Po raz kolejny oglądam jeden z swoich ulubionych filmów. "Burleska". Dokładnie wiem co się stanie w danym momencie, sekunda po sekundzie. Szkoda, że z życiem się tak nie da. Przewidzieć co się stanie. Kiedy zaczyna się układać i wracać do życia, cieszyć z niego to.... coś się musi stać złego. Słyszę jak krople deszczu uderzają o szybę. Tata jest na kolacji i Teressą, chociaż on ma dzisiaj dobry dzień. W takie dni lubią wracać wspomnienia. Zamykam oczy. Pisk opon gdy mama próbuje zahamować. Huk kiedy samochód wpada w poślizg, zaczyna się obracać. Uderza od strony kierowcy w drzewo. Mrugam kilkakrotnie, aby się nie rozpłakać.
- Wszystko w porządku mała? - głos Roberta brzmi dziwnie, jakby miał chrypkę. Stoi w drzwiach w czarnych dresach i bluzie. Ma kilkudniowy zarost, w dłoniach trzyma dwa kubki, z których unosi się mgiełka. Wyłączam film i odkładam laptop na szafkę nocną.
- Nie. - odpowiadam, a on siada obok mnie na łóżku i podaje mi moją ukochaną herbatę malinową. Upijam łyk naparu.
- Nadal się boisz o Jess? - pyta i sam popija swoją herbatę. Ogrzewam dłonie na gorącym kubku.
- Nie wybudziła się nadal... W dodatku ta sytuacja w szpitalu dzisiaj... Miała sny, pewnie widziała jak ojciec strzela do Ethana. Tak mi się wydaję.
- Też mi się tak wydaję.
- Co u niego? - pytam, bo Robert dzisiaj się z nim widział. Na szczęście operacja poszła pomyślnie i chłopak wybudził się po niej, jednak spędzi jeszcze kilka dnia, jak nie tygodni w szpitalu.
- Chciałby wrócić do gry, ale na razie ważniejsze jego zdrowie. - odpowiada. Widać po nim, że również martwi się o przyjaciela. Martwił się, by tak o każdego z nich. Nieważne czy to Ethan, czy Gregor. Zawsze byli paczką najlepszych kumpli. - Twoje też. Twój chłoptaś mi wszystko powiedział Auri. Miałaś atak, prawda? - jego pytanie bardziej mnie dobija.
- Tak. Tak mi się wydaję.
- Idziesz jutro na badania. - po jego głosie słyszę, że to rozkaz.
- Nic mi nie będzie. - mówię i biorę kolejny łyk herbaty.
- Anemia to nie żarty. Jeśli wróciła? Wiesz co się będzie działo. - jest stanowczy, nie mam ochoty się z nim kłócić i jedynie kiwam głową. Robert się lekko uśmiecha.
- Mówi ci wszystko?
- Że twój Pantofelek Greguś?
- Tak, ten.
- Nie, o waszym pożyciu łóżkowym nie chce mówić. Nie dziwię się w sumie, czego się można spodziewać po prawiczku. - w złym momencie wzięłam łyk herbaty, którą zaczęłam się dławić na tą wiadomość.
- Tego nie wiedziałam. - spoglądam na brata i robię wielkie oczy.
- Się dobraliście. On prawiczek, ty dziewica....
- Ej! Może ty byś sobie w końcu kogoś znalazł!? - odkładam kubek i splatam ręce na krzyż. Robert bierze łyk herbaty i wzrusza jedynie ramionami. - Na pewno ktoś ci się podoba. - dodaję.
- Może. - jego odpowiedź jest zdawkowa jak zwykle.
- No weź. Przecież nikomu nie powiem. - błagam go piskliwym głosikiem.
- Po co ci to wiedzieć?
- Bo tak.
- To nie jest odpowiedź.
- Dla mnie jest. Mów. Robuś.....
- O nie! Tylko nie to!
- Rooobuś.... Robin..... - rzucam się na niego i zaczynam łaskotać zanim ucieknie. Dzięki Bogu ja nie mam łaskotek, ale na nieszczęście Robert ma je wszędzie. Zawsze wyduszałam z niego w ten sposób informacje.
- Hhahaha... Auri....Ahahahahah.... Kurwwahahahahahahhha.... Skończ...hahahahahaha..... Nadie.... - gdy mówi jej imię zamieram.
- Córka Pani Drew!?
- No co?
- Ona chodzi do pierwszej klasy.
- Odezwała się ta co chodzi z trzecioklasistą.
- Nie było tematu.
Oboje zaczynamy chichotać. Sama nie wiem z czego. Dochodzimy po chwili, że coś obejrzymy. Pada na "Siedmiu wspaniałych" z Chrisem Prattem. Załączam film o odprężam się. Tęskniłam za wieczorami kiedy razem oglądaliśmy filmy.
***
JESS POV:
Biegnę. Biegnę, ale nie wiem gdzie. Jest ciemno i zimno. Jestem w piżamie w dodatku na bosaka. Stopy odbijają się od mokrego asfaltu. Czuję, że coś mnie obserwuje, czuję tego czegoś obecność. Odwracam się i nic nie widzę. Zatrzymuję się na samym środku drogi. Łapie powietrze do wykończonych płuc.
- Jess.... - ktoś szepce. Rozglądam się dookoła, ale nikogo nie widzę.
- Jessico.... - ten samo głos robi się wyraźniejszy. Znów się rozglądam. Gdy znów nic nie widzę odwracam się. Przed mną stoi zakapturzona postać. Ma na sobie czarny długi, aż do ziemi płaszcz i w ręce trzyma jakby dziwny kij. Jest zgarbiona. Odskakuję z strachu i znowu łapię tlen.
- Kim jesteś? - pytam, a ten ktoś podnosi głowę. Spod kaptura widzę czaszkę pokrytą gdzie nie gdzie fragmentami starej skóry. Jeden z oczodołów jest pusty, no prawie... Wystaję z niego anemon... kwiat śmierci. W drugim znajduje się gałka oczna, a z niej bije mocno niebieska źrenica. Spod kaptura wystają również sine włosy. Próbuję uciec, ale moje mięśnie odmawiają jakiegokolwiek ruchu.
- Jestem Śmierć. - wyraźny, dźwięczny kobiecy głos mówią w moją stronę, a mi włosy na rękach dęba stają.
- Przyszłaś po mnie? - zadaje je pytanie i spoglądam prosto w jedno jej oko oraz na kwiat zawilca, który zwiastuje zbliżającą się śmierć.
- Nie po ciebie.
- To czego chcesz? - odpowiadam z gniewem w głosie.
- Duszy twojej przyjaciółki.
- Odwal się suko od Aurory! Po co Ci ona!? - zaczynam krzyczeć.
- Bo wtedy zamiast niej wzięłam jej matkę.
- Nie pozwolę Ci szmato.
- Nie wygrasz z mną.
- A założysz się? - zanim odpowie wyrywam się z tych jej czary mary i rzucam się na nią. Ten szkieletor zaskoczony chyba tym co zrobiłam upada i rozsypuje się na kosteczki. - Wcześniej piekło zamarznie.
Otwieram oczy i próbuje złapać powietrze, ale przeszkadza mi jakaś rurka w gardle. Gdzieś tam dociera do mnie dźwięk jakby alarmu i krzyki ludzi. Rozglądam się wokół siebie. Pełno jakiś rurek przypiętych do mnie. Nagle pojawia się jakiś gość.
- Jessico spokojnie, jesteś w szpitalu. Odłączymy się od aparatury. Spokojnie. Jestem lekarzem, zaufaj mi. - mówi, a ja się mu przyglądam. Starszy facet z łysiną w białym fartuchu. Przestaję się rzucać i pozwalam im działać. Powoli dociera do mnie co się dzieje, ale nie pamiętam jak tu się znalazłam. Jedyne co pamiętam to...
Strzał.
![](https://img.wattpad.com/cover/120798231-288-k164227.jpg)
YOU ARE READING
Dobranoc Auroro.
Teen FictionSen zabiera nagle. Sen owija się wokół człowieka jak mgła w koło gór. Sen jest bratem Śmierci. Między nimi jest cienka linia i wystarczy krok... by złamać granice. - Auroro, proszę nie zasypiaj, nie zamykaj oczu! Proszę... Sen się nią zajął. Serce...