51. Podniebna Twierdza

183 19 16
                                    

– Może to fragment tego? – zapytał Bart, podtykając otwartą księgę Rilienusowi. Po wielogodzinnym ślęczeniu nad starymi krasnoludzkimi manuskryptami zdołał znaleźć schemat, który wyglądał choć odrobinę obiecująco.

Niestety, mag nie wydawał się przekonany. Ledwie rzucił okiem na rycinę, zmarszczył nos i pokręcił głową.

– Nie, nie, nie. Spójrz, to na schemacie to granat odstraszający mroczny pomiot. A to tutaj – wskazał palcem leżące na stole urządzenie – ma zapewne coś wspólnego z destylacją jakichś substancji.

– Może w takim razie powinniśmy poprosić o pomoc Dagnę? – Nawet nie próbował ukryć irytacji. Przecież się starał. To nie jego wina, że nic z tego nie wychodziło.

– Jeśli chcesz, możesz jej to zanieść. Ale niech nie przychodzi tutaj.

– Dlaczego?

– Nie lubię jej.

– Czasem mam wrażenie, że nikogo nie lubisz – poskarżył się Bart zbolałym głosem. Zazwyczaj to w zupełności wystarczyło, aby Rilienus jednak się zreflektował i przeprosił za opryskliwe słowa. Tym razem powiedział tylko:

– Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nie przybyłem tu po to, żeby kogokolwiek lubić.

Tego dla Barta było już za wiele. Chwycił przedziwne ustrojstwo i wyszedł z warsztatu, trzaskając za sobą drzwiami. Tak, zachowywał się jak obrażone dziecko. Ale co z tego, skoro Rilienus też robił ostatnio wszystko, żeby go do siebie zrazić? A najgorsze było to, że Bart nie miał pojęcia, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Przecież jeszcze niedawno tak dobrze im się ze sobą pracowało.

Może powiedział coś nie tak? Może o czymś zapomniał? A może chodziło o tego Lazara, który ostatnio znowu zaczął się kręcić przy Vincie?

W podłym nastroju wszedł do kuźni i zaczął szukać wzrokiem Dagny.

– Bart! – krzyknęła krasnoludzica, podskakując radośnie na jego widok. Pomachała mu ręką znad swojego stolika.

Jej entuzjazm pomógł templariuszowi choć odrobinę uporać się z podłym samopoczuciem. Sporo przyjemności sprawiło mu też obserwowanie, jak skrupulatnie bada swoimi krótkimi pulchnymi paluszkami mocno nagryziony zębem czasu artefakt.

– Gdzieś o tym niedawno czytałam... – wymamrotała pod nosem i zaczęła przeglądać swoją kolekcję zwojów i schematów. Niespodziewanie zapytała: – Coś się stało?

– Nie, dlaczego pytasz?

– Wyglądasz na strapionego. To przez Rilienusa? – Nawet nie zdążył się zastanowić, jak powinien zaprzeczyć. Dagna dopiero zaczęła się rozkręcać ze swoim pogodnym trajkotaniem i nic nie mogło jej powstrzymać przed wyrzuceniem z siebie całego potoku słów. – Coś ci powiedział, prawda? Mam nadzieję, że to nic poważnego. Tak słodko razem wyglądacie... Pogodzicie się, powiedz, że się pogodzicie!

– Dagno, ja nawet nie wiem, dlaczego jest na mnie zły – przerwał jej Bart, nie mając siły na tłumaczenie, że wcale nie byli ze sobą tak blisko, jak jej się wydawało.

– To trwa już od dłuższego czasu?

– Chyba od tygodnia.

– Od tygodnia? Czyli od Zaprzysiężenia! To bardzo długo jak na tak młody związek.

– Ale my nie jesteśmy...

– Może powinieneś dać mu coś dobrego do jedzenia?

– Już próbowałem.

– I co? Nie pomogło? – Potrząsnął przecząco głową. – A niech to! Na mnie to zawsze działa. Hmm, a kiedy ostatnio mówiłeś mu, że ładnie wygląda?

– Mówię mu to codziennie. – Jak miał mu tego nie mówić, skoro Rilienus potrafił wyglądać olśniewająco nawet w najprostszej zakonnej szacie?

– Oj, na pamięć Patronów! Sero, dlaczego nie ma cię tutaj, kiedy jesteś potrzebna? – mamrotała pod nosem Dagna, jakby właśnie mierzyła się z problemem, od którego zależały losy Thedas. – Ciasteczka! Próbowałeś dać mu ciasteczka?

– Sam mu je upiekłem.

– I?

– Chyba mu smakowały.

– Chyba?

– Zjadł jedno i powiedział, że są bardzo dobre.

– A co zrobił z resztą?

– Powiedział, że zaniesie trochę Ambasador Montilyet.

– Nie dobrze!

– Dagno, proszę, wystarczy – jęknął Bart, coraz mniej zadowolony z kierunku, w jakim podążyła ich rozmowa. – Przyszedłem tu tylko po to, żeby dowiedzieć się do czego służy to... coś.

– To? – Krasnoludzica niedbale machnęła ręką w stronę urządzenia. – Och, to tylko bardzo stare naczynie z filtrem. Używało się ich do destylacji lyrium, zanim jakieś trzysta lat temu Gerram Adic zbudował bardzo sprytny mechanizm, który...

– Jest bezwartościowe?

– Och, tego bym nie powiedziała. Ma ogromną wartość muzealną. Zapewne Inkwizytor znalazł to w Valammarze. Może spróbujcie przesłać to do Orzammaru?

– Dobry pomysł. – Bart zamierzał zgarnąć naczynie i uciec czym prędzej przed radami Dagny, ta jednak zdążyła chwycić go za rękę i przyciągnąć go do siebie. Na Stwórcę! Skąd w tym drobnym ciele taka krzepa?

– Myślałam, że wpadnę na jakiś genialny pomysł, ale najwyraźniej nie nadaję się na swatkę. Musisz z nim o tym porozmawiać. Może... Może chodzi o coś błahego i tak naprawdę nie ma się czym martwić?

– Tak, porozmawiam z nim – obiecał templariusz bardziej po to, by uwolnić się od Dagny, niż z rzeczywistej chęci skonfrontowania się z Rilienusem.

Ale może rzeczywiście powinien z nim porozmawiać. Cokolwiek się między nimi popsuło, wyraźnie narastało i już niedługo mogło zupełnie uniemożliwić im dalszą współpracę. A tego na pewno żaden z nich nie chciał. Bez względu na wszelkie nieporozumienia, mieli przecież do wykonania bardzo ważne i odpowiedzialne zadanie. Nie mogli go zaniedbać tylko dlatego, że przestało im się układać.

Tak przynajmniej myślał, zanim dotarł do warsztatu Rilienusa. Bo gdy tylko otworzył drzwi i zobaczył Lazara, od razu przeszła mu chęć na wyjaśnianie czegokolwiek.

Dragon Age: PojednanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz