=2=

868 47 51
                                    

Trzy tygodnie później, po wielu męczących dniach i nocach spędzonych w szpitalach, mogłem wreszcie wrócić do szkoły. Rodzice nalegali, żebym został jeszcze parę dni w domu, ale ja się uparłem. O dziwo stęskniłem się za nią.

- Wreszcie wracam całkiem dobrze wypoczęty i zdrowy. No nie całkiem. - Jęknąłem, drapiąc się po głowie, w której brakuje mi wspomnień. Pierwsze przypuszczenie urodziwej pani doktor się zgadzały. Mam amnezję.

- Mogło być gorzej - pocieszył Dawid.

- Ta...

Zostało jeszcze trochę czasu, więc usiedliśmy na ławce na dziedzińcu szkolnym. Spojrzałem na grupkę uczniów. Wśród nich był chłopak, którego nie znałem. Był bardzo przystojny. Miał coś w sobie, co mnie przyciągało, ale czułem jakiś dziwny niepokój. To dziwne czuć tyle emocji względem kogoś, kogo się widzi parę sekund.

- Ktoś nowy? - zagadnąłem Dawida.

- Hę? Nie... - Zerknął w to samo miejsce i powtórzył z większą pewnością: - Nie. O kogo ci konkretnie chodzi?

- O bruneta w katanie.

- Eee... Poważnie?

- Powinienem go znać, tak?

- Tak - odpowiedział dobitnie. - Ty i Teodor byliście kumplami.

- Co się między nami stało?

- Sam nie wiem dokładnie. Nigdy mi nie wspominałeś o nim za dużo. Po prostu nagle przestaliście się dogadywać. I dobrze - dodał po chwili.

- Czemu?

- Źle na ciebie wpływał. Jest wredny, cyniczny, narcystyczny i patologiczny, jak jego ojciec. - Ich spojrzenia się skrzyżowały. Oni się naprawdę nienawidzą. - Mam ochotę mu przyjebać, ale skurwysyn dobrze się bije. Lepiej nie.

Jego wzrok przeniósł się na mnie. Przeszły moje ciało nieprzyjemne ciarki. Gdy zwrócił się ponownie do swoich kolegów, jego prawy kącik ust uniósł się szelmowsko w górę, a ja odetchnąłem z ulgą.

- Lepiej nie - powtórzyłem. - Do której klasy chodzi?

- Do równoległej.

- Chciałbym z nim porozmawiać - palnąłem.

- Po co? Nawet nie odpowiadaj. Po prostu nie zb...

- Dobrze, bobrze. Spokojnie... Geez.

Nagle poczułem zawroty głowy i przypomniałem sobie ich bójkę. Teodor zamachnął się i rozkwasił Dawidowi nos. Zwyzywałem ich obu, a następnie poszliśmy do pielęgniarki.

- Wszystko gra, Bazylka?

- Tak. Przypomniałem sobie, jak się pobiliście w tamtym roku.

- O matko, myślałem, że oszczędzę sobie tego upokożenia.

Obaj parsknęliśmy śmiechem.

- Przypomniałeś sobie coś więcej? - zapytał.

- Nie. - Pokręciłem głową.

- Chodziaż tyle. Chodźmy już pod klasę, stary.

Tam podeszła do nas Ola.

- Cześć.

- Hej - odpowiedzieliśmy niemal równocześnie.

- Dobrze, że już wróciłeś. Stęskniliśmy się.

- Dzięki. Już się mnie tak szybko nie pozbędziecie. - Mrugnąłem do niej.

Uśmiechnęła się promiennie, ale gdy zadzwonił dzwonek, wygięła usta w w podkówkę. Nie jest ścisłowcem.

Powinienem go znać? [BxB] [ZAKOŃCZONE]Onde histórias criam vida. Descubra agora