, sepleniąc nieco przez królicze zęby. „Ale to nie miało znaczenia. Widzieliśmy, jak podniósł miecz i coś krzyknął. Niczego więcej nie potrzebowaliśmy. Ani ja, ani nikt inny, kto uciekł z Obcowisk, by na coś się przydać".

Teraz było dokładnie tak samo. To spotkanie dwóch potęg miało przede wszystkim przypomnieć zebranym, że chociaż Inkwizycja się rozpadła, Thedas nie zostało bez opieki. Stwórca czuwał nad nimi i Bart nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. Nawet z tej odległości widział matczyne ciepło w spojrzeniu Wielkiej Poszukiwaczki i szeroki uśmiech Lwa Fereldenu.

Zanim oficjalna część powitań się skończyła i Komendant pomógł Poszukiwaczce zejść z konia, Barta i Rilienusa znalazł drobniutki służący. Szarpnął templariusza za rękaw, po czym odskoczył jakby przestraszony własnym czynem. Czując na sobie spojrzenie zarówno Barta, jak i zaintrygowanego Vinta, skłonił się nisko i zaczerwienił aż po koniuszki długich uszu.

– Panie, Komendant oczekuje, że będziecie obaj w jego gabinecie. Lepiej, żebyście poszli natychmiast, zanim gapie zaczną się rozchodzić.

– To wszystko?

Dragon Age: PojednanieWhere stories live. Discover now