Rozdział 6

73 5 0
                                    

                                                                       *

                                                                 Rosalie

Co ja wyprawiam? Co się ze mną, do diabła, dzieje?

Drzwi za moimi plecami zamykają się z trzaskiem. Kładę się na łóżku, kierując wzrok ku sufitowi. W mojej głowie automatycznie pojawiają się kolejne pytania, na które nie istnieje prawidłowa odpowiedź.

Jak to się stało, że zaczęłam z nim żartować i się droczyć? Dlaczego na myśl o jego oczach i uśmiechu, mój żołądek fika koziołka? Czy to możliwe, bym chciała polepszenia naszych relacji?

Sama już nie jestem pewna, czego chcę.

Wtedy, w Zakazanym Lesie, kiedy stanął tuż za mną, serce waliło mi jak młotem. Był tak blisko, że czułam jego oddech na skórze. A potem rzucił zaklęcie i zakończył tamtą chwilę, która była tak cholernie dobra, będąc równocześnie czymś irracjonalnym i niemającym sensu bytu.

Syriusz jest definicją sprzeczności. W jednej chwili mam wrażenie, że jest kimś wręcz niesamowitym i uroczym, a w drugiej wraca stara wersja Blacka, która mimo tego samego, przystojnego wyglądu jest niewyobrażalnie różna.

Problem w tym, że to samo można powiedzieć o mnie. Przy nim tracę umiejętność logicznego myślenia. Zachowuję się jak zdezorientowany szczeniak, głupio się uśmiecham i zdecydowanie zbyt często moje serce zaczyna szybciej bić. Nigdy się tak nie czułam. Dotychczas byłam przekonana, że tego nie pragnę. Pocałunek z nim wydawał się czymś kompletnie nierealnym i odpowiadało mi to. Jak można się domyślić, teraz jest inaczej.

Święta, rozmowa na cmentarzu i ta sytuacja pod domem Jima zmieniła o wiele więcej niż myślałam, że może. Poznałam go z zupełnie innych stron. Skłamię, mówiąc, że moja niechęć do niego o mało nie zniknęła. Teraz jej właściwie nie ma, co mnie przeraża.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie chcę, by Black mi się podobał. I zdecydowanie nie powinnam się mu podobać ja. Nie chodzi tu tylko o mnie i Syriusza. Jest jeszcze James. Najlepszy przyjaciel zarówno mój jak i Łapy. Mój były chłopak. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby przeze mnie rozpadła się ich wieloletnia przyjaźń. Nasz przyjaźń. Boję się, że Jim nadal może coś do mnie czuć. On chciał związku, mnie wystarczała przyjaźń. Kiedy powiedział, że mnie kocha, nie potrafiłam odpowiedzieć tym samym. Niby wszystko się ułożyło, ale czasem zdarza mi się wyczuwać napiętą atmosferę. Na przykład wtedy, gdy prawie pocałowałam Syriusza.

Moje rozmyślanie przerywa pukanie do drzwi. Z westchnieniem podchodzę do nich i je otwieram. Dziwię się, widząc Syriusza stojącego przed moim pokojem.

- Hej. Pomyślałem, że może pomogłabyś mi przygotować coś na tę imprezę. Pozostali nadal nie wrócili, a Huncwocki zapas ognistej jest dość ubogi. - Pociera kark, a jego głos jest dość niepewny. - To co, chcesz mi potowarzyszyć w tejże podróży do Hogsmeade?

- A co, strach cię obleciał i boisz się chodzić sam po zmroku? - zaczynam się droczyć, robiąc to wręcz odruchowo.

- Nie. Po prostu myślałem, że skoro i tak trzeba iść tam po parę rzeczy, to moglibyśmy iść razem. No ale, jeśli nie chcesz to dobra, pójdę sam - oświadcza, sięgając po klamkę. Zaczyna zamykać drzwi.

- Czekaj - odzywam się. Kiedy wygląda zza drzwi, a kąciki jego ust podjeżdżają ku górze, kontynuuję: - Dobrze, niech będzie. Pójdę z tobą.

- Wiedziałem. - Szczerzy się. - Ubierz coś ciepłego. Zakładam, że jest jeszcze chłodniej niż wcześniej, a chorzy pomocnicy są do niczego. - Puszcza do mnie oko i znika w korytarzu.

Make You MineWhere stories live. Discover now