125. Ukryta Świątynia Falon'Dina

33 5 2
                                    

Eluvian rozbłysł oślepiającą jasnością. Bart chwycił Rilienusa i Dagnę, by odciągnąć ich na bok. Podjął właściwą decyzję, bo chwilę później do świątyni wkroczył oddział, którego poza Kieranem chyba nikt się nie spodziewał.

Na jego czele kroczyła drobna elfka w białej jak śnieg zbroi. Zaraz za nią podążały dziesiątki innych elfów, po których Rilienus na pierwszy rzut oka widział, że jeszcze niedawno były niewolnikami. Teraz natomiast kroczyły dumnie, zachwycone zdobytą wolnością. Pomiędzy nimi dało się jednak dostrzec również wielu, którzy nie przybyli do świątyni, by uciec przed kajdanami. Na przykład rudowłosa elfka ze sztyletami gotowymi do ataku. Albo oddział najemników wraz z towarzyszącą im minstrelką. Gigantyczny qunari z szeroko rozstawionymi rogami i przerażającą maską zasłaniającą twarz. Złotowłosa Magister, w której Rilienus natychmiast rozpoznał Maevaris Tilani. A tuż obok niej, słodki Stwórco, kroczyli Dorian Pavus i Cyrhel Lavellan.

Z ust Taravyna uciekło westchnienie ulgi, które natychmiast przerodziło się w szloch. Reakcje jego towarzyszy były bardzo podobne, w niektórych przypadkach nawet jeszcze gwałtowniejsze. Wielka Poszukiwaczka Cassandra padła na kolana i zalała się łzami, błogosławiąc przy tym łaskawość Stwórcy. Hawke krzyknął coś nie do końca cenzuralnego, a Carver po prostu odrzucił broń i chwycił w objęcia elfkę w białej zbroi.

– Merrill, to naprawdę ty! – wymamrotał przy tym tak drżącym głosem, jakby miał się rozpłakać.

– Och, tak, to ja – bąknęła elfka. – Czy to dobrze? Czy może wolałbyś, żebym była kimś innym?

– Nie, nie, tak jest dobrze – zapewnił ją templariusz, plącząc się w słowach.

– Niech cię zaraza pożre, Lavellan! – ryknął Zevran, uśmiechnięty od ucha do ucha. – Jakim prawem straszysz tak biedną Lelianę?

– Nie wiem, czy mieliśmy w tej kwestii jakikolwiek wybór – odparł Inkwizytor. Był znacznie niższy niż w Pustce, wciąż jednak wydawał się istotą utkaną z biało-czarnego dymu. – Wiele spraw poszło nie po naszej myśli, drogi przyjacielu.

– Na przykład twoja ręka – zauważył wielki qunari, wskazując na metalową dłoń elfa.

Inkwizytor podniósł ją i delikatnie poruszył palcami. Tyle wystarczyło, aby Zasłona wokół niego rozbłysła zielenią Pustki.

– Nie tak się umawialiśmy – jęknął Dorian, łapiąc Lavellana za metalową dłoń. Ostrożnym gestem przyciągnął sztuczne palce do ust i złożył na nich delikatny pocałunek. Podobny przejaw czułości był w jego przypadku nie do pomyślenia. A jednak Rilienus nie mógł kłócić się z tym, co widział na własne oczy. Może i mógł teraz oglądać niewyobrażalną przeszłość, ale ten pocałunek z pewnością do niej nie należał. – Obiecałeś, że będziesz na to uważał.

– Przecież wy nie żyjecie – wymamrotał jakiś elf, zastanawiając się zapewne, czy nadal chciał walczyć z intruzami.

– Przyznaj, że właśnie na to liczyłeś – odwarknął qunari i nie czekając na odpowiedź, zawył: – Szarżownicy!

Najemnikom nie trzeba było tłumaczyć, czego od nich oczekiwano. Chwycili za broń i z bojowym okrzykiem na ustach rzucili się na osłupiałe elfy. Tyle tylko wystarczyło, aby bitwa rozgorzała na nowo. Magowie miotali zaklęciami, miecze wojowników z hukiem uderzały o tarcze napastników, łotrzykowie sztyletami i strzałami kąsali odsłonięte ciała wrogów. O podobnych starciach Rilienus do tej pory mógł jedynie czytać w powieściach czy podręcznikach historii, a teraz widział je na własne oczy – i był śmiertelnie przerażony. Zapomniał już, jak zaciekły potrafił być Dorian Pavus. Ciskane przez niego kule ognia dopadały przeciwników tuż po tym, jak chwilę wcześniej unieruchamiało ich przerażenie. A Lavellan? Rilienus nie miał pojęcia, że magowie mogli walczyć w podobny sposób! Zamiast kostura dzierżył dwa miecze o magicznych ostrzach i bez cienia lęku rzucił się między wrogów. Poruszał się tak swobodnie, jakby nie walczył, a tańczył na balu w obecności najbardziej wpływowych osobistości w Thedas. Cóż, poniekąd właśnie tak było.

Dragon Age: PojednanieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora