Rozdział 12

49 2 0
                                    

***

Jak tam pierwsze godziny dnia twych urodzin?

Te słowa pojawiają się podczas lekcji Historii Magii. Nadal nie do końca rozumiem jak działa ten kawałek pergaminu, ale nawet mi się to podoba. Wciąż także nie mam bladego pojęcia, kim może być osoba, z którą koresponduję. Wiem tylko tyle, że prawdopodobnie jest chłopakiem w moim wieku, chodzi do Hogwartu i na tym się kończy moja wiedza. Wydaje się być zabawny, ale to tylko moje spostrzeżenie. Kiedy pierwszy raz moje słowa zniknęły z tego papieru byłam zdziwiona i trochę nawet, można powiedzieć, wystraszona. Co innego teraz. Mimo wszelkich obaw, jestem wręcz podekscytowana spotkaniem, które ponoć ma się odbyć po lekcjach.

Nie wiem. Wydaje mi się, że większość tych pierwszych przespałam. Ale odkąd się obudziłam zdążyłam zostać zbrokacona, a moje dormitorium zostało wzbogacone o parę tysięcy ozdóbek. Podsumowując, całkiem zabawnie.

Nieznajomy nie każe mi długo czekać na odpowiedź. Pojawia się paręnaście sekund po mojej.

Chyba masz jeszcze trochę brokatu na włosach.

Czytając te słowa, marszczę brwi. Obracam się do tyłu, przelatując wzrokiem po całej klasie. Żadna osoba jednak nie wygląda, jakby miała coś do ukrycia, a tym bardziej nikt nie wydaje się być tym, który ze mną pisze.

- Panienko Hayes, co takiego ciekawego dzieje się za panienką? - pyta profesor, a ja szybko wracam do poprzedniej pozycji, uśmiechając się niewinnie.

- Ależ nic, profesorze. Tylko śledziłam lot muchy siatkoskrzydłej - odpowiadam, jednak nauczyciel kiwa głową, nie dowierzając mi. To zrozumiałe.

- Wróćmy już do tematu lekcji, a panience radzę robić notatki - mówi poważnym tonem.

- Się robi, psze pana - przytakuję, a po klasie rozchodzi się cichy szmer krótkich śmiechów.

Czyżbym właśnie został nazwany muchą siatkoskrzydłą?

Trzeba było mnie do tego nie zmuszać. Przez ciebie mi się dostało, zapamiętam to sobie.

Już się boję, Hayes.

Coś zaświtało mi w głowie i pojawił się tam pewien głos, którego właściciela nie potrafiłam określić. Czułam, jakbym wiedziała, kto mógłby napisać te słowa. Ktoś, kto zwróciłby się do mnie po nazwisku, ale dla żartu. Być może był taki ktoś, lecz nie mogłam, albo bardziej nie chciałam uświadamiać sobie, kim jest. Powinnam przestać starać się na siłę poznać tożsamość mojego korespondenta. Przecież i tak dziś się dowiem kto to, a moje wywody mogą jedynie wprowadzić mnie samą w błąd.

***

Transmutacja jest podobno najtrudniejszym przedmiotem ze wszystkich nauczanych w Hogwarcie. Nie śmiem temu stwierdzeniu zaprzeczyć. Nie rozumiem, jak chłopaki nauczyli się znacznie więcej i to w młodszym wieku. Chociaż animagia różni się od transmutacji, wymaga dużej wiedzy z właśnie tego przedmiotu. Ja jej nie posiadam i dlatego bycie animagiem jest dla mnie nieosiągalne. Jak z innych przedmiotów dostaję z reguły Wybitne i Powyżej oczekiwań, sporadycznie Zadowalające, tak z Transmutacji moją najwyższą oceną jest Nędzny.

Tak więc na owej lekcji nie sprawdzam wiadomości od Nieznajomego, mimo że te przychodzą, a pergamin szeleści w mojej torbie. Już nawet zdarzyło mi się ją kopnąć. Co najmniej cztery razy w ciągu tej godziny.

Kiedy wybawicielski dźwięk dzwonka rozbrzmiewa, wszyscy zrywamy się z krzeseł i ruszamy do wyjścia. Kontem oka zauważam, jak McGonagall karcąco kręci Podbiegam do Jamesa i Syriusza i podskakuję, łapiąc ich za ramiona.

Make You MineWhere stories live. Discover now